Latarnia Magiczna
Źródło-
Wszystko fajnie, tylko film Majewskiego ma jeden mankament: brak realizmu epoki.
-
"Marsjanin" "Odyseją Kosmiczną 2001" nie jest - i nawet nie próbuje być. I dobrze, bo mogłoby się to źle skończyć. Wprawdzie ktoś napisał, że Scott tym filmem wynosi gatunek sci-fi na wyższe poziomy, to jednak dla mnie jest to bardziej taki skok w bok: niezwykle udana próba połączenia motywu survivalowego z humorem w ciągle rozpoznawalnej formule kina sci-fi.
-
Byłbym hipokrytą, gdybym się nie przyznał do tego, że mimo wszystko oglądałem ten film w napięciu i z satysfakcją uczestnictwa w sprawnie urządzonym widowisku. Denis Villeneuve, mimo że nie miał tu do dyspozycji tak kompleksowego i wymagającego scenariusza, jak np. w "Pogorzelisku" czy "Labiryncie", to jednak również i tym razem udowodnił, że jest reżyserem bardzo dobrym i z produkcją hollywoodzką radzi sobie znakomicie.
-
Nie jest szczytowym osiągnięciem światowego kina, ale dość sprawnie eksponuje to, co jest największym atutem filmowej sztuki: widowiskowość i zdolność narracyjną.
-
Fantastyczną reżyserią i scenopisarstwem Farhadiego zachwycałem się już niejeden raz, nie chcę się więc powtarzać. Może tylko wspomnę o tym, co jest według mnie najbardziej dla nich charakterystyczne. Otóż to, że Farhadi, pisząc scenariusz jest piekielnie precyzyjny, totalnie panując nad swoim dziełem, a mimo to dając zarówno widzom, jak i aktorom taką wolność i swobodę, że tej jego "demiurgowej" wszechmocy zupełnie nie odczuwamy.
-
Na pewno kino Mungiu wymaga skupienia. Także pewnej cierpliwości. Może być nużące, a jednak - kiedy wciągnie nas jego specyficzna narracja i klimat - bez mała fascynujące, bo ukazujące wiwisekcję rzeczywistości, w której zagłębieni są ludzie ze swoimi małymi wielkimi sprawami, które i nas zaczynają obchodzić.
-
To prawda, że film ten może się niekiedy wydawać zbyt płaskim widowiskiem, nieco nachalnym dydaktycznie a jednocześnie sztubackim - z przerysowanymi czy wręcz karykaturalnymi postaciami - ale nie ma w nim ani jednej minuty, która by nużyła, irytowała przesadą czy była "pudłem" reżysera.
-
W swojej konwencji film jest całkiem dobry.
-
Vinterberg idzie wyraźnie w stronę melodramatu, kręcąc film w sposób jakże odległy od tego, co postulował w manifeście kina Dogma 95. Wydaje się, że tylko realistyczne nad wyraz wystąpienie Dyrholm ratuje film przed soap-operowym rozmydleniem.
-
Ja mimo wszystko lubię ostatnie filmy Leloucha, zamykam oczy na ich narcyzm i pretensjonalność - zawieszając poniekąd krytycyzm, daję się ponieść tej bardziej naiwnej i sentymentalnej stronie mojej natury. Tak stało się i tym razem.