
-
Rzadko trafiają się takie seriale, w których ów rozrywkowy balans jest tak dobrze wyważony i "Twisted Metal" ma ambicje należeć do tej grupy. Bawiłem się na nim świetnie.
-
Ta wciągająca opowieść o porwaniu samolotu udowadnia że można ten motyw rozegrać inaczej, w mniej oklepany sposób. Uczy również, że w takich momentach zamiast bohaterstwa potrzeby jest rozsądek i logiczne myślenie. No dobra, w kluczowych momentach więcej niż odrobina perswazji także się przyda.
-
Zasysa, momentami fascynuje i po prostu ciekawi, co takiego wymyślą scenarzyści, aby uzasadnić namnożenie wszystkich tajemnic, Na razie w ciągu tych dwóch sezonów serial jest na fali wznoszącej, dobrze się go ogląda, trzyma kciuki za bohaterów i czeka na wyjaśnienia, nawet jeśli z tyłu głowy mamy casus "Zagubionych", w których twórcy uciekali od odpowiedzi jak najdłużej.
-
Rzecz w tym, że pewne elementy tutaj szwankują, choć realizacja stoi na wysokim poziomie, a bohaterowie są odpowiednio sympatyczni, tak jak grupka weteranów na czele z Burtonem, bratem Flynne, to czasami fabuła wydaje się za bardzo ślizgać na mieliznach, a niektóre wątki - tak jak ten dotyczący zabójcy ruszającego śladem rodzeństwa - równie dobrze mogłyby nie istnieć.
-
-
Na tę chwilę mamy jeden, udany sezon serialu dla widzów lubujących się w tajemnicach sięgających nawet po elementy fizyki kwantowej, które w pomysłowy sposób połączone są z fatalistyczną wymową thrillera. Takie połączenie nie zawsze się udaje, tutaj dzięki dobrej realizacji i bardzo dobrym aktorstwie, zostaje w pamięci na długo po seansie.
-
Czuć w tym serialu radość twórczą, czuć zaangażowanie aktorów, czuć chemię i czuć nieoczekiwany potencjał w tej wydawałoby się wyeksploatowanej, czy może mówiąc inaczej, porzuconej formule na rzecz zalewu ponurych, dołujących serialowych kryminałów, które zalewają nas w ostatnich latach z każdej, streamingowej strony.
-
Niestety więcej obiecuje, niż w rzeczywistości daje swoim widzom.
-
Filmowa ekipa odpowiedzialna kiedyś za "Prawo ulicy" wróciła do Baltimore. Efekt znowu jest świetny, choć "Miasto jest nasze", choćby ze względu na niewielką ilość odcinków, nie jest tak fabularnie złożoną historią jak przywołany wyżej serial, w wielu plebiscytach uważany za najlepszy w historii telewizji.
-
Chłopaki wrócili, dziewczyny zresztą też i ten powrót zapowiada się wyjątkowo smakowicie. Nowi bohaterowie, stare problemy i jazda po bandzie, którą "The Boys" fundują już od pierwszych minut trzeciego sezonu to coś, co tygrysy lubią najbardziej.
-
Pierwsze siedem odcinków po raz kolejny potwierdziło, że opowieść o sympatycznym prawniku-krętaczu jest jedną z najlepszych w ostatnich latach spośród wszystkich serialowych produkcji.
-
Udowadnia, że można zrobić naprawde porządny serial kryminalny i zarazem dramat prawniczy w tradycyjnej formule, który trafi w gusta większego grona odbiorców.
-
Mamy zatem serial do śmiechu o poważnych sprawach, idący trochę innym torem niż pokrewny "Upload". Tam, mimo komediowego tonu fabuła trochę bardziej stara się zachować wiarygodność w kluczowych aspektach, natomiast w "Stworzonej do miłości" równie ważna staje się groteskowa estetyka, czasem niczym w stylu Monty Pythona, która coraz mocniej zaczyna wpływać na fabułę. Czy to dobrze, czy raczej odwrotnie? Na razie seans sprawia tyle frajdy, że w ogóle to nie przeszkadza.
-
-
To nie tylko utrzymane w dobrym tempie i wypełnione ciekawymi charakterami połączenie sensacji, kryminału i thrillera, ale też wyraźnie separująca go od innych podobnych produkcji, możliwość wybrania się na swoistą wycieczkę krajoznawczą po Japonii.
-
Tajemnica z odcinka na odcinek rozlewa się na coraz większe obszary tytułowych peryferii, które wydają się tkwić również w każdym z nas, raz mniej, raz bardziej ukryte i zachęcające do eksploracji. W serialu Amazona jest to pokazane w wyjątkowo zachęcający sposób, z mało eksploatowanymi dotychczas rejonami i dlatego tym silniej do nas przemawia.
-
Z jednej strony to serial lekki w tonie, z drugiej wwierca się w głowę tym co dotąd było skrywane i zostaje z taką brutalnością wydobyte na wierzch. I to się jakimś cudem sprawdza na ekranie, bo wierzymy i co najważniejsze kibicujemy całej trójce na wyboistej drodze do wspólnego życia razem.
-
Kto tęsknił za "Black Mirror", ten właśnie dostał godnego następcę kultowego serialu. Różnica jest taka, że przez dziesięć odcinków "Rozdzielenia" oglądamy jedną, mroczną historię, która jak się okazuje jest zaplanowana na więcej sezonów.
-
Oscar Isaac ma dużą szansę by znaleźć właściwą drogę między tymi artystycznymi wyzwaniami i trzeba mu w tym bardzo kibicować. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyliśmy Moon Knighta w akcji, już w kostiumie, już z peleryną.
-
Jak to wszystko udało się poskładać Gunnowi do kupy wie tylko on sam. Efekt jest taki, że dostaliśmy serial, który zostawił w tyle wszystkie marvelowskie, w wielu przypadkach tez przecież świetne, serialowe produkcje.
-
Proponuje nam niezwykle unikatowe spojrzenie na postapokalipsę. Bez zombie, bez mutantów, bez przerażających czarnych charakterów, za to z dużą dawką nawiązań do teatru i twórczości Williama Szekspira.
-
Szósty i zarazem finałowy sezon najlepszego serialu science fiction ostatnich lat wszystkim swoim widzom przyniósł wiązankę różnorodnych rozczarowań. I nie chodzi tu tylko o niższy poziom jego realizacji czy samej fabuły, ale bardziej o fakt, że po prostu "The Expanse" skończyło się za wcześnie.
-
W czasach gdy seriale pokroju "Squid game" czy "Wiedźmina" rozgrzewają do czerwoności fora internetowe, taka produkcja jak "Czas" wydaje się nie mieć racji bytu. A jednak to właśnie opowiedziana w klasyczny sposób historia skazańca potrafi wywołać u widza nie mniejsze emocje niż przebojowe produkcje streamingowych gigantów, przy okazji pobudzając do więcej niż odrobiny refleksji.
-
Seans całkiem przyjemny, zwłaszcza dla widzów, którzy nie znają powieściowego oryginału.
-
Jeśli serial nadal będzie szedł w tę stronę, to nie wróżę mu długiej przyszłości, bo przez większą część czasu wywołuje u widza zero emocji. A to niestety gwóźdź do trumny, który może pogrzebać coś, co w formie komiksu było niezwykłym, czytelniczym doświadczeniem.
-
We współczesnych serialach superbohaterskich trendy obecnie wyznaczają "The Boys", "Umbrella Academy" i "WandaVison". Na ich tle "Dziedzictwo Jowisza" może się wydawać niewypałem, ponieważ odstaje od tych produkcji realizacyjnie, a fabuła ciągnie się i ciągnie. Co dziwi, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyjątkowo dynamiczny, komiksowy pierwowzór.