
- 87% pozytywnych
- 67 krytyków
- 91% pozytywnych
- 261 użytkowników
Płomienny romans między dogasającą gwiazdą muzyki country a nieznaną piosenkarką zmienia ich życie na zawsze.
- Aktorzy: Lady Gaga, Bradley Cooper, Sam Elliott, Andrew Dice Clay, Rafi Gavron i 15 więcej
- Reżyser: Bradley Cooper
- Scenariusz: Will Fetters, Bradley Cooper, Eric Roth
- Premiera kinowa: 30 listopada 2018
- Premiera światowa: 31 sierpnia 2018
- Ostatnia aktywność: 15 lutego
- Dodany: 13 października 2017
-
7.1Pozytywnie oceniony przez krytyków
-
87%pozytywnych
-
67krytyków
-
67recenzji
-
54oceny
-
47pozytywnych
-
7negatywnych
-
-
7.5Bardzo pozytywnie oceniony przez użytkowników
-
91%pozytywnych
-
261użytkowników
-
76recenzji
-
255ocen
-
231pozytywnych
-
24negatywne
-
-
Recenzje krytyków
-
Film ogląda się z przyjemnością przede wszystkim dzięki parze odtwórców głównych ról. Nawet jeśli fabuła wydaje się momentami naiwna i zbyt pośpiesznie opowiedziana, ekranowa chemia między Cooperem a Gagą wynagradza wiele.
-
Po upłynięciu pierwszych trzydziestu minut produkcji każdy element przestaje nas zaskakiwać i zostajemy tylko sam na sam z wybitną Gagą. Niestety, nawet taka rola nie może obronić całej produkcji, a w finalnym rozrachunku ta okazuje się co najmniej mierna.
-
Narodziny gwiazdy to film, który wzrusza, choć nie angażuje, wpada w ucho, ale nie zapada w pamięć. Dobry występ aktorski, świetna ścieżka muzyczna oraz solidny warsztat powinien składać się na naprawdę wysoko ocenianą produkcję.
-
Nie wszystko tutaj działa tak jak powinno, ale gdy film wznosi się na wyżyny swojego potencjału to robi taki emocjonalny rozpieprz, że jestem w stanie zrozumieć wszystkie te entuzjastyczne głosy.
-
Świetna Lady Gaga w filmie, którego fabułę zna się na pamięć.
-
Ta historia wciąż chwyta za serce!
-
Łzawy melodramat, na którym ciężko się wzruszać z powodu irytującej bohaterki. Film dobry tylko do połowy.
-
Recenzje użytkowników
-
W drugiej połowie mocno się wije bez celu i nie wie, kiedy ma się skończyć, ale za to, że pierwsza połowa mnie bez opamiętania oczarowała ("SHALLOOOOOOOW"!), a całość kończy się naprawdę mocnym i odważnym akcentem, należą się brawa - no bo, damn, jak na debiut reżyserski mamy dzieło prawie że znakomite. Keep going, Bradley.
-
-
Klasyczny melodramat opowiedziany po raz czwarty przez debiutującego w roli reżysera Bradleya Coopera. I chociaż uderza on we wszystkie kliszowe tony, w każdej sekundzie widać ogrom pracy twórców. Muzycznie - perła goni perłę! Lady Gaga odpala w tylu miejscach, że tytułowe narodziny gwiazdy mamy gdzieś w połowie seansu. Cooper stworzył za to najlepszą dramatyczną rolę w swoim CV (Oscar?) Doświadczenie koncertu, piękny wiciskacz łez... kieliszek wina i mamy udany jesienny wieczór.
-
Rewelacyjny Bradley Cooper - trzyma film reżysersko i aktorsko. Nadspodziewanie dobra Lady Gaga. Muzycznie jest zachwycająco, fabularnie trochę gorzej, ale zapewne celowy pomysł z mylącym tytułem - bardzo ciekawy.
-
Duet Cooper-Gaga wypada świetnie, piosenki i zdjęcia również, ale przepraszam... co w historii jest takiego, że większość widzów się w niej po prostu zakochała? To po prostu przeciętna historia, która co prawda próbuje poruszyć wiele tematów, ale ostatecznie masę z nich wywala gdzieś w drugiej połowie do kosza (m.in. motyw z utratą słuchu). Mimo wszystko - udany debiut reżyserski Coopera.
-
Jeżeli chodzi o Gagę, Coopera oraz całą otoczkę związaną z muzyką i soundtrackiem- REWELACJA, lecz biorąc pod uwagę całość historii to jest to dobrze znany schemat,który po prostu się sprawdza. Cooper jako rzemieślnik/reżyser wykonał swoje zadanie dobrze, ale niestety nie wprowadził nic co by wyróżniało film/historię na tyle, żeby kłaść jej hołd. Łatwo można się domyślić co stanie się dalej, druga część filmu to już typowy amerykański przeładowany melodramat z dość wymuszoną ckliwością.
-
No ładne te piosenki i zdjęcia, a Coopera i Gagi ciężko nie uwielbiać, ale ta historia jest tak przeciętna, że jedyne co czuję po seansie to rozczarowanie.
-
Miłość głównych bohaterów jest szczera, chemia pomiędzy Cooperem a Gagą jest czymś wykraczającym poza definicję aktorstwa, a utwory potrafią ukoić widza.
-
Skrojony pod hollywood w każdej scenie, w rytmie, w emocjach (których jest tu tak wiele, że nie można czegoś nie poczuć). I to wcale nie jest wada, że ogląda się go bardzo prosto i przyjemnie. Jak na debiut reżyserski to jeden z lepszych, jakie widziałam!
-
Zarówno jako bohaterka oraz kobieta na planie, Gaga nie lśniłaby aż tak gdyby nie Cooper. Przydałoby się tu mniej melodramatu, a więcej historii muzycznej.
-
Najlepsze recenzje użytkowników
-
Jeżeli chodzi o Gagę, Coopera oraz całą otoczkę związaną z muzyką i soundtrackiem- REWELACJA, lecz biorąc pod uwagę całość historii to jest to dobrze znany schemat,który po prostu się sprawdza. Cooper jako rzemieślnik/reżyser wykonał swoje zadanie dobrze, ale niestety nie wprowadził nic co by wyróżniało film/historię na tyle, żeby kłaść jej hołd. Łatwo można się domyślić co stanie się dalej, druga część filmu to już typowy amerykański przeładowany melodramat z dość wymuszoną ckliwością.
-
W drugiej połowie mocno się wije bez celu i nie wie, kiedy ma się skończyć, ale za to, że pierwsza połowa mnie bez opamiętania oczarowała ("SHALLOOOOOOOW"!), a całość kończy się naprawdę mocnym i odważnym akcentem, należą się brawa - no bo, damn, jak na debiut reżyserski mamy dzieło prawie że znakomite. Keep going, Bradley.
-
Klasyczny melodramat opowiedziany po raz czwarty przez debiutującego w roli reżysera Bradleya Coopera. I chociaż uderza on we wszystkie kliszowe tony, w każdej sekundzie widać ogrom pracy twórców. Muzycznie - perła goni perłę! Lady Gaga odpala w tylu miejscach, że tytułowe narodziny gwiazdy mamy gdzieś w połowie seansu. Cooper stworzył za to najlepszą dramatyczną rolę w swoim CV (Oscar?) Doświadczenie koncertu, piękny wiciskacz łez... kieliszek wina i mamy udany jesienny wieczór.
-
No ładne te piosenki i zdjęcia, a Coopera i Gagi ciężko nie uwielbiać, ale ta historia jest tak przeciętna, że jedyne co czuję po seansie to rozczarowanie.
-
Duet Cooper-Gaga wypada świetnie, piosenki i zdjęcia również, ale przepraszam... co w historii jest takiego, że większość widzów się w niej po prostu zakochała? To po prostu przeciętna historia, która co prawda próbuje poruszyć wiele tematów, ale ostatecznie masę z nich wywala gdzieś w drugiej połowie do kosza (m.in. motyw z utratą słuchu). Mimo wszystko - udany debiut reżyserski Coopera.