Diego de Zama to zarządca rezydujący na peryferiach XVIII-wiecznej hiszpańskiej kolonii. Żyje w stanie ciągłego oczekiwania na awans.
- Aktorzy: Daniel Giménez Cacho, Lola Dueñas, Matheus Nachtergaele, Juan Minujín, Rafael Spregelburd i 4 więcej
- Reżyser: Lucrecia Martel
- Scenarzysta: Lucrecia Martel
- Premiera kinowa: 31 sierpnia 2018
- Premiera światowa: 31 sierpnia 2017
- Dodany: 2 lutego 2018
-
Dzieło niewątpliwie wysmakowane, wyjątkowe wizualnie i audialnie, o tyleż znamienne, że stworzone jawnie na przekór tendencjom.
-
Oglądając "Zamę" wyłącznie jako film fabularny, wiele się traci. Jest to dzieło artystyczne, symboliczne, metaforyczne. To film, który niesie i ma znaczenie.
-
Martel denuncjuje niekompatybilność pewnego typu formacji psychofizycznej z wyzwaniami jakie stawia Nowy Świat: przedstawiciela małomiasteczkowej klasy średniej, któremu horyzont wyobraźni wytyczają skromna, acz ciepła posadka i bezrefleksyjna wierność Królowi.
-
Po dwóch godzinach seansu widz wynosi z seansu lekki niesmak i wrażenie jakiegoś ukrytego znaczenia. I niewiele więcej, szczerze mówiąc. To mogła być krótsza, zwięźlejsza historia. Albo też długa, ale bardziej rozwinięta. Bo to, co dostaliśmy, to tylko jeden koszmarny sen.
-
To niezwykłe, jak z pogubionych, kompletnie ignorowanych wątków drugoplanowych i widzowskiego znudzenia powtarzalnością Lucrecia Martel tworzy właściwie swoją największą wartość. Jej rozsmakowanie w chwili zamienia Zamę w iście hipnotyczną tułaczkę, która staje się za ciężka nawet przed właściwym wyruszeniem w drogę.
-
Z uwagi na wyraźną feministyczną perspektywę film Lucrecii Martel nie jest propozycją dla widzów, którzy oczekują wielkich, budujących opowieści, którzy chcą uczestniczyć we wspólnotowych narracjach. W tej historii biały mężczyzna nie walczy o honor swojego króla niczym samuraj, ale przegrywa z własnymi niespełnionymi ambicjami i groźnym klimatem.
-
Potwierdza bowiem prawdę dotyczącą tyleż ambitnego kina, co systemowej przemocy: żeby dostrzec ich prawdziwą naturę, trzeba nie lada wysiłku. Nie tylko uważnego oka, ale i twardych pośladków.
-
Reżyserce znakomicie udaje się przenieść na ekran kafkowską, oniryczną atmosferę historii, w której niewiele zdaje się zależeć od bohaterów - siła sprawcza decydująca o ich losach leży gdzieś poza nimi.
-
Lucrecia Martel pozostaje w rewelacyjnej formie. "Zama" to świetny, na wskroś współczesny kafkaesk o bezsilności wobec władz i żmudnym oczekiwaniu na lepsze jutro.
-
Stanowi świetną adaptację powieści Benedetto, aczkolwiek okazuje się on jednocześnie sporą przeprawą pod względem fabularnym.
-
Reżyserka wymaga od widza, by spróbował przeniknąć enigmę kolejnych zdarzeń na własny rachunek. Dlatego sens "Zamy" do końca może pozostawać niejasny. Jednakże - jak powiedziano w całkiem innym filmie - "rozumienie rozleniwia umysł".
-
Jest kinem ryzykownym w swojej fantazji przedstawienia, decydując się na zdemaskowanie maskarady współczesności przebraniem jej za wiek XVII. Ale cóż człowiek współczesny w dużej mierze robi obecnie? Też się przebiera! A król jak był nagi, tak dalej jest.
-
Film, który trzeba oglądać w kinie, na największym, możliwym ekranie.
-
Martel w modernistyczny sposób, wyczulony na detale i dźwięki otoczenia, opowiada o wpływie europejskiego kolonializmu na kształt kultury latynoamerykańskiej.
-
Jeśli lubicie kino slow i nie straszny wam intelektualny wysiłek, podzielicie pozytywną opinię krytyków, którzy ciepło przyjęli Zamę.
-
Film kostiumowy w arthouse'owym wydaniu, nienastawiony na typowe "dzianie się". Może równie dobrze zniecierpliwić i odrzucić widza, co go zahipnotyzować surrealizmem i onirycznym klimatem. Polecam przekonać się samemu i skusić na wizytę w kinie, gdyż tylko na dużym ekranie otrzymamy pełnię tego niecodziennego doświadczenia.
-
Mistrzowski, gęsty dramat, w którym Borges spotyka Kafkę.
-
Jest filmem brutalnym, choć niewiele w nim przemocy. Jest bezwzględny dla swoich groteskowych bohaterów, paradujących w wytwornych perukach, pod którymi pieczołowicie skrywają strach, tęsknotę, niespełnienie i rozczarowanie. Martel zabiera nas do świata, gdzie największą radość przynosi brak złudzeń.
-
To rzadka bestia - literatura piękna przelana na ekran.
-
Trudno zaakceptować mi identyfikowanie "Zamy" jedynie z rozliczeniem kolonialnym, bo dla tak oryginalnej duszy artystycznej, jaką jest Lucrecia Martel, owa tematyka wydaje się być aż nazbyt wtórna. Podobnie jak sprowadzenie całej, bezsprzecznie hipnotycznej produkcji, do zwykłego manifestu antysystemowego przeszytego satyrą, bo wtedy spokojnie można by było mu przylepić łatkę latynoamerykańskiego Zezowatego Szczęścia.