Północna Francja, 1910 rok. Dwaj inspektorzy prowadzą śledztwo w sprawie serii tajemniczych zaginięć turystów.
- Aktorzy: Fabrice Luchini, Juliette Binoche, Valeria Bruni Tedeschi, Jean-Luc Vincent, Brandon Lavieville i 15 więcej
- Reżyser: Bruno Dumont
- Scenarzysta: Bruno Dumont
- Premiera kinowa: 12 maja 2017
- Premiera światowa: 13 maja 2016
- Dodany: 13 lutego 2017
-
Powstała filmowa, pełna przenikliwego sarkazmu, opowiedziana z poczuciem humoru i wyczuciem smaku satyra na francuskie społeczeństwo. Ta przerysowana, całkowicie świadomie, historia demaskuje panujące nad Loarą konwenanse. Z upływem czasu stają się one skostniałe i groteskowe.
-
Przedstawiając groteskowo-nonsensowne bratanie się klas, zapowiadające upadek dawnego świata z opresyjno-zaściankową kulturą katolicką w tle, Dumont stroi się w piórka bliskiego nam Gombrowicza, lecz nie do każdego trafi ten rodzaj teatralizacji i komiksowego humoru.
-
Absurdalna komedia kostiumowa, pełna błyskotliwych obserwacji.
-
Całkowicie wyłamuje się ze schematów. Absolutnie nie daje się jednoznacznie sklasyfikować, jednak chyba najbliżej mu gatunkowo do czarnej komedii.
-
To, co uwodzi najbardziej, może równie dobrze być przyczyną, dla której film się nie będzie podobał. Wobec tego, rachunek prawdopodobieństwa, że będziecie oglądać "Martwe wody" z radością wychodzi około pięćdziesiąt procent - niemniej warto się przekonać, która połowa weźmie górę.
-
Flm dla nielicznych i posiadających specyficzne poczucie humoru oraz sporą dawkę anielskiej cierpliwości.
-
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że wymienione elementy to zbyt mało, aby utrzymać zaciekawienie i uwagę widza.
-
Łatwo się tym filmem poirytować, bo żeni ze sobą parę nieznośnych stylistyk na raz i wycofuje się z mroku jeszcze bardziej niż czynił to "Mały Quinquin".
-
Fakt, że obraz nie otrzymał żadnej nagrody, pozostawia pewien niedosyt.
-
Mieszanka wybuchowa w formie i treści, ale jeszcze bardziej szalona i zabawniejsza.
-
Zamiast na bankiet z czasów la belle époque, reżyser wysłał nam zaproszenie na stypę... własnej twórczości.
-
Dumont wyraźnie nie ma ręki do takiej opowieści. Próbuje iść w ślady wczesnego Jeana-Pierre'a Jeuneta. Krzyżuje go z Emirem Kusturicą i Gabrielem Garcíą Márquezem. Zamiast fascynującej mieszanki wychodzi mu jednak filmowy bękart - pozbawione wdzięku połączenie bzdurnych i nieciekawych pomysłów.
-
Specyficzna filmowa mieszanka, która bawi i daje do myślenia, a przez dwie godziny seansu nie nudzi się ani przez chwilę, a pozwala cieszyć się kinową ucztą pełną smakowitych gagów. To autorskie kino, ale strawne dla każdego, bo zrealizowane w lekkiej i przyjemniej konwencji.
-
Komediowa perełka, a jednocześnie film, z którego lepiej nie zdrapywać pozłotka - niewiele się pod nim kryje.
-
Interesująca mieszanka, często wybuchowa i drażniąca. Skończone dzieło absurdu.
-
Dumont stara się uwypuklać paradoksy klasowych nierówności, ale nawet jeśli jego nowy film jest konsekwentny, scenariuszowo i wizualnie dopracowany, to trochę jednak nie wyszedł reżyserowi. Komediowy "Ma Loute" w ogóle nie śmieszy, a nawet trochę męczy.
-
Jeżeli lubicie oglądać raz po raz grubego policjanta przewracającego się i mającego problemy ze wstaniem, albo Juliette Binoche śpiewającą egzaltowane piosenki lub ostentacyjnie wznoszącą modły do świętej panienki, to jest to film dla was. Wątpię jednak, żeby Slack Bay był wielkim przebojem, nawet w rodzimym kraju reżysera.
-
Hucznie świętuje namiętny romans rzeczywistości z fantazją. Dawno nie było w kinie tak wzburzonego i zaburzonego świata, który wie kiedy puścić kierownicę, by się nie rozbić.
-
Historia serwowana przez Dumonta skrzy się niespodziankami i niewiarygodnymi wydarzeniami, lecz nie zaskakuje i nie porywa tak, jak robił miniserial.
-
W przegięciach Martwych wód tkwi urocza siła komediowego sznytu. Nie potrzeba dosadnych stwierdzeń, by wycisnąć esencję przedstawionej historii. Bruno Dumont już w Małym Quinquin'ie pokazał, że potrafi tworzyć intrygujące i pełne abstrakcji światy, do który ma się ochotę wejść.
-
Są obrazem pozbawionym emocjonalnej głębi, co wynika przede wszystkim z niesamowitej rozciągłości opowiadanej historii i kuriozalności przedstawianych wydarzeń. Surrealizm i baśniowość miesza się do woli z naturalizmem, kreując rodzaj kina, które nie pochyla się nad widzem.
-
Dawno nie było na dużym ekranie tak iskrzącej się absurdalnym humorem anarchistycznej slapstickowej komedii. Fascynujący, dziwny i zabawny film, co ciekawe, nakręcony przez reżysera słynącego z kina poważnego i ponurego.
-
Absurdalnie eleganckie, lecz przy tym sennie odrealnione. To tylko popisowy pozór Dumonta, gdyż jego nowe kino to zdecydowanie coś więcej niż niepołączony zbiór absurdalnych i groteskowych momentów.
-
Wyborna konwencja niesie mikroskopijną treść. Za to aktorzy wypadają smakowicie.
-
Trzeba przyznać, że aktorzy świetnie bawią się w swoich rolach, a okazji do pośmiania się nie brakuje. Humor jest jednak niezwykle specyficzny i z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu. Podobnie jak sama opowieść, która ze sceny na scenę coraz mocniej oddala się od realizmu.
-
Niewątpliwie film szalony, ale może w tym szaleństwie kryje się jakiś głębszy sens.
-
"Martwe wody" piętnują przywary poszczególnych stanów społecznych, ale robią to w konwencji czarnej komedii, w sumie lekko, a na pewno zaskakująco.