Urszula Lipińska
Krytyk-
Żeby Polacy zrobili dobrą komedię trzeba było udać się... do Czech. "Droga do Rzymu" Tomasza Mielnika bliższa jest bowiem klimatem do czeskich filmów, nie zdradzając specjalnych powinowactw z kinem polskim.
-
Kino w starym stylu, zbudowane po bożemu zgodnie z prawidłami melodramatów i duchowością rodem z modelowego Harlequina.
-
Jest odwrotnością kina Alfreda Hitchocka. Najpierw następuje wybuch, a potem napięcie tylko spada.
-
Mimo, że fabuła sprzyja rozważaniu problemów moralnych, rozliczeń winy i kary, podkreśleniu jak błahe wydarzenia czasami mogą urosnąć do miana przełomowych zwrotów, "La fille inconnue" nie ma ciężaru najlepszych filmów belgijskich reżyserów.
-
Sporo tropów w "Aquariusie" prowadzi do poprzedniego filmu Klebera Mendonca Filho. Nie tylko sceneria jest podobna, ale także badane motywy - walka klas, zagrożenie czyhające za ścianą, ludzie stanowiący dla siebie nawzajem największe niebezpieczeństwo i dom, w którym bezpieczeństwa z kolei nie ma za grosz lub jest ono złudne.
-
Trzeba przyznać, że Serebrennikov pogrąża się od samego początku - pretensjonalność bije z każdej jego klatki, a utykane wszędzie cytaty z Biblii budują kino będące przeciwnością duchowości obecnej choćby u jego rodaka, Andrieja Tarkowskiego.
-
Przytrzaśnięty biograficznymi schematami, ale też niepozbawiony lekkości.
-
Łatwo się tym filmem poirytować, bo żeni ze sobą parę nieznośnych stylistyk na raz i wycofuje się z mroku jeszcze bardziej niż czynił to "Mały Quinquin".
-
Pełen poczucia humoru, kontrowersji, braku obciachu i zbliżonej wiary, że w życiu tkwi coś surrealistycznego i żaden, nawet najsprawniejszy umysł, nie będzie w stanie ich okiełznać.
-
Reżyser pokazuje to sypiące się domino w sposób pozbawiony oceny i jakby bez wzruszenia. Nie ekscytuje się kazirodztwem, aborcjami i innymi tego typu kontrowersjami. Dla niego one wszystkie są częścią ludzkiej rzeczywistości, a stosunek poszczególnych postaci do tych kwestii nie czyni ich według reżysera ani bohaterami, ani tchórzami.
-
Mimo najlepszych starań o zrobienie filmu delikatnego i poruszającego, w gruncie rzeczy serwuje film łzawy i obliczony na łatwe wzruszenia.
-
Marta Minorowicz spędziła na mongolskim stepie wystarczająco dużo czasu, żeby dostrzec demoniczne piękno miejsca, o którym opowiada w swoim filmie.
-
Oryginalna biografia, swobodnie zmiksowana z surrealizmem, kryminałem i oniryzmem, które w rękach znakomitego twórcy tworzą spójne dzieło.
-
W tym raz całkiem zgrabnym, innym razem zupełnie niedorzecznym filmie pojawia się wiele banałów i infantylności. "Fool Moon" raczej nie jest filozoficznym rozważaniem o miłości, ale pocztówką z uczucia nastolatków - niby przeżywających coś poważnego, ale jeszcze nie umiejących dla tego znaleźć ujścia.
-
Bez wątpienia w tym filmie króluje kunszt, sprawnie łączący lekkość z ciężarem i trudne pytania z zupełną bezradnością odpowiedzi na nie.
-
Być może z tych różnic bierze się też nierówność samego filmu, w którym zdarzają się sceny pretensjonalne, ale przytrafiają się też sceny piękne i wymowne - jak choćby kobieta brodząca przez błoto czy transowy taniec w dżungli.
-
Widać, że James Gunn dobrze odrobił lekcję z fenomenu Kina Nowej Przygody - sprawnie rozpoznał w czym tkwiła jego siła i zgrabnie przeniósł to do swojego filmu. Stworzył przy tym produkcję z powodzeniem idącą za ciosem pierwszej części i najzwyczajniej w świecie zasługującą na to, żeby odnieść sukces nie mniejszy niż swój poprzednik.
-
Odtwarza rodzinne życie z precyzją najlepszego dokumentu, czułością wybitnego obserwatora i mistrzostwem obracania rzeczy nieważnych w wydarzenia przełomowe.
-
Niełatwo przychodzi stwierdzenie, że reżyserka wyszła z tego filmu w glorii i chwale. Stąpa w nim wszak po cienkiej linii i wymaga cierpliwości, która niekoniecznie zostaje zrekompensowana wszystkim, którzy ją filmowi okażą.
-
Pola do dyskusji zabrakło, bo zamiast kilku rzuconych w powietrze argumentów do przemyślenia, reżyserzy postawili zbyt wyraźne drogowskazy prowadzące "do celu".
-
Na każdym kroku zaskakuje odlotowymi rozwiązaniami i konsekwentnym unoszeniem się kilka metrów nad ziemią - choć jest w tym szaleństwie metoda i spójności tej historii odmówić nie można.
-
Intryga goni intrygę, tajemnica przykrywa inną tajemnicę, błahe szczegóły okazują się mieć nieprzeciętne znaczenie, a niewinne postacie - drugie oblicze.
-
Z jednej strony "I, Daniel Blake" jest potrzebny, bo nigdy nie za mało mówienia o słabych i odsuwanych przez okrutne systemy społeczne ludziach. Z drugiej - filmowo Loach nie potrafił swojej historii obronić.
-
Ogląda się lekko, ale po seansie docenia się jego ciężar.
-
Każda scena jest tak piękna, że nieomal wyciska łzy z oczu.
-
Mimo, że francuska reżyserka serwuje słodko-gorzkie zakończenie swojego filmu, nigdy nie zbacza z drogi dobrego smaku. Nigdy nie traci wiary w swoje postacie i nie próbuje ich poszukiwań skompromitować.
-
Peter Greenaway wraca na ścieżkę sukcesu wraz z "Eisenstein in Guanajuato".
-
Mimo, że akcja filmu rozgrywa się w czasach nie tak odległych od naszych, ogląda się "Spotlight" niczym pocztówkę z innego świata.
-
Na pewno nie można zarzucić twórcom, że próżnowali, choć ambicji nie mieli zapewne wielkich. Jeśli Bellowi chodziło o osiągnięcie poziomu przeciętnego amerykańskiego horroru, jakich co roku jest na pęczki, to z jego perspektywy "The Boy" spełnił pokładane w nim nadzieje.
-
Słabość dokumentu Berg wynikać może z odstąpienia autorki od epatowania sensacją. Berg nie drąży trudnych tematów, nie przeciąga Janis w jakąś konkretną stronę.
-
Maiwenn wciąż ma świetne oko i zmysł bystrego obserwatora, a także ładnie potrafi budować charaktery wokół detali, o tyle ponownie jej film rozpada się jako całość.
-
Opowiadany jest niczym najlepszy western, ma w sobie coś z kina w starym stylu, porusza się w strukturze archetypów, a przy tym wszystkim mimochodem potrafi jeszcze wyjść poza centrum swojego zainteresowania.
-
Wymagający zanurzenia - zmysłowego, emocjonalnego i intelektualnego. Stanowi on bowiem osobliwą formalnie i fabularnie podróż po Luwrze pod okupacją nazistów, opowiadając w ten sposób o sztuce jako jedynej formie ucieczki i jedynym przejawie stabilności w rozhulanym politycznie świecie.
-
Jest na wskroś francuski. Dużo dialogów przelewa się przez ekran, wiele mówi się o uczuciach, piana metafory otacza nieomal każdą scenę - chemii jednak w tym za grosz.
-
Idealne dla miłośników polifonicznych narracji i kina rumuńskiego.
-
Marcin Koszałka podszedł do swojego fabularnego debiutu z dokumentalistyczną precyzją. Nie chodzi tu bynajmniej o odtworzenie na ekranie faktów i autentycznych sytuacji, bo te przez autora potraktowane zostały pretekstowo. Chodzi raczej o czułość na detal: błysk światła na szkle, kroplę na ciele, zło pulsujące w oczach.
-
Szamocze się między kinem stereotypów a kinem z ambicjami. Z tej wojny zwycięsko wychodzi jedynie Marion Cotillard, broniąc swoją bohaterki przed jednowymiarowością.