Marek Kuprowski
Krytyk-
Chociaż to film lekki i przyjemny, to co najmniej jego ostatnie ujęcie emanuje bezbrzeżną, paraliżującą nostalgią. Smutkiem, od którego trudno się uwolnić.
-
Stanowi swego rodzaju pozytywne zaskoczenie, bo pozbawiona jest tylu dziur logicznych i mimo że nie potrafię wymienić jakichkolwiek jej zalet poza udanym występem świetnie pasującego do roli wkurzającego gnojka Milesa Tellera, to kolejną odsłonę adaptacji książkowej serii Veroniki Roth ogląda się już bez takich bólów.
-
Jeśli macie w domu małą agentkę, która przepada za Barbie, możecie nie mieć możliwości nieprzyjęcia tego zadania.
-
Wypada lekko mdło. Muzyka jest przyzwoita, ale także nie porywa. Cieszą za to dawno niewidziani, wspaniali aktorzy z drugiego planu.
-
Nieoczekiwane wspomnienie "Prawa ulicy" na dobry moment wytrąciło mnie z rytmu oglądania produkcji o prawach giełdy. Jednak warto.
-
Ponieważ główna bohaterka z racji utraty wzroku nie może być narratorem w pełni wiarygodnym, debiutujący reżyser i doświadczony scenarzysta Eskil Vogt ma duże pole do popisu. I korzysta z niego w stu procentach!
-
Chociaż czegoś tu ewidentnie brakuje, to da się "Dziewczynę..." obejrzeć z zainteresowaniem.
-
Pieczołowicie skonstruowana, zawiła intryga kryminalna w końcu zacznie układać się w bardzo sensowną całość zarówno w głowach detektywów jak i widzów, a przezabawne i zaskakująco świeże gagi wywołają sporo salw śmiechu.
-
Zmysłowy, doskonale zmontowany, cieszący każdym pięknym, starannie przygotowanym kadrem i nakręcony w stylu przywodzącym na myśl włoską klasykę.
-
Niestety, kuleje wykonanie.
-
Jeśli nie obawiacie się zafundować swoim pociechom niełatwego, nie zawsze wesołego seansu, możecie zabrać ich na "Mecz".
-
Próbują też podejmować trudne tematy i nauczyć czegoś najmłodszych widzów, ale aż chciałoby się, aby pozostały jednak przy próbie zabawienia dzieci. Robią to bowiem tak niezdarnie jak małpy, które dopiero zeszły z drzewa.
-
Największą siłą są aktorzy.
-
Ogląda się bardzo miło, ale to tylko przeurocza wydmuszka. Familijna telenowela najwyższej jakości.
-
Historia nie jest tak prawdziwa, jak chciałaby się wydawać.
-
Chciałaby być filmem dojrzałym, poruszającym ważką tematykę, ale za bardzo zależy jej na tym, aby się przy tym dobrze bawić i nie narzekać później na mroczny klimat niczym w "Batman v Superman".
-
Przeznaczony jest dla najmłodszych dzieci i właśnie im powinien przypaść do gustu.
-
Na tle podobnych produkcji z całego świata, zalewających co roku polskie kina, jest to rzecz całkiem niezła, ale od gigantów z Disneya czy Pixara nadal dzielą ją lata świetlne.
-
Sensownej historii tu właściwie nie ma, wiele rozwiązań fabularnych jest zwyczajnie głupich, a film chwilami wydaje się przede wszystkim antyreligijną odpowiedzią na produkcje w rodzaju "Bóg nie umarł".
-
Trudno tę produkcję nazwać musicalem czy filmem muzycznym, bo ani postaci nie śpiewają zamiast mówić, ani nikt tu nie posługuje się piosenką, żeby cokolwiek skomentować.
-
Chociaż mamy do czynienia z filmem przede wszystkim dla dzieci, to odważnie i dojrzale opowiada on o umieraniu i innych poważnych sprawach.
-
Postaci są nieźle nakreślone, dobrze zagrane i mają parę świetnych dialogów, ale film jest ciut zbyt rozwlekły, skokowo brutalny i bywa nielogiczny.
-
Może sprawiać pewną przyjemność.
-
Ktoś, kto nie jest wielkim miłośnikiem owadów, nic szczególnego w "Łowcach miodu" nie znajdzie.
-
To nie jest też produkcja, która w pełni satysfakcjonuje fabularnie, ale pozwala na chwilę całkowicie zanurzyć się w niezwykle trudnej rzeczywistości.
-
Wciągający film o pracy dziennikarzy w stylu "Spotlight".
-
Kameralny dreszczowiec, rozpisany właściwie na troje aktorów. Wszystko działa więc m.in. dzięki świetnym Goodmanowi i Winstead, a także kojarzącej się z postapokalipsą ścieżce dźwiękowej.
-
Jest zatem tylko znakomitym dodatkiem do lektury obowiązkowej, jaką była "Scena zbrodni".
-
Gdyby wszyscy nie mówili, że Paton jest klubową gwiazdą, za nic nie dałoby się tego stwierdzić. Podobnie wyglądają pozostałe elementy tego sztucznego, dość nudnego, niczym niewyróżniającego się filmu.
-
Granice między sztucznością a prawdą są za mocno zatarte.
-
Mogły być odważnym, śmiałym i ważnym filmem, ale postanowiły spocząć w pół drogi, na tanim szokowaniu. Nie zmienią tego nawet świetna ścieżka dźwiękowa, niezły klimat epoki czy znakomita rola 24-letniej Powley.
-
Łatwo podziwiać, ale trudno się w niej zakochać.
-
Coś, co zaczynało się szalenie obiecująco, dość szybko zmieniło się w kolejny seans, z którego chętnie natychmiast teleportowałby się poza kino.