-
Tonące w psychodelii i repetycjach studium uzależnienia alkoholowego.
-
Odpada w filmie coś, co przesądzało o sile książki - gorączkowa próba zagadania swojego uzależnienia, opowiedzenia go raz jeszcze, opowiedzenia go tak, by dało się uwierzyć, że wszystko może się jeszcze inaczej potoczyć.
-
Nie sądzę wprawdzie, bym za kilka lat wspominał "Pod Mocnym Aniołem" jako mój ulubiony film Smarzowskiego, jednak bez wątpienia jest to jeszcze jedno bardzo śmiałe dzieło tego twórcy, świadczące o artystycznej dojrzałości, ale i wciąż żywej potrzebie eksperymentowania i poszukiwania nowych wyzwań.
-
7.51 lutego 2017
-
-
Nałóg to głębia bezgraniczna - na jakim byśmy dnie nie byli, zawsze słychać pukanie od dołu. Smarzowski zachlapał nam ją ekskrementami, nie pozwalając nam się w niej ze strachem przejrzeć.
-
"Pod Mocnym Aniołem" to nie "Drogówka", w której sztubackie żarty oferowały chwilę wytchnienia od przytłaczającego pesymizmu, pozwalały na moment zapomnieć, jak jest źle.
-
Nie zawiódł jednak reżyser, który sprawną ręką całość poprowadził i nie zawiedli aktorzy.
-
Co z tego, że film wzorowo ukazuje portret polskiego alkoholika, bombardując naturalizmem scen, skoro nie pozwala nam na wejście w psychikę postaci i nie wyzwala w nas jakiejś przynajmniej maleńkiej empatii do nich.
-
Smarzowski w wywiadach mówił, że postanowił ostatecznie rozliczyć się z powracającym w jego twórczości tematem alkoholu. Nie wydaje mi się jednak prawdopodobne, żeby go porzucił na dobre. Wódka bowiem jest częścią polskiego imaginarium, do którego reżyser odwołuje się za każdym razem. Nie sądzę, żeby Smarzowski nagle przestał być naszym narodowym moralistą. Oby nie przestał.
-
Oczywiście, kilka fabularnych rozwiązań mnie ujęło.
-
Wspomniana już Kinga Preiss, Iwona Bielska i Adam Woronowicz byli urzekający, to jednak za mało, żeby nadać mocy tej mieszance majaków, sztucznych rzygowin, górnolotnych słów, głębokich butelek i płytkich potrzeb.
-
W poprzednich filmach Smarzowskiego piło się sporo. Czy to w Weselu, czy w Domu złym alkohol był sposobem na troski dnia codziennego, przyjemnością i torturą zarazem. W Pod Mocnym Aniołem jest już tylko torturą. I właśnie takiego dzieła należy się spodziewać. Pijackiego, na wskroś polskiego, przesiąkniętego menelską filozofią i wszechobecną patologią.
-
Mocne i dobre kino, ale otuchy trzeba szukać gdzie indziej.
-
Smarzowski odszedł od symbolicznego obrazowania problemu: schematycznych scen, niedopowiedzeń, metafor, elips. Alkoholizm pokazał najprościej, takim jakim jest w swojej istocie: przerażającym i odrażającym.
-
Nie da się ukryć, że "Pod Mocnym Aniołem" jest rozczarowaniem i jednym z najsłabszych filmów Wojciecha Smarzowskiego.
-
Jest jednak czymś więcej niż obrazem utraty godności i staczania się, postępującego delirium bohatera alkoholika - pisarza Jerzego. Film Smarzowskiego pozwala nam ujrzeć świat jego oczyma, wprowadza w świat wewnętrzny pisarza i dzięki bardzo wyrafinowanym technicznie środkom umożliwia empatyczne wczucie się w stan delirium.
-
Zmierzyć się z prozą Jerzego Pilcha - zwłaszcza z prozą taką jak "Pod Mocnym Aniołem" - to wielkie wyzwanie. Wojtek Smarzowski wyszedł z tej próby zwycięsko, choć efekt pewnie nie wszystkim się spodoba. To zresztą nie jest film do "podobania się". "Pod Mocnym Aniołem", jak każdy film Smarzowskiego, uwiera, boli, nie daje spokoju. Niech was nie zmyli obfitujący w zabawne scenki zwiastun filmu - bywa śmieszno, ale przede wszystkim jest straszno.