Światem wstrząsa tajemnicza katastrofa. Samotny naukowiec z Arktyki próbuje skontaktować się z załogą wracających do domu astronautów.
- Aktorzy: George Clooney, Felicity Jones, Kyle Chandler, David Oyelowo, Demián Bichir i 15 więcej
- Reżyser: George Clooney
- Scenarzysta: Mark L. Smith
- Premiera światowa: 10 grudnia 2020
- Dodany: 2 grudnia 2020
-
To produkcja niezwykle sentymentalna i wyciszająca - tylko że aż za bardzo, gdyż do finału trudno wytrwać z otwartymi oczami. Wszelkie próby zawiązania emocjonalnej nitki pomiędzy nami a przedstawionymi postaciami kończą się fiaskiem - o ironio, brakuje łączności.
-
To nie jest zły film, a popularne gwiazdy kina dają sobie radę ze swoimi rolami, jednak ostatecznie zabrakło tu tzw. klimatu, poczucia zagrożenia i tempa, które trzymałyby naszą uwagę od początku do końca.
-
Pełne troski o planetę kino science fiction, w którym reżyser nie radzi sobie z ziemskim dramatem, maskując tę niezdarność kosmiczną nudą.
-
W mig zrozumiecie przesłanie filmu, które może przez wielu zostać uznane za niezbyt wyszukane, ale musi wystarczyć. Seans "Niebo o północy" nie zapadnie Wam raczej w pamięci, lecz może skłonić do krótkiej refleksji. Wygląda mi na to, że to był właśnie cel tej produkcji i niestety niewiele więcej.
-
Sztab techniczny, na czele z operatorem Martinem Ruhe i scenografem Jimem Bissellem, a także licznymi ekspertami od efektów specjalnych wykonał świetną robotę. Pomimo intelektualnych mielizn, fabularnych dłużyzn, dziwnego montażu, słabej gry aktorskiej i chwilami bełkotliwej narracji, film można oglądać z zapartym tchem zachwycając się jego warstwą wizualną.
-
Clooney poległ jako reżyser, zmieniając gatunek, na którym się zna, na taki, o którym nie ma zielonego pojęcia, przez co wyszła mu produkcja bezpłciowa. Nie jest to ani rasowy dramat, ani też science fiction.
-
Był tak ciekawy, że zdążyliśmy się pokłócić o niezwiązaną z nim błahostkę w pierwszych 15 minutach oglądania.
-
Jest dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Liczyłam na przejmującą, poważną historię o samotności, tęsknocie, niemożliwych do pokonania ograniczeniach człowieczeństwa i ludzkości. Tymczasem spędziłam dwie godziny, przyglądając się dawno przetrawionej przez współczesne kino science fiction zupie z popularnych wątków i motywów gatunkowych, którym na dodatek pożałowano staranności.
-
Jak lepiej zakończyć 2020 rok, jeśli nie fantastycznonaukowym filmem katastroficznym o zagładzie Ziemi? Tak pewnie pomyśleli włodarze Netflixa, którzy w ostatnich dniach grudnia zaoferowali swoim użytkownikom "Niebo o północy". Problem w tym, że wydarzenia kończącego się roku były znacznie bardziej filmowe, angażujące i nieprzewidywalne niż to, co oferuje najnowsze widowisko George'a Clooneya.
-
Dzieło George'a Clooneya, choć zrealizowane więcej niż przyzwoicie i podejmujące ważne, niełatwe tematy, odebrałem trochę jak przysłowiowe "kopnięcie leżącego" - kolejną łyżkę dziegciu w beczce, w której w tym roku niewiele było miodu.
-
Wpisuje się w rozrastający się pejzaż filmowych ostrzeżeń, upatrujących w futuroscenariuszach okazji do obrazowania możliwych kierunków ziemskiej apokalipsy. Clooney Ameryki swoim filmem nie odkrywa, ale z powodzeniem dołącza do szerszej dyskusji w duchu udanego quasi-głównonurtowego widowiska.
-
Mógłby być udanym filmem, gdyby większy nacisk położono na wątek Augustine'a.
-
Z pewnością trafi w gust widza wypatrującego końca świata za oknem, bo seans pasuje jak ulał do dzisiejszego, tegorocznego nastroju. Powinien nas wrzucić w objęcia smutku i żalu, ale po prawdzie pozostajemy niezwykle obojętni. I nie jest to nasza wina, gdy dostając kolejną opowieść z postapokaliptycznym tłem, nie potrafimy wykrzesać z siebie zainteresowania, a wina samej opowieści i reżyserii.
-
Widać, że plany były ambitne, ale koniec końców wyszedł z tego ciężkostrawny miszmasz luźno połączonych ze sobą scen. Niebo o północy raczej uleci z pamięci widza tuż po zakończeniu seansu, więc może lepiej poświęcić ten czas na lepszy film.
-
Tematyka zagłady życia na Ziemi, eksploracja nowych światów, znani aktorzy w obsadzie, sława na stołku reżysera, przyzwoity scenarzysta i pomysł fabularny wzięty z kart powieści - teoretycznie niemal gwarancja sukcesu. Niestety Clooney stworzył film bezbarwny, jałowy i całkowicie pozbawiony dramaturgii...
-
Zarówno miłośnicy urokliwego Clooney'a, jak i filmów sci-fi powinni być zadowoleni.