Po premierze filmowiec wraca z dziewczyną do domu w doskonałym nastroju. Jednak wieczór przybiera nieoczekiwany obrót, gdy na jaw wychodzą rewelacje o ich związku.
- Aktorzy: Zendaya, John David Washington
- Reżyser: Sam Levinson
- Scenarzysta: Sam Levinson
- Ostatnia aktywność: 21 listopada 2023
- Dodany: 21 stycznia 2021
-
Mam strasznie mieszane uczucia wobec "Malcolma i Marie". Z jednej strony to zapadająca w pamięć produkcja z genialnym duetem aktorskim i naprawdę dobrze skonstruowaną atmosferą, a z drugiej męczące doświadczenie, które nie niesie ze sobą niczego odkrywczego lub cennego, a jedynie sprawia, że na koniec poczułem się zmęczony.
-
Gdyby nie Zendaya i Washington, przebrnięcie przez "Malcolm i Marie" okazałoby się koszmarem. Sprawnie ujarzmili pretensjonalnego potworka i zdołali wcisnąć między jego próchniejące zębiska wartościową treść.
-
Zdecydowanie stanowi przykład tego, iż kino autorskie ma się dobrze, jednakże wciąż utrzymuje na powierzchni dyskusje o kulturowych przywłaszczeniach, moralności i etyczności współczesnych filmów.
-
Bardzo czekałem na ten film i pewnie stąd mój ogromny zawód. Poruszane problemy są dla mnie zbyt abstrakcyjne, żebym mógł się nimi przejąć. Jeżeli życie reżyserów i aktorów chodź w minimalnym stopniu tak wygląda to szczerze im współczuję. A jeżeli macie ochotę zobaczyć dobry przegadany film o życiu i związkach to sięgnijcie po coś Woodego Allena.
-
Mimo perfekcji formalnej czy postawy Malcolma, która zachęca do całkowitej anihilacji krytyki sztuki, film pozostaje otwarty na analizy i interpretacje. Majstersztyk.
-
Ten film ogląda się trochę jak spektakl. Jest niezwykle intymny, kameralny. Uczucia są maksymalnie wyeksponowane, a widz ma wrażenie, że uczestniczy w czymś naprawdę istotnym.
-
Udany, kameralny, a ze względu na estetykę oraz muzykę jazzową momentami i nastrojowy film. Chociaż relacji typu miłość-nienawiść czy portretów artystów i związanych z nimi trudów w związkach widzieliśmy już w kinie już sporo, to produkcja Sama Levinsona jest propozycją wartą uwagi.
-
Cztery ściany, ładne kreacje i dużo smutku.
-
Bohaterowie podrygują w rytm muzyki, kamera wiruje, cięcia dopasowują się do metrum. Wszystko to sprawia, że warstwa dźwiękowa i wizualna współgrają i tworzą jedyne w swoim rodzaju, intymne dzieło, które być może poza dialogiem z krytyką przyniesie nam także autentyczny wgląd w emocje i pozwoli zachwycić się sposobem, w jaki John David Washington i Zendaya portretują zniuansowane odczucia swoich postaci.
-
Do produkcji lepiej zasiąść z pewnym przygotowaniem, a przynajmniej ze świadomością, na co się piszemy. Jest to film przegadany i w ostatecznym rozrachunku ciut zbyt długi, ponieważ w pewnym momencie ten emocjonalny rollercoaster może zacząć odbiorcę zwyczajnie męczyć lub nudzić.
-
Jest stylowo nakręcony. Levinson już w Assassination Nation pokazał, że w sferze wizualnej bardzo umiejętnie łączy kicz z zamiłowaniem do detali.
-
Trudno odmówić Levinsonowi talentu. Młody twórca wystarczająco przekonał nas o tym wybitną "Euforią" i odważnym "Assassination Nation", ale także nieudane "Malcom i Marie" o tym zaświadcza. Jest to bowiem - było nie było - porażka ambitna.
-
Trudno nie zastanawiać się, na jakie recenzje liczył Levinson, realizując "Malcolma i Marie". Prawdopodobnie wymarzył sobie nagłówek: "Coś więcej niż suma części składowych. Film jednocześnie skromny i epicki".
-
Szalenie autentyczne kino, w którym para bohaterów dzieli się z będącym wścibskim podglądaczem swoimi najbardziej intymnymi myślami i problemami.
-
Wszystko trzyma na sobie tylko dwójka aktorów: Zendaya oraz John David Washington. Oboje są rewelacyjny, grając wręcz koncertowo. Zarówno razem, jak i każdej scenie osobno nie można oderwać od nich oczu, zaś chemia dosłownie rozsadza ekran. Dla tej dwójki absolutnie warto zapoznać się z nowym filmem Levinsona.
-
Istnieje parę ciekawych projektów, w których występuje jedynie dwóch aktorów, a całość opiera się głównie na dialogu. Można zrealizować w ten sposób interesujący materiał, ale to nadal niełatwa rzecz. A Levinson spisał się w tej konwencji na medal. Maksymalne skupienie na bohaterach, ich uczuciach oraz tym wszystkim, co buzuje im w umysłach. Wymiana zdań między Malcolmem a Marie to jak oglądanie pojedynku w filmach Sergio Leone.