-
To film ciekawy, chociaż nie da się ukryć, że głównie ze względu na swój temat, którego potencjału niestety w pełni nie wykorzystano. Może to tylko moje wygórowane oczekiwania, ale wolałbym, ażeby wchodził w podejmowaną problematykę bardziej niż na głębokość pchnięcia nożem satyry, w której nie w pełni swobodnie obśmiewa jedynie jedną ze stron i nie próbuje wysnuć z tego żadnych wniosków czy wybadać przyczyn takiego stanu rzeczy.
-
Co prawda jest to tytuł nieudany, polepiony z kilku różnej jakości pomysłów, powstały przy zdecydowanym braku chęci przybliżenia widzowi losów króla disco polo, jak i samego gatunku, przez co nie sposób ustalić do jakiego targetu produkcja ta jest kierowana, jednak na tle konkurentów to propozycja jeśli nie najlepsza, to już na pewno najprzyjemniejsza. "Zenek" gwarantuje rubaszną, ale przy tym bezpieczną podróż w urokliwe czasy i gwarantuje, przynajmniej do pewnego momentu, dobrą zabawę.
-
"Nowe oblicze Greya" to w zestawieniu z pozostałymi odsłonami film zarazem najgorszy i najlepszy. To nadal nudne i męczące barachło, które będzie ciążyć w portfoliach twórców jeszcze przez kilka lat, na ich szczęście wraz z niemałymi sumami na kontach, ale jednocześnie część ta jako jedyna dostarczyła mi masochistycznej frajdy, walcząc tym samym o miejsce na liście guilty pleasure.
-
Choć film Legranda rozminął się z moimi oczekiwaniami, nie mogę mu odmówić doskonałego tempa i wyczucia w opowiadaniu o temacie bardzo trudnym i wciąż często bagatelizowanym. Francuski reżyser doskonale gra na emocjach, bez popadania w zbędny dydaktyzm czy ckliwość.
-
Mimo niedoskonałości, "Gotowych na wszystko" ogląda się naprawdę przyjemnie - trudno mi sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak się śmiałem na polskiej komedii.
-
Dokument ten to znakomicie skomponowany kolaż zdarzeń. Czuć w nim dryg wprawnego montażysty, którym Szczepaniak jak najbardziej jest.
-
Momentami sprawia wrażenie, że Woody'emu Allenowi coraz mniej chce się tworzyć i że kręcenie to dla niego sposób na życie, a niekoniecznie chęć przekazania swoim widzom czegoś konkretnego.
-
Teraz, gdy wyłączność do mówienia prawdy o gangsterach dzierży Patryk Vega, a publika chętnie poszłaby do kina na Popka, ale nie w roli koproducenta, film Charona skazany jest na całkowitą porażkę. Pojedynczy śmiałkowie, którzy pokuszą się o wybranie na seans, przez jego większość najpewniej będą gapić się ślepo przed siebie, niczym matka głównego bohatera. Cytując piosenkę promującą to dzieło - "to jakaś chora jazda".
-
To co prawda kolejny niewykorzystany potencjał i pokaz chaotyczności działań Warner Brothers, jednak daje ona realne nadzieje na dobre kino z metką DC.
-
Ciekawy dokument, którego siła tkwi w wypowiedziach gości, a tym nie można odmówić ciekawych historii i wyczuwalnego sentymentu dla pamiętnego lokalu. I właśnie dla ludzi z takim sentymentem został stworzony ten film - by wspomnienia mogły odżyć i by powstała w takim widzu chęć odwiedzenia Nowego Fugazi, które od 2015 prężnie rozwija się przy ulicy Mińskiej 65, oczywiście w Warszawie.
-
Jest filmem niepotrzebnym absolutnie nikomu, pozbawionym pomysłu na własną tożsamość, nie dając widzom nawet pustej, krwawej rozrywki.
-
Pozbawiona choć odrobiny polotu filmów o LEGO pełnometrażowa reklama, nie siląca się na nic prócz zajęcie czasu niewymagającym widzom i wyłudzenie pieniędzy za gadżety.
-
Jako reklama produktów, film ten i tak nadal się sprawdza, tyle że po raz pierwszy nieudanie ukrywa komercyjność serii, nie potrafiąc zaserwować widzom nic ponad piękny obrazek i banalną, nieciekawą fabułę. Nie jest to kompromitacja na całej linii, ale znaczące zaniżenie poziomu.
-
Irracjonalność niektórych zachowań postaci, trudna do śledzenia akcja i obecność irytującego psa przywodzi na myśl animowane seriale ze Scoobym-Doo, co oznaczać może, że dla dzieci "Tarapaty" być może będą źródłem rozrywki, jednak będzie to rozrywka raczej wątpliwej jakości.
-
Może to tytuł odpowiedni po prostu dla ludzi kochających kochać, ale niepotrafiących o tym mówić. We mnie z pewnością zostanie niewypowiedziany zachwyt.
-
Mało wiarygodna, ale potrafiąca zaangażować opowieść o miłosnych intrygach w czasach wielkich holenderskich malarzy i tulipomanii. Film broni się doskonałą obsadą i solidną, choć dość kameralną warstwą wizualną.
-
Choć fabularnie nie oferuje nic ponad banał, dla dzieci wciąż może stanowić udaną lekcję dotyczącą chociażby odnajdywania w sobie ukrytej siły oraz powołania. Co prawda, według mnie przesłanie to nie wybrzmiewa dostatecznie wyraźnie, ale być może dzieciom to wystarczy.
-
Pod kątem fabularnym, jest to raczej dość standardowa produkcja, niemająca do zaoferowania praktycznie nic nowego w temacie, który podejmuje. Jednak warunki, w których film powstawał, czynią z niego dzieło nadzwyczaj godne uwagi.
-
Choć film Frémauxa zdradza cechy laurkowości, bowiem reżyser nie szczędzi swym bohaterom słów uznania, na każdym kroku podkreślając pionierskość ich zabiegów oraz kunszt wykonania, zgrabnie przy tym pomijając kwestię konfliktu z Thomasem Edisonem, to należy docenić, z jakim oddaniem snuje swą opowieść. Opowieść pełną pasji i zaangażowania, dbając jednocześnie o jej przystępność.
-
Ma do zaoferowania nic ponad bycie zapchajdziurą, którą rodzice puszczają swoim dzieciom na tabletach podczas długich podróży. Bałagan scenariuszowy i brak jednolitej myśli przewodniej nie pozwalają na wyniesienie z seansu czegokolwiek ponad poczucie upływu czasu i masę pytań o logikę działania świata zjadaczy skarpetek.