Segramer
UżytkownikRandom kochający popkulturę.
https://letterboxd.com/Segramer/
https://www.serializd.com/user/Segramer/profile
https://www.filmweb.pl/user/Segramer
https://www.goodreads.com/user/show/156513968-segramer
https://myanimelist.net/profile/Segramer
https://anilist.co/user/Segramer/
https://www.facebook.com/people/Segramer-tak-jakby-blog/100077010432662/
-
Borcuch znów kreuje obraz świata, w którym zatopiona w przekonaniu o własnej racji, lekceważąca ponoszone przez innych konsekwencje swych działań jednostka jest tą najbardziej pokrzywdzoną, tłamszoną przez świat stukroć gorszy od niej, wobec którego podwójnych standardów sama ma zdawać się celnym komentatorem rzeczywistości, mimo że w gruncie rzeczy głosi puste farmazony. Przedsmak "Warszawianki", lecz mniej obleśny, bo skupiony na moralnej pustoty człeka sukcesu, a nie życiu patusa z wyboru.
-
Finałowy twist rekompensuje mi zalatujący absurdem punkt wyjścia, pewną teatralność i pomniejsze wątpliwości w trakcie. Motyw przewodni w sumie przewidywalny, acz nigdy nie czuję przesytu solidnymi historiami z gatunku "warto rozmawiać, zwłaszcza gdy boli".
-
-
Wygląda piękne i ma gęsty klimat, ale na tym pozytywy się kończą. Jak na film o holokauście stoi dla mnie w zbyt dużym rozkroku między otwieraniem na cierpienie drugiej istoty a nawoływaniem do zemsty. Nawet w zakresie sportretowania tytułowego zwierzęcia wydaje się niespójny, niezdecydowany jakie światło chce na nie rzucić.
-
Bardzo nierówny sezon. Ale i tak oglądam dalej, Doktora nie odpuszczę.
-
Wariacki kult jednostki coraz mniej poczytalnej i niemniej szalone zabieganie o jej wpływy. Feels kinda like "Sukcesja". Postacie poprowadzone wyraziście jak w fabule, aż trudno uwierzyć.
-
3 godziny obserwowania surowej, pełnej prozaicznych, rutynowych czynności codzienności życia w odciętym od świata klasztorze. Niemal zerowa interakcja twórców z filmowanymi osobami. A wszystkiemu temu towarzyszy przytłaczające, wszechogarniające milczenie. Dokument, który w równym stopniu potrafi zafascynować, co znużyć. Pokochasz, zaśniesz w trakcie lub oba naraz.
-
Przypadkowy zbitek perypetii dwóch kretynów, którzy mówią i robią co chcą, nie licząc się z niczyimi uczuciami ani konsekwencjami. Sy gra uosobienie wszystkich możliwych stereotypów o czarnoskórych. A to wszystko przeplatane regularnym uprzedmiotawianiem i mobbingiem kobiet. Twór żerujący na empatii widza i uwłaczający jego inteligencji. Czy Francuzi nie potrafią już robić nierasistowskich komedii?
-
Po co komu przemoc fizyczna, gdy na tak rozmaite sposoby potrafimy się je*ać werbalnie?
-
-
Ta lepsza historia Żulczyka o alkoholiku z narracją z offu. Punkt wyjścia i to, dokąd to wszystko zmierza, są super, aktorstwo tak samo, acz sporo mi w tym wszystkim zgrzytało. Spoko rzecz, acz momentami nieścisła.
-
Może zbyt mocno doszukuję się tu czegoś między wierszami, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że w ramach tej dość tragicznej historii reżyser realizuje jakąś niespełnioną fantazję miłosną o haremie pięknych lekarek otaczającym niemego paralityka. Utrać kontrolę nad ciałem, a wszyscy Cię pokochają.
-
Dokładnie tak bolesne jak się spodziewacie. Putin, ty skurwielu.
-
-
Liczyłem, że w "Szalonym Maxie" będzie nieco więcej... no cóż, szaleństwa i Maxa - wszelkie objawy szaleństwa tytułowego bohatera przejawiają się w ostatnim kwadransie filmu, a i wcześniej samemu Maxowi nie poświęca się zbyt wiele uwagi. Cała pierwsza godzina to oprowadzanie nas po świecie, w którym główna postać zaczyna nas realnie obchodzić dopiero po jej upływie, bo tyle trzeba czekać na realny punkt zawiązania akcji. Akcji, na której opowiedzenie pozostaje niecałe 30 minut.
-
Dość schematyczne, acz przyjemne, do obejrzenia z rodzinką.
-
Umiejętnie trzyma widza w stałym poczuciu dyskomfortu wobec obserwowanych wydarzeń, lecz nie oferuje przy tym zbyt dużego pola, by choćby spróbować zrozumieć motywacje Nitrama. Jego otoczenie go nie rozumie, on sam siebie nie rozumie, ale chociaż widzom można było dać szansę na doszukanie się w tym jakiegokolwiek sensu.
-
-
Poczucie humoru i sceny akcji, które nigdy mnie w tej serii nie zawiodły, tutaj również dowożą. Niestety mocno czuć tu pośpiech i związane z nim niedopracowanie - czuć, że fabuła leci po łebkach, byle zmieścić się w 90 minut, "bo przecież dzieciaczki dłużej w kinie nie wysiedzą", przez co przesłanie nie wybrzmiewa należycie. Więc mimo iż w trakcie śmiałem się, nie mogę ocenić tego filmu wyżej, bo wiem, że miał potencjał być lepszy, gdyby tak usilnie nie starano się ograniczać jego metrażu.
-
Poraża prozaicznością codziennego rodzinnego życia. Mówi mnóstwo, nie pokazując niemal nic - przeraża tym, czego nie widać. Oscar za dźwięk w pełni zasłużony - to, jak mocno dźwięk działa tu na wyobraźnię, jest niesamowite. Granica człowieczeństwa jest nawet cieńsza niż nam się zdawało - ma tylko i aż szerokość muru w Auschwitz.