-
To coś na kształt mozaiki idei próbującej za wszelką cenę chwycić strumień świadomości pędzącego miasta. I choć czasami chwyta za mocno i nieudolnie, to przynajmniej na chwilę pozwala dotknąć ulotnej wizji magicznego miasta, w którym żadne granice nie istnieją.
-
Napięcie, emocje, dojrzałość i głębia - wszystko to, zobaczymy w najnowszym sezonie The Bear. Serialu, który jest perełką w morzu streamingowych średniaków i komercyjnych hitów, a także emocjonalną rozgrywką na najwyższym poziomie, czego naprawdę trudno szukać w sztandarowych tytułach dzisiejszych czasów.
-
Czy Ssaki są odkrywcze? Niespecjalnie. Czy głównym atutem serialu jest jego unikatowość? Trudno, by to stwierdzenie było całkowicie trafne. Ale jest w Ssakach jakaś siła przyciągania, jakiś pierwiastek szaleństwa, jakaś swoboda opowiadania i naturalność bohaterów, jakaś namiastka realizmu magicznego.
-
Nie jest wymagającą produkcją, ale sprawia przyjemność i pozwala na moment oderwać się od otaczającej nas rzeczywistości. Warto poświęcić uwagę temu serialowi ze względu na zawarty w nim czarny humor i tajemniczą serię zabójstw, której rozwiązania szuka główna bohaterka.
-
To produkcja, która bez wątpienia nie byłaby tak popularna, gdyby nie wspaniała Ortega. Może nie jest to serial, który pod kątem fabularnym pozostanie nam na długo w pamięci, a ogląda się go raczej jako guilty pleasure, jednak chociażby dla samej scenografii - warto. Mimo iż makabry i mroku, które znamy z rodziny Addamsów, jest tutaj stosunkowo niewiele, to myślę, że mimo wszystko fani Addamsów będą usatysfakcjonowani.
-
Mimo tego, że nowy hit Netflixa nie jest serialem z gatunku tych wybitnych, to sprawdza się doskonale jako rozrywka z nutką nostalgii.
-
Trudno go jednoznacznie ocenić - na uwagę zasługuje na pewno pierwszy i ostatni odcinek. To właśnie te dwa epizody spinają z gracją historię w całość, najlepiej trzymają rytm opowieści i są zwyczajnie ciekawe, satysfakcjonujące. Problem robi się w środku serialowej narracji.
-
Niezwykle zwinnie balansuje na granicy bardzo delikatnie sprośnej komedii i serialu obyczajowego, który z kolei spokojnie może sprawdzić się wśród publiczności zarówno w wieku bohaterów, jak i starszej.
-
Podobał mi się i sprawił, że pogłowiłam się trochę nad tym ciągiem przyczynowo-skutkowym i refleksjami z pogranicza jawy i snu. Ten klimat też, który zabiera widza w szczególne stany świadomości bohaterów, sprawia, że The Devil's Hour, mimo niedociągnięć i pozostawionych bez wyjaśnienia wątków, trzyma się tak naprawdę "kupy".
-
W jednej ze scen Władek pyta swoją żonę: "Co poszło nie tak?" i muszę przyznać, że to naprawdę dobre pytanie, bo Brokat powinien błyszczeć zarówno z wierzchu, jak i głębiej, pod warstwą świecidełek.
-
Bywa serialem dość płytkim. Bywa nudnawy, bywa do bólu stereotypowy, przekoloryzowany, przejaskrawiony. Bywa, że schemat goni schemat, klisza przykrywa kliszę. Ale jednak gdzieś pod tym wszystkim, pod tą warstwą sztucznego śniegu, który musiał się pojawić, skrywa się jakaś głębia, której mam nadzieję zobaczyć więcej.
-
Całkiem niezły serial, który może okazać się strzałem w dziesiątkę dla tych, którzy wyrośli ze Słodkich kłamstewek lub dla których w Sex education czy Życiu seksualnym studentek brakuje mroku i cieni w charakterach bohaterów.
-
Nie jest ani zabawny, ani poruszający. Nie wzbudził we mnie żadnych pozytywnych emocji, a obejrzenie dziesięciu odcinków było dla mnie trudnym wyzwaniem, któremu ostatecznie podołałem - ale nic dobrego z tego nie wyszło.
-
Kameralna produkcja, która urzeka surowością, aktualnymi prawdami o świecie, o branży kulinarnej, a której niezaprzeczalnymi atutami są doskonale napisane i zagrane postacie, dynamika dialogów i to ostre, brutalne napięcie, które można kroić nożem.
-
Przejmujące kino moralnego niepokoju naszych czasów. Siedem odcinków mija w okamgnieniu. Świetny, gęsty serial.
-
Ma potencjał na najlepszy serial fantastyczny od lat, a Targaryenowie - na przebicie swoimi intrygami Mody na Sukces.
-
Ja podczas seansu wiele razy gryzłem się w język, żeby nie zakląć, kilka razy ujrzałem światło w tunelu i zrodziła się we mnie nadzieja, że ten projekt jeszcze się całkowicie nie rozsypał. Widzę kilka niebezpiecznych idiotyzmów, które trawią ten serial od podszewki, jak chociażby wpychanie na siłę "zaskakujących" zwrotów akcji, które jedynie budzą politowanie.
-
To produkcja przyzwoita, skonstruowana tak, żebyście obejrzeli ten serial w jeden weekend. Aktorzy grają dobrze, ale poza Jackiem Poniedziałkiem nikt nie wzbił się na wyżyny. Paradoksalnie, jak na serial kryminalny, najsłabszym elementem tej produkcji jest jej fabuła.
-
Może sie podobać, może wciągnąć, może namieszać w głowie, ale ostatecznie finał jest nie tylko w miarę przewidywalny, ale także jakiś taki... mało porywający.
-
To naprawdę niezły polski serial. Nietypowy jak na polską produkcję i może dlatego właśnie niezły?
-
Czerpie z najlepszych tradycji kultowej bajki. Wydana przez Galapagos wersja na DVD sprawi nie lada frajdę najmłodszym widzom, a tym starszym zapewni nostalgiczny powrót do przeszłości.
-
Nie jest arcydziełem, ale mimo wszystko wart jest poznania. Choćby dla atmosfery, muzyki i tła społecznego.
-
Mimo że jest to serial, który nie oddziaływał szczególnie mocno na moje emocje, pozostał jednak w pamięci i to świadczy o nim bardzo dobrze.
-
Bardzo mocno przeciętny, niemający nic wspólnego z tym, co tak mocno zapadło mi w pamięć. Może twórcom zabrakło odwagi, może za bardzo chcieli pokazać swoją wizję, zapominając tak naprawdę o esencji tej historii. Szkoda.
-
Co zaskakujące, mimo całej lekkości, która towarzyszy produkcji - nie jest to wcale taki beztroski obraz, jak może się niektórym wydawać. Zdarzają się w Betty niezwykle aktualne wątki, które znacząco podnoszą dramaturgię, dzięki czemu produkcja zyskuje tylko w oczach widza i z pewnością nie wyparuje z naszych głów tak, jak woda na rozgrzanym asfalcie. Ba, śmiem twierdzić, że ta pozorna lekkość sprawiła, że pojawiające się poważniejsze wątki osiągnęły niebywałą siłę rażenia.
-
Twórcy mieli niełatwe zadanie, ze względu na sporo teorii, jakie się pojawiały, ale też mnogość odrębnych punktów widzenia. Łatwo było tu popaść w przesadę i postawić na sensację, tymczasem twórcy wykazali się ogromnym zrozumieniem i empatią.
-
Myślę, że serial Netflixa jest godny polecenia zarówno osobom, które nic nie słyszały do tej pory o sprawie Elisy Lam, jak i dla tych, którzy obejrzeli w sieci wszystkie dostępne filmiki na ten temat.
-
Jeden z najlepszych, a moim zdaniem najlepszy serial tego roku, który kupił mnie absolutnie w każdym calu, przede wszystkim jednak sercem okazanym bohaterom.
-
Serial, który zaczął się jak niezbyt ambitna i mało wciągająca opowieść z zadatkami na komedię romantyczną, okazał się ciekawym, wciągającym odkryciem. Szwedzka produkcja to coś, co było dla mnie powiewem świeżości i co oglądało mi się zaskakująco dobrze. Miłość i anarchia liczy sobie osiem około półgodzinnych odcinków, nie jest to więc duże poświęcenie czasowe, aby dać mu szansę. A myślę, że niejednego może zaskoczyć serial w reżyserii Lisy Langseth.
-
Suzanne Heathcote w scenariuszu zapomina o kształcie znanej już widzom obsesji na swoim punkcie obu bohaterek, skupiając się na ewolucji jednej z nich. Jest inaczej, ale wciąż ciekawie i wciągająco, a niewyjaśnione wątki dają wiele możliwości na fantastyczną ich kontynuację w czwartej odsłonie.
-
Czwarty sezon The Crown, choć pod względem jakości nie odbiega od poprzednich sezonów, zostawił we mnie uczucie niedosytu. To, co do tej pory przyciągało mnie do tego serialu, czyli świetne odwzorowanie realiów, o których opowiada, doskonała gra aktorska i dobry scenariusz, oczywiście nadal jest obecne, jednak biorąc pod uwagę całe historyczne tło, oczekiwałam czegoś więcej.
-
Emocjonalny rollercoaster z pierwszego sezonu pokonał w przypadku kolejnego podobną pętlę, jednak zakończenie nie okazało się równie szokujące.Mimo tego, emocje podczas oglądania ośmiu odcinków wcale nie są mniejsze, a wątpliwości wciąż się mnożą. Pozostaje włączyć sezon trzeci i szukać odpowiedzi na kolejne nurtujące pytania.