-
Pędzące do przodu, dowcipne, świetnie zmontowane w rytm znanych piosenek dzieło jest zdecydowanie najlepszym filmem Martina Scorsese od bardzo dawna.
-
Scenariusz do Wilka... jest absolutnie fenomenalny: rasowa, wytrawna siła scen filmowych jest tutaj obecna w swojej najczystszej, najbardziej pierwotnej formie niemal przez cały czas.
-
To trzygodzinna historia wzlotu i upadku, jednak nawet na chwilę nie pojawia się tu ton epiki, znany z podobnych w konstrukcji "Chłopców z ferajny" czy "Kasyna". To komedia, ale z rozmysłem pozbawiona finezji.
-
Wszystko powyższe wymieszane z najważniejszymi ingredientami życia: miłością i przyjaźnią i ludzkimi żądzami, podsumowane nieoczywistym morałem. Scorsese ma najlepszy towar w mieście.
-
Kino dobre, prezentujące dziwny i pokręcony świat, ciekawie zrobione, może nawet warte obejrzenia... Ale czy warte zachwytów? Nie wiem.
-
Jest popisem reżyserii mistrza i fantastycznej umiejętności opowiadania. Jest orgią dopracowanych, przemyślanych obrazów i scen w historii o życiu zamienionym w orgię. To także wyśmienicie poprowadzeni aktorzy: Leonardo DiCaprio wypełnia ekran, imponuje energią, zaangażowaniem oraz emocjonalnym traktowaniem kina i swojego bohatera.
-
Martin Scorsese w wielkiej formie. "Wilk z Wall Street" to jego najlepszy film od wielu lat i murowany kandydat do kilku statuetek Oscara.
-
To przede wszystkim pyszna zabawa. Cięta riposta, parodiowanie, przedrzeźnianie to składniki właściwe niemalże każdej próbie charakterów, każdej transakcji na Wall Street.
-
Trzeba być nie byle kim, by z trzygodzinnego seansu zrobić coś jednorodnie wciągającego. Nie otrzymujemy jednak powtórki z gangsterskiej epopei "Ojca Chrzestnego", lecz wirtuozerską, bardziej pikantną kalkę innego arcydzieła tematyki przestępczości zorganizowanej - "Chłopców z ferajny".
-
Przywraca wiarę w narracyjną witalność, w filmy, które chwytają za jaja i przez długi czas nie zwalniają uścisku.
-
Toteż śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że twórca "Chłopców z ferajny" największe laury przemysłu filmowego raczej znów będzie podziwiał na półkach rywali.
-
Jeśli obarczanie Scorsesego odpowiedzialnością za interpretacje odbiorców jest nieuzasadnione, to w ostatecznej diagnozie odbioru tego filmu, a więc jego wpływu społecznego, to McDowell ma rację. Mimo całej grozy i obrzydzenia, które w nas powoduje, podziwiamy i chcemy być jak Jordan Belfort.
-
Jak to możliwe, że mający ponad 70 lat Martin Scorsese nakręcił taki dziki, ostry i pieprzny film? Widocznie energia i "jaja" nie odchodzą z wiekiem. Jak mówił Leonardo zgarniając Złoty Glob - "Martin Scorsese jest jak punk rock - nigdy się nie starzeje" Czy trzeba mówić coś więcej?
-
Tak zagranego filmu, tak śmiesznego filmu nie widziałem już bardzo, bardzo dawno.
-
Długi film bez dłużyzn. Krytyka konsumpcjonizmu, ale bez banałów w stylu: "Pieniądze szczęścia nie dają!".
-
Bardzo dobry film, obojętnie z jakiej strony by nie spojrzeć. Hipnotyzujący na całej swojej długości.
-
71-letni Martin Scorsese w "Wilku z Wall Street" nie próbuje opowiadać nam historii z morałem. Puszcza wodze fantazji, trafiając w samo sedno.
-
Dziki, fantazyjnie sfilmowany rajd przez kolejne kręgi piekielne, brudne i złe, a zarazem pociągające.
-
8.36 kwietnia 2018
-