Aby odzyskać swojego pupila, prywatny detektyw idzie na układ z mafią, przez co wpada w niemałe kłopoty.
- Aktorzy: Bruce Willis, John Goodman, Jason Momoa, Emily Robinson, Jessica Gomes i 15 więcej
- Reżyser: Mark Cullen
- Scenarzyści: Mark Cullen, Robb Cullen
- Premiera kinowa: 23 czerwca 2017
- Premiera światowa: 8 czerwca 2017
- Dodany: 30 kwietnia 2017
-
Produkcja przeciętna, która jakoś ujdzie w tłoku, ale mimo to zostawi w nas pewnego rodzaju niesmak. Głównie przez nieudane żarty, nudne prowadzenie akcji i Willisa, który przeżywa aktualnie jeden z najgorszych momentów w swojej aktorskiej karierze.
-
Szkoda mi aktorów występujących w tym filmie, bo to nazwiska uznane, ciekawe i warte lepszego materiału. Dostają oni scenariusz pełny banałów, sztamp i schematów bez żadnego pomysłu, jak to opowiedzieć z jajem.
-
Nie oferuje solidnej rozrywki, to typowy przeciętniak stworzony z zestawu klisz bez żadnej wartości i nośników emocji.
-
Czyste kuriozum, ze źle zbalansowanym humorem i słabą akcją. Nic tu nie śmieszy, nie bawi.
-
Może służyć za modelowy przykład guilty pleasure. Co prawda śmiejemy się głównie z zażenowania, ale jednak się śmiejemy.
-
Nie jest ani dobrą komedią, ani tym bardziej kinem akcji. Scenariuszowy bałagan nie rekompensuje nijaka akcja, a brak polotu, emocji i dynamiki widać nawet na twarzach zdegustowanych aktorów, którzy najwyraźniej dopiero na planie zdali sobie sprawę, na jakie dzieło podpisali kontrakty.
-
Aktorzy relaksowali się na planie, by widzowie mogli zrelaksować się w kinie. Wyłączyć na półtorej godziny myślenie i chłonąć słoneczne kadry. Cieszyć się głupotą niektórych postaci, kibicować psu, podziwiać gangsterski styl Spydera i konsekwencję Forda.
-
Bohaterowie przeklinają, biją transwestytów a na dodatek trudno nazwać ich lotnymi. Ale to wszystko w całości - jeśli kupujemy taką konwencję, bywa autentycznie zabawne.
-
Zdecydowanie jeden z najgorszych filmów tego roku. Nie reprezentuje absolutnie niczego. Jest tylko festiwalem nudy i żenady.
-
Nie jest urocze jak mały piesek - sprawca całego zamieszania. Przypomina raczej starego kanapowca, któremu brakuje już werwy i siły do zabawy.
-
Cullenowie mocno balansują na granicy smaku, wrzucając różne pomysły i mieszają, by liczyć na to, że jakoś to zagra. Ale się bardzo mocno przeliczyli, a ja mam nadzieję, że nic więcej już nie stworzą.
-
Humor jak spod bloku - gwiazdy jak z ambitnego kina. Jak dogryźć mafii to głupkowata komedia przez duże "G", której żart oparto wyłącznie na gimnazjalnym rozumieniu sfer intymnych.
-
Broni się tylko pies - sympatyczny powód całej kabały. Cała reszta wpada w otchłanie kina klasy Z.
-
Bruce'a Willisa w "Jak dogryźć mafii" gonią przede wszystkim faceci naładowani sterydami, dla których siłownia i anaboliki są sensem istnienia. Rzeczywiście w takim towarzystwie ten pan wygląda dość interesująco, choć cała przygoda z filmem Cullenów bardziej przypomina kiepską grę komputerową, która nigdy nie powinna trafić na rynek.
-
Przy Jak dogryźć mafii mamy nudę, świetnych aktorów, którzy w pewnym momencie swojego życia zagubili się, gdy podpisywali kontrakt na udział w tym filmie, marne żarty, zagmatwaną fabułę, słodkiego pieska i pytanie, które po seansie natychmiast pojawia się w głowie: Willisie, co ty ze sobą robisz?
-
To naprawdę nic wielkiego, ale film nie udaje ani przez chwile że chce być czymś takim. Niezobowiązujące kino.
-
Dynamiczna narracja oraz dystans do siebie i całego filmu, jaki prezentują twórcy i obsada, sprawiają, że "Jak dogryźć mafii" jest komedią głupiutką w najlepszym tego słowa znaczeniu. To obraz idealnie sprawdzający się na niezobowiązujący wypad do kina ze znajomymi.
-
Nie mam w sumie nic przeciwko takim luzackim, rozwijającym się w leniwym rytmie jakoś pasującym do słonecznego klimatu Kalifornii i cokolwiek bezkształtnym opowieściom, ale pod warunkiem, że mają wdzięk i są zabawne. Z tym jest jednak słabo.
-
Cullenowie jak mogą zagęszczają mizerną fabułę twistami i wielopłaszczyznowymi intrygami, lecz pogubienie w nich możliwe jest jedynie kiedy widz - w oczekiwaniu na upragniony koniec - będzie zbyt często spoglądał na zegarek.
-
Jeśli kogoś bawi stos suchych i wulgarnych żartów, głupkowate zbiegi okoliczności i staczający się Bruce Willis, to zapraszam. Ale jednocześnie uprzedzam, że ta produkcja nawet do pięt nie dorasta "Dirty Grandpa".