-
Gdy wybierzemy się na nowego "Hobbita", dostaniemy to, po co przyszliśmy. Nie mniej, nie więcej.
-
Podobał mi się, ale mnie nie usatysfakcjonował, nie zaspokoił mojego apetytu na Naprawdę Wspaniałą Ekranizację Tolkiena. Odnoszę wrażenie, że ta trylogia to jednak - jak określił kiedyś sam siebie Bilbo - zbyt cienka warstwa masła rozsmarowana na zbyt dużej kromce. Wolałabym raczej widzieć Hobbita bardziej skondensowanego i intensywnego.
-
Jest jeden moment w filmie, który całkowicie odmienia całą serię - pojawienie się Smauga. Jest to najpiękniejszy i najstraszniejszy smok, jaki kiedykolwiek powstał na potrzeby filmu. Druga część "Hobbita" wykorzystuje jego potencjał i potęguje nasze oczekiwania względem finału.
-
Peter Jackson zawsze to lubił: robić z bohaterów małe żelazne kulki i wkładać ich do flippera, a potem filmować starcie materii. O sukcesie kolejnej odsłony "Hobbita" przesądza przede wszystkim tempo.
-
Druga część Hobbita jest doskonała, jako most, materiał na przeczekanie, folia bąbelkowa, coś w końcu trzeba robić, zanim zje się wisienkę z tego zaczarowanego milionami dolarów tortu. Im chodzi o kasę, nam o rozrywkę, wilk syty i owca cała na tym pustkowiu.
-
To już piąty dobry film umożliwiający nam fascynującą penetrację Śródziemia. Moment, w którym mistrzowsko urywa akcję Jackson sprawia, że kolejna część, "Hobbit: Tam i z powrotem", znów będzie najbardziej wyczekiwanym filmem roku.
-
Sequel doskonały. Warto było wybrać się na niego do kina, warto też kupić prywatny egzemplarz filmu dvd, by jeszcze raz móc powrócić do fantastycznego Śródziemia i zapoznać się nie tylko z materiałami dodatkowymi, ale przede wszystkim by jeszcze raz dać ponieść się wspaniałej wizualizacji świata Tolkiena i zapierającej dech w piersiach muzyce.
-
Dużo fajnych scen akcji, masa fajnych postaci, zakończenie pozostawiające widza w napięciu, a wszystko to okraszone pięknymi zdjęciami i cudowną muzyką niezawodnego Howarda Shore'a. Jeżeli jesteście fanami tych klimatów, to się nie rozczarujecie.
-
Jackson nie ma na celu zmienić oblicza kina. Zrealizował bardzo solidną rozrywkę, dzięki której zapomina się o życiowych problemach.
-
"Pustkowie Smauga" utwierdziło mnie w przekonaniu, że na podstawie "Hobbita" trudno nakręcić naprawdę dobry film, zwłaszcza gdy ma on być utrzymany w konwencji bliskiej kinowemu "Władcy Pierścieni". Najnowsze dzieło Petera Jacksona okazuje się nieco mniej chaotyczne fabularnie niż pierwsza część trylogii, ale nadal przeciągnięte i niespójne.
-
Mniej dłużyzn, lepsze tempo, świetne walki, odpowiednie rozłożenie akcentów - "Pustkowie Smauga" poprawia wszystkie niedociągnięcia swojego poprzednika.
-
Jackson nie wychyla się poza wspomniany model, który już nie jeden raz pokazał publiczności, myśląc, że ponownie uda mu się nabrać widza. Niestety brakuje mu tej fantazji oraz zaangażowania co poprzednio, a wizjonerskie zacięcie zastąpiła chęć szybkiego i dużego zysku.
-
Pomimo wad to nadal dobre i rozrywkowe kino fantasy, do którego można wracać. Wersja rozszerzona pozwala fanom cieszyć się większą dawką materiału, a cała reszta powinna zachwycić się wartościowymi materiałami dodatkowymi, obok których nie powinien przejść obojętnie żaden kinomaniak.
-
Najgorsze jest to, że film kończy się w najciekawszym momencie i na kolejną część trzeba czekać cały rok.
-
Peter Jackson raz jeszcze udowadnia, że w dziedzinie filmowej fantastyki z Tolkienowską pieczęcią nie ma sobie równych. Kończące się w kulminacyjnym momencie "Pustkowie Smauga" "robi smaka" na finalną odsłonę, która pewnikiem będzie najbardziej widowiskowa i również najlepsza.
-
Rozrywka najwyższej jakości i jeden z najlepszych blokbusterów tego roku.
-
To jakość sama w sobie. Prawie trzy godziny na fotelu kinowym mijają jak zaczarowane - ani się człowiek obejrzy, a już koniec.
-
Zdecydowanie różni się atmosferą od pierwszej części trylogii, jednak nie oznacza to, że jest gorszą produkcją. Mimo jeszcze większej dawki akcji wprowadza poważniejsze motywy, szczególnie w scenach skupiających się na Gandalfie oraz Bilbie.
-
"Pustkowie" jest lepsze od "Niezwykłej podróży", jednak poważne odstępstwa od pierwowzoru mocno kłują w oczy. Poza tym są pewne nielogiczności, ale to jednak nie przeszkadza cieszyć się wielką zabawą.
-
Nie przypadnie do gustu tolkenowskim purystom oraz marzycielom śniącym o kolejnym arcydziele, ale to dobre widowisko.