
-
3recenzje
-
3oceny
-
2pozytywne
-
1negatywna
-
7.3średnia
-
67%pozytywnych
-
0.4odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Stawia na długie, refleksyjne ujęcia podróży Fern po kolejnych stanach: film jest prozatorski - w najlepszym ujęciu tego słowa - ale bardzo medytacyjny. Wyciszony, pełen atrakcyjnej prostoty i minimalizmu. Szarpiący za strunę emocji, ale robiący to bez wchodzenia w melodramat. McDormand tworzy w nim kreację na równi dumną i surową, dzięki której prawdopodobnie wywalczy swojego trzeciego Oscara.
-
Wyróżnia się pozytywnie na tle kilku poprzednich odsłon - głównie za sprawą wyższego budżetu, bogatszych efektów specjalnych, namiętniejszego aktorstwa. To miła odmiana, choć sama historia przeszła tak drastyczną metamorfozę, że nazywanie "Genezy" rebootem nie ma sensu - to po prostu odrębny film, tego samego scenarzysty, który dał nam "jedynkę" lata temu.
-
Powstał na fali ruchu #MeToo, a Emerald Fennell żongluje w nim tematami ciężkiego kalibru, które najczęściej zamiata się pod przysłowiowy dywan. "Obiecująca. Młoda. Kobieta." to więc dyskurs o kulturze gwałtu, upodobaniu maczyzmu, męskiej niedojrzałości, wreszcie o emancypacji i girl power, traumie do przepracowania. Całość jest cierpka i prowokacyjna, angażująca od pierwszych do ostatnich minut.
Najwyżej ocenione
-
Powstał na fali ruchu #MeToo, a Emerald Fennell żongluje w nim tematami ciężkiego kalibru, które najczęściej zamiata się pod przysłowiowy dywan. "Obiecująca. Młoda. Kobieta." to więc dyskurs o kulturze gwałtu, upodobaniu maczyzmu, męskiej niedojrzałości, wreszcie o emancypacji i girl power, traumie do przepracowania. Całość jest cierpka i prowokacyjna, angażująca od pierwszych do ostatnich minut.
-
Stawia na długie, refleksyjne ujęcia podróży Fern po kolejnych stanach: film jest prozatorski - w najlepszym ujęciu tego słowa - ale bardzo medytacyjny. Wyciszony, pełen atrakcyjnej prostoty i minimalizmu. Szarpiący za strunę emocji, ale robiący to bez wchodzenia w melodramat. McDormand tworzy w nim kreację na równi dumną i surową, dzięki której prawdopodobnie wywalczy swojego trzeciego Oscara.
-
Wyróżnia się pozytywnie na tle kilku poprzednich odsłon - głównie za sprawą wyższego budżetu, bogatszych efektów specjalnych, namiętniejszego aktorstwa. To miła odmiana, choć sama historia przeszła tak drastyczną metamorfozę, że nazywanie "Genezy" rebootem nie ma sensu - to po prostu odrębny film, tego samego scenarzysty, który dał nam "jedynkę" lata temu.
Najniżej ocenione
-
Wyróżnia się pozytywnie na tle kilku poprzednich odsłon - głównie za sprawą wyższego budżetu, bogatszych efektów specjalnych, namiętniejszego aktorstwa. To miła odmiana, choć sama historia przeszła tak drastyczną metamorfozę, że nazywanie "Genezy" rebootem nie ma sensu - to po prostu odrębny film, tego samego scenarzysty, który dał nam "jedynkę" lata temu.
-
Stawia na długie, refleksyjne ujęcia podróży Fern po kolejnych stanach: film jest prozatorski - w najlepszym ujęciu tego słowa - ale bardzo medytacyjny. Wyciszony, pełen atrakcyjnej prostoty i minimalizmu. Szarpiący za strunę emocji, ale robiący to bez wchodzenia w melodramat. McDormand tworzy w nim kreację na równi dumną i surową, dzięki której prawdopodobnie wywalczy swojego trzeciego Oscara.
-
Powstał na fali ruchu #MeToo, a Emerald Fennell żongluje w nim tematami ciężkiego kalibru, które najczęściej zamiata się pod przysłowiowy dywan. "Obiecująca. Młoda. Kobieta." to więc dyskurs o kulturze gwałtu, upodobaniu maczyzmu, męskiej niedojrzałości, wreszcie o emancypacji i girl power, traumie do przepracowania. Całość jest cierpka i prowokacyjna, angażująca od pierwszych do ostatnich minut.
Odrębnie ocenione
-
Powstał na fali ruchu #MeToo, a Emerald Fennell żongluje w nim tematami ciężkiego kalibru, które najczęściej zamiata się pod przysłowiowy dywan. "Obiecująca. Młoda. Kobieta." to więc dyskurs o kulturze gwałtu, upodobaniu maczyzmu, męskiej niedojrzałości, wreszcie o emancypacji i girl power, traumie do przepracowania. Całość jest cierpka i prowokacyjna, angażująca od pierwszych do ostatnich minut.
-
Wyróżnia się pozytywnie na tle kilku poprzednich odsłon - głównie za sprawą wyższego budżetu, bogatszych efektów specjalnych, namiętniejszego aktorstwa. To miła odmiana, choć sama historia przeszła tak drastyczną metamorfozę, że nazywanie "Genezy" rebootem nie ma sensu - to po prostu odrębny film, tego samego scenarzysty, który dał nam "jedynkę" lata temu.
-
Stawia na długie, refleksyjne ujęcia podróży Fern po kolejnych stanach: film jest prozatorski - w najlepszym ujęciu tego słowa - ale bardzo medytacyjny. Wyciszony, pełen atrakcyjnej prostoty i minimalizmu. Szarpiący za strunę emocji, ale robiący to bez wchodzenia w melodramat. McDormand tworzy w nim kreację na równi dumną i surową, dzięki której prawdopodobnie wywalczy swojego trzeciego Oscara.