Mateusz Rosicki
Krytyk-
Całości patronuje w dodatku lekki, autoironiczny duch, który na każdym kroku podkreśla, że "Winny czy niewinny" jest przede wszystkim dobrą rozrywką - być może właśnie taką, jaką miał na myśli Godard, kiedy wypowiadał swoje słynne słowa.
-
Nie jest idealny, po znakomitym otwarciu napięcie słabnie i im bliżej końca, tym więcej rozwodzenia się nad kwestiami, które można by załatwić jedną sceną zamiast czterech. Tym niemniej w ciągu trzech godzin Chazelle i tak nieraz potrafi zaskoczyć, a to niepokojącym epizodem z Tobeyem Maguire'em, a to nagłą zmianą konwencji.
-
Jeśli więc nie w zmysłowości, nie w silnych emocjach i nie w intelektualnym impulsie tkwi coś, co mimo wszystko intryguje w "Paryżu, 13. dzielnicy", to jest to atmosfera swobody, która nawet kiedy nie obejmuje całego życia, i tak czeka na kochanków za zamkniętymi drzwiami wynajętego pokoju.
-
Momentami ma prawo wydawać się rozwlekły, nudny i męczący. Skoro jednak Hamaguchi zaprasza do tego, żeby poprowadzić jego samochód, warto skorzystać z tej propozycji, nawet na przekór własnym przyzwyczajeniom.
-
Wpisane w "Nie patrz w górę" oskarżenie decydentów o bezczynność w obliczu katastrof mogłoby być zbyt nachalne, gdyby nie towarzyszyła mu słuszna dawka komizmu. Na szczęście satyra McKaya naszpikowana jest kąśliwym humorem i pozwala śmiać się z obu stron naukowo-politycznego konfliktu.
-
"Matki równoległe" nie są co prawda arcydziełem, niemniej to wciąż porządnie opowiedziana historia ze świetnie dobranym tytułem, która wyróżnia się przede wszystkim swoim paralelizmem. Równoległych znaczeń da się tu doszukiwać może nie w nieskończoność, ale na pewno bardzo długo, co jest całkiem niezłym prezentem dla wnikliwego widza.
-
Zaletą filmu Aarona Sorkina jest to, że bez złudzeń pokazuje on mechanizmy wpływające na wyniki procesów. Jako emocjonujący dramat sądowy sprawdza się jednak trochę gorzej.
-
Gdyby ambicją filmu była jedynie rekonstrukcja historycznych wydarzeń, stałby się on kolejną środkowoeuropejską produkcją przepracowującą doświadczenie komunizmu. Ivanowi Ostrochovskýemu udało się jednak stworzyć coś więcej - polityczną parabolę, którą można przykładać także do współczesnych realiów.
-
Okazuje się kolejnym filmem, który robi sobie z Freuda maskotkę. Jest to skądinąd niezły materiał na maskotkę, choćby ze względu na brodę, ale takie potraktowanie ojca psychoanalizy bardzo spłaszcza jego wizerunek i rodzi pytanie o to, po co w ogóle wybierać go na patrona filmu.
-
Choć Młody Ahmed nie rzuca nowego światła na ekstremizm jako fenomen społeczny, odnosi artystyczne zwycięstwo, ukazując poddaną próbie etycznej jednostkę.
-
Dzika grusza nie jest bowiem pozbawiona humoru, który funkcjonuje głównie na poziomie przepychanek słownych. Jednak kiedy w tle zaczyna pobrzmiewać Passacaglia c-moll Bacha, jedyny utwór muzyczny wykorzystany w filmie, daje o sobie znać smutek, który kryje się za śmiesznością prowincji.