-
Bajkowa atmosfera świąt bijąca z ekranu pozwala przymknąć oko na oklepane wątki i miałkie dialogi. Na pewno nie jest to - jak zapewniają twórcy - "najzabawniejsza komedia ostatnich 25 lat". Film jest przesłodzony, komercyjnie tandetny i do bólu przewidywalny.
-
Twórcy "Listów do M.", a także "Listów do M. 2" znaleźli zatem klucz do serc widzów. W okresie przedświątecznym mamy chyba ochotę na oglądanie lekkich, pokrzepiających opowieści z obowiązkowym morałem kolorowej historyjki, ale przy tym niegłupich, z dobrze dobraną obsadą, trochę wzruszających, trochę zabawnych. "Listy do M. 2" spełniają te oczekiwania nawet z nawiązką. To coś w rodzaju ekstra prezentu mikołajowego.
-
Jawi się niczym zielonoskóry Grinch, który kradnie prezenty spod choinki i oznajmia, że w tym roku świąt nie będzie - wszelka magia bożonarodzeniowa ulatnia się powoli z każdą minutą filmu. Całe szczęście, że do świąt jeszcze daleko i być może widz zdąży do tego czasu zapomnieć o tym koszmarku.
-
Na próżno szukać w "Listach do M. 2" czegoś nadzwyczajnego i uwierzcie mi na słowo - w chwili obecnej naprawdę się staram. Ale ciężko wykrzesać cokolwiek dobrego z ładnego świątecznego filmu, któremu brakuje świątecznej magii.
-
Fajna i dobrze dopięta komedia, prawie identyczna z oryginałem, ale sprytnie go rozszerzająca.
-
Listy do M. 2 cierpią na syndrom sequela. Cechują je kalki, sztampa i brak konkretnego punktu wyjściowego.
-
Magia świąt, udane wątki Stuhr-Gąsiorowska, Adamczyk-Dygant i Melchior kontra niesforny dzieciak, znanymi z oryginału, zostały zastąpione nieświątecznymi, pseudoromantycznymi i skrajnie nudnymi wątkami, które nawet gdyby zostały dodane do któregokolwiek odcinka jakiejś popularnej telenoweli, byłyby tylko jedną wielką katastrofą.
-
Jeśli więc kochani widzowie chcecie wprowadzić się w świąteczny nastrój, to lepiej powtórnie obejrzyjcie pierwszą część.
-
Już od początkowej sceny "Listy do M. 2" Macieja Dejczera, miast bez kompleksów zaproponować coś własnego, próbują kopiować styl brytyjsko-amerykańskich komedii romantycznych i odcinają kupony od poprzednika. Niestety, nic więcej nie wydarza się do sceny ostatniej.
-
Oprócz wątpliwej jakości rozwiązań fabularnych wypada ponarzekać jeszcze na dialogi.
-
To po prostu odgrzewany kotlet. Tylko tym razem ze sporą ilością, niezbyt strawnej, wyciskającej na "na siłę" łzy cebulki.
-
Chciałbym powiedzieć coś dobrego o drugich "Listach", ale zwyczajnie nie potrafię. Owszem, zdjęcia są ładne, muzyczka niezła, ale to wielkie rozczarowanie.
-
Jak na sequel bardzo udanej jedynki, wypadają mizernie, a jako samodzielna historia nie mają zbyt wiele do zaoferowania. Niedorzeczności zdarzeń przyćmiewają kilka zabawnych momentów, a spośród gwiazdorskiej obsady na plus wyróżnia się tylko Tomasz Karolak.
-
Kino zdecydowanie męczące, depresyjne i pozbawione świątecznego ciepła. Szczerze odradzam. Lepiej zachować w pamięci atmosferę poprzedniego spotkania z bohaterami.
-
Udana kontynuacja w reżyserii Macieja Dejczera.
-
Mimo nielicznych wad, film nad wyraz udany. Do bólu świąteczny, do bólu romantyczny, z mnóstwem lokowania produktu, trudno jednak narzekać na to, gdy idzie się do kina na bożonarodzeniową komedię romantyczną. Przede wszystkim film ten jest pełen ciepła i humoru.
-
Jest jak pudełko Rafaello. Doskonale wiesz, czego się spodziewać i właśnie to otrzymujesz.
-
Brakuje tu również magii. Pierwsza część była magiczna, przywracała wiarę w niezwykłość świąt i wprawiała w wyjątkowy nastrój. Druga część jest trochę nijaka. Ma swoje momenty, kiedy ewidentnie śmieszy i wzrusza, ale jest ich zdecydowanie zbyt mało.