Adrian Warwas
Krytyk-
Z kina wyjdziecie w świetnych humorach.
-
Sam dokument wydaje mi się za długi. To standardowe półtorej godziny seansu, ale dzieląc go na dwa akty - przygotowania do konkursu i skromna gala, a następnie starania do wyjazdu na Mr Gay World - to właśnie druga część wydaje się być dużo gorzej poprowadzona. Warto jednak zapoznać się z filmem, choć w moim odczuciu jest on cichym krzykiem - jest ważny, ale nie wnosi nic nowego w tej kwestii.
-
Zbyt wiele pomysłów, za dużo dłużyzn i wiele dziur, które nie zostały w żaden sposób załatane. Muzyczny majstersztyk, chociaż momentami przeładowany utworami - tak, jak to było w przypadku "Legionu samobójców".
-
Szalona mieszanka komedii i fantastyki. Przyjemny seans, ale próbujący mierzyć się z kwestiami roli pieniądza, pracy w korporacjach i ludzką moralnością.
-
Produkcja nie porywa. Jest to klasycznie skrojona historia biograficzna z urywkami w istotnych latach życia bohatera i jego kariery. Brak tutaj napięcia czy jakichkolwiek scen kina gangsterskiego, które zapadłyby w pamięci.
-
Przewidywalny, trywialny, nudny i nieciekawy - to tylko kilka określeń na pełnometrażowy debiut Jeremy'ego Luttera. Omijajcie ten tytuł. Szkoda czas i pieniędzy.
-
Sama historia może wydać się dla wielu osób niezbyt odkrywcza. Ot, kolejny film z wątkami LGBT i o miłości. Jednak to zarazem pierwszy obraz, który ukazuje obawy młodych wobec swoich uczuć i tożsamości, rozgrywające się w niewielkim miasteczku - i pokazane w kinie mainstreamowym.
-
Szkoda tylko, że na tego typu "filmowe twory" wydajemy pieniądze. Omijajcie!
-
W kontynuacji zabrakło mi dynamiki, z jaką mieliśmy styczność w oryginale. A nie wszystkich widzów łatwo jest przekonać do powielanych schematów.
-
Siedemdziesięciominutowy seans minie wam bardzo przyjemnie. Zapewne dzięki Wonder Woman w reżyserii Lauren Montgomery niejeden laik zainteresuje się przygodami Diany z komiksów.
-
Czegoż można spodziewać się po angażu Kenny'ego Ortegi w roli reżysera przy musicalowej wariacji o bohaterach znanych z bajek Disneya? Młodych i utalentowanych aktorów, przepychu, przesytu kolorów i jeszcze więcej muzyki. Tak właśnie jest z Następcami.
-
Mamy za to mnóstwo nieprzemyślanych sytuacji i decyzji czy wątków, które w żaden sposób nie zaciekawią widzów. Lepiej zapomnieć o tym przeciętnym obrazie - nabawicie się tylko bólu głowy i kolejnych pytań o sens tego właśnie uniwersum.
-
Po seansie na pewno będziecie nucić This Is Me, który z kolei nominowany jest do Złotego Globu. Naprawdę, dajcie się porwać Królowi Rozrywki!
-
Ponad dwugodzinny seans minie Wam pod znakiem czystej rozrywki z cyklu od zera do bohatera - nawet jeśli nie odczujecie nostalgii.
-
Bez kozery zasługuje na tytuł "najlepszego horroru 2017 roku", a nawet "ostatnich lat". Na takie kino grozy warto wybrać się do kin.
-
Sięgając po Był sobie pies, czeka na widzów świetna rozrywka, ale i nauka. Nie tylko najmłodsi będą zachwyceni. Mimo niektórych banalnych spraw ukazanych w filmie, historia jest ciekawa i ujmująca. Nawet ponurak znajdzie coś dla siebie.
-
Jest bardziej efektownie, bardziej widowiskowo i wszystko jest bardziej przemyślane fabularnie. Miód na moje filmowe kubki smakowe!
-
Jest interesującą pozycją do obejrzenia, chociaż ma się wrażenie oglądania kolejnego, podręcznikowo nakręconego filmu biograficznego.
-
Mimo wyniosłości, od postaci poczciwego Ove bije dużo ciepła. I doświadczy tego każdy z widzów. Nawet jeśli zakończenie filmu wyda się Wam mocno banalne.
-
Nie przekonał mnie. Zabrakło ciekawej koncepcji, rozbudowanej wokół Baba Jagi, która nie straszy i nie jest choć odrobię mroczna. Nawet charakter i próby uwspółcześnienia tego na amerykański horror nie powiodły się. Próżno czekać na gęsią skórkę w trakcie trwania seansu.
-
Cała historia została zaś poprowadzona podręcznikowo - jako typowy film biograficzny, traktujący o pewnym wątku z życia prawdziwego bohatera. I nie mogło zabraknąć hasła "oparte na faktach". Niestety, na potrzeby produkcji wiele rzeczy zostało spłyconych lub zmienionych, przez co odbiór dla prawdziwych fanów Pazienzy może być męką.
-
Zbudowany klimat momentami może trącić myszką, ale skupienie postaci w jednym miejscu, ograniczenie do minimum efektów i gra światłami sprawi, że niejednokrotnie podskoczycie w kinowym fotelu.
-
Jest zarazem świetnym przykładem, jak można współcześnie stworzyć dobry film grozy, bez milionowych efektów CGI i z niewielkim budżetem. Seans, z którego wyjdziecie z gęsią skórką i ponownie zastanowicie się, gdzie zaplanować kolejne ferie.