W ciągu 11 minut losy wielu mieszkańców wielkiego miasta zostaną połączone ze sobą.
- Aktorzy: Richard Dormer, Paulina Chapko, Wojciech Mecwaldowski, Andrzej Chyra, Dawid Ogrodnik i 15 więcej
- Reżyser: Jerzy Skolimowski
- Scenarzysta: Jerzy Skolimowski
- Premiera kinowa: 23 października 2015
- Premiera światowa: 9 września 2015
- Dodany: 28 grudnia 2017
-
Skolimowski-ponurak tylko takiego udaje. Skolimowski-ironista wciąż żyje i ma się doskonale.
-
Zachwyci, albo wywoła irytację i lekceważenie, a owe skrajne reakcje zapewne zachwycą samego reżysera, który zdaje się ewidentnie miał takie założenie. W obu przypadkach zresztą twórca będzie górą, bo widzów zadowolonych i niespełnionych pozostawi w uświadomieniu sobie, czego jeszcze chcą oni dzisiaj oczekiwać od kina.
-
Taki film mógłby nakręcić Iñárritu z czasów "21 gramów" i "Babelu", ale tylko pod warunkiem, że byłby to Iñárritu przechrzczony na nihilizm i uzależniony od koki.
-
To nic innego jak tandetny scenariusz, męczący montaż i irytujące dialogi. Katharsis staje się tutaj moment napisów końcowych, kiedy wiemy już, że nie będziemy się musieli dalej męczyć.
-
Reżyser na pewno nie chciał doprowadzić do sytuacji, kiedy po seansie widzowie patrzą po sobie i pytają "o co w tym chodziło?".
-
Nie jestem w stanie zrozumieć, czym kierowała się komisja wyznaczająca "11 minut" do walki o Oskara w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny". Film Jerzego Skolimowskiego nie ma szans w starciu z zagraniczną konkurencją. Dlaczego? Ponieważ w tym roku nie ma szans nawet z polską.
-
Efekt sprawności potęguje naprawdę świetny montaż. To jednak nieliczne atuty filmu.
-
Nie rozumiem, dlaczego na Festiwalu w Wenecji "11 minut" dostało owacje na stojąco. Nie rozumiem, gdzie można tu odnaleźć jakiś psychologizm postaci czy większą filozofię. To obraz ponad wszelkie miary płytki, patetyczny, nudny i nie warty nawet zaszczycenia go spojrzeniem.
-
W przesadzie tkwi siła 11 minut. Ten film jest tak intensywny, nasycony mniej lub bardziej oczywistymi odniesieniami, że proste wartościowanie musi pójść na śmietnik. Można wizję Skolimowskiego odrzucić, ale jest w niej coś z życia w Polsce, radość z życia w czasie permanentnej apokalipsy.
-
11 minut - właśnie tyle potrzeba, by najnowszy film Jerzego Skolimowskiego wyparował z głowy.
-
Pozornie film jakich wiele, jednak Skolimowski bardzo zgrabnie układa puzzle przed nami, wracając do swojej wysokiej formy. Zabawa konwencją i jeden z najlepszych wizualnie filmów na naszym podwórku ostatnich lat.
-
Rozczarowuje, obiecuje więcej, niż ostatecznie otrzymujemy, choć to także jest część gry z widzem Skolimowskiego, tylko że gry niesatysfakcjonującej.
-
Z minuty na minuty napięcie narasta, a kłębiące się w głowie pytania i wątpliwości nie dają spokoju.
-
Seans "11 minut" szybko zaczyna jednak nużyć, a nawet irytować, bo trudno ułożyć z tych puzzli jakąś sensowną i logiczną całość. Niewykluczone, że właśnie takie było założenie reżysera, jednak zupełnie tego nie kupuję.
-
Hałaśliwy, dynamiczny i bardzo metaforyczny film, który imponuje przede wszystkim realizacją zdjęć i końcowymi scenami. Wygląda fenomenalnie, ale nie wszystko w tej fabule jest w stanie dotrzeć do widza i zaoferować mu emocje, jakich można oczekiwać po filmie Skolimowskiego.
-
W "11 minutach" Skolimowski odpuścił sobie poszukiwania formalne i estetyczne, do których nas przyzwyczaił. Trudno też powiedzieć, żeby jako myśliciel miał nam do przekazania jakieś szczególnie głębokie prawdy.
-
Sugestie, aluzje, przemilczenia - Jerzy Skolimowski robi w "11 minutach" wiele, by niczego nie powiedzieć. I, niestety, udaje mu się to znakomicie.