-
Najbardziej surowy z filmów wojennych, jakie powstały w ostatnich latach. Świetnie zagrany, bardzo prosty w formie, ale też najbardziej immersyjny ze wszystkich tego typu filmów, czego się nie spodziewałem. Jedyna szkoda to fakt, że film ten trafił od razu na platformy streamingowe, bo w kinie zrobiłby jeszcze lepsze wrażenie. Jak każda produkcja wojenna.
-
Wielu było sceptycznych i wielu miało wątpliwości, czy nadal jest miejsce dla słynnego herosa z Kryptonu. Jednak James Gunn niczym Richard Donner w filmie z 1978 roku, podchodzi do materiału źródłowego z szacunkiem i bez poczucia wstydu. To zaskakująco dobra rozrywka oraz solidny fundament pod nowe uniwersum, bez wciskania na siłę innych postaci. Chcę zobaczyć kolejną przygodę Supermana, a także uważnie będę się przyglądał kolejnym ruchom DC Studios.
-
To nie jest taki powrót na jaki fani Supermana czekali. Singer nie może się zdecydować czy robi kontynuację, czy remake, przez co film stoi w dużym rozkroku. Historia nie powala, dialogi są najwyżej średnie, warstwa wizualna lekko szara, a aktorstwo jest tylko troszkę powyżej średniej. Był rozważany plan kontynuacji, lecz dostaliśmy w zamian reboot od Zacka Snydera. I wiemy jak to się skończyło.
-
"Superman IV" to totalna katastrofa, która niemal zamordowała kino superbohaterskie i całe szczęście, że dwa lata później pojawił się "Batman" Tima Burtona. Scenariusz jest poszatkowany, chaotyczny, pozbawiony jakiejkolwiek logiki, reżyseria praktycznie nie istnieje, zaś aktorzy są równie zagubieni jak ja. Totalny syf, padaka oraz o jednego Supermana za dużo.
-
Trzeci "Superman" jest sporym krokiem wstecz. Nadal jest parę dobrze zrobionych scen akcji, sceny latania są solidne, a aktorzy starają się wyciągnąć maksimum z materiału. Jednak Lester na siłę pcha całość w stronę komedii, zaburzając ton i niemal rozsadzając warstwę emocjonalną. Spory zawód, choć najgorsze dopiero przede mną.
-
Zadziwiająco udana kontynuacja, dorównująca poziomem filmowi Donnera, czego raczej się nie spodziewałem. Jednak pojawia się ostrzeżenie, że powstanie ciąg dalszy.
-
Miałem spore obawy czy po tylu latach i bez żadnych efektów komputerów film Richarda Donnera zniesie próbę czasu. I choć widać ówczesne ograniczenia technologiczne, czasami fabuła jest skondensowana i lekko chaotyczna, ale jednocześnie jest tu dużo miłości do materiału źródłowego, sporo wyobraźni oraz zaskakującej lekkości. Reżyser pokazał, że człowiek jest w stanie latać i wygląda to bardzo przekonująco, mimo ponad 45 lat na karku.
-
Sam film to kawałek przyzwoitego kina noir, choć nie zapadającego w pamięć jak klasycy gatunku czy powstałe rok później "Tajemnice Los Angeles". Scenariusz może nie zaskakuje, jednak trudno odmówić "Nieugiętym" stylu, elegancji, świetnego aktorstwa oraz słodko-gorzkiego zakończenia.
-
Nie sądziłem, że jeszcze Disney może zrobić coś ciekawego z dawno zapomnianymi postaciami. "Chip i Dale: Brygada RR" nie jest tylko bezczelnym żerowaniem na nostalgii, ale totalnie szaloną komedią. Nie dziwię się, że reżyser Schaffer robi także nową "Nagą broń" i o jej poziom jestem dziwnie spokojny.
-
Pierwsze "Wojownicze żółwie ninja" godnie znoszą próbę czasu, czego się nie spodziewałem. Naturalnie sfotografowany z cudowną muzyką mieszającą syntezator, funk z Orientem, cholernie dobrym aktorstwem oraz fantastycznie użytą animatroniką, pozwalającą ożywić i uwiarygodnić tytułowych bohaterów. Żadne efekty komputerowe tego nie są w stanie zastąpić, o czym dzisiaj wielu twórców zapomina, zaś dzieło Barrona to destylacja lat 90.
-
Czy "F1" Kosiński to najlepszy film wyścigowy czy najlepszy film o Formule 1? W obu wypadkach odpowiedź brzmi: nie. Nadal "Wyścig" Rona Howarda pozostaje niepokonanym w tej kategorii, jednak reżyser nadal tworzy imponujący technicznie szoł. Może i historia czasami bywa zbyt znajoma, dialogi bywają sztampowe, zaś niektóre wyścigi zbyt efekciarskie, to bawiłem się świetnie niczym dzieciak. Jeśli szukacie świetnego blockbustera na początek sezonu letniego, może to być świetny początek tego okresu.
-
829 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
"Materialiści" potwierdzają, że warto uważnie przyglądać się Celine Song. Jest bardzo uważną obserwatorką, ze świetnym uchem do dialogów oraz pewnie prowadzoną obsadę, a także bawiącą się znajomymi konwencjami w nieoczywistym kierunku. Może pod koniec troszkę słabnie, ale nadal pozostaje bardzo interesującym dziełem.
-
Dla mnie jednak druga część jest całkiem niezłą produkcją, której mi brakowało większego zaskoczenia. Są tu fundamenty pod potencjalną kontynuację, przesłanie jest jasne, lecz produkcja jest ewidentnie skierowana dla młodszego widza ode mnie. Ja parę razy się nudziłem przez parę powtarzalnych gagów i przewidywalny przebieg wydarzeń.
-
Nie mogę złego słowa powiedzieć o braku ambicji Haynesa czy wizualnej estetyce, która pieści oczy i uszy. Jednak "Wonderstruck" sprawia wrażenie pustej wydmuszki, nie potrafiącej zaangażować emocjonalnie, a nawet wywołuje zagubienie oraz dezorientację. Chciałbym się polubić bardziej z tym filmem, jednak zwyczajnie nie potrafię, ale będę dawał szansę reżyserowi.
-
6.524 czerwca
- Skomentuj
-
Jak sam Lynch przyznał w jednym z wywiadów: "Prosta historia" to mój najbardziej eksperymentalny film w moim karierze. Początkowo może to brzmieć dziwnie, ale po seansie ma to sens. Jest to piękny wizualnie, bardziej stonowany, bardzo ciepły film, a jednocześnie najbardziej zdyscyplinowane dzieło w dorobku twórcy "Twin Peaks".
-
Może i "Ron Usterka" nie opowiada niczego nowego w kwestii relacji człowiek/technologia, jednak ma w sobie masę uroku, dynamicznych scen akcji oraz humoru, że nie pozwala przejść obojętnie. Solidny debiut, pokazujący spory potencjał studia.
-
"Tarzan" jest ostatnim filmem z okresu renesansu Disneya i jest całkiem przyzwoitym kawałkiem animacji. Nie zaskakuje może fabularnie, role głosowe są solidne, technicznie też dobrze się trzyma, lecz brakuje jakiejś iskry. Czegoś elektryzującego, co pozostałoby ze mną na dłużej.
-
6.516 czerwca
- Skomentuj
-
"Fenicki układ" nie jest rewolucją czy gruntowną zmianą w plastycznym świecie Wesa Andersona, jednak inaczej rozkłada akcenty, co wnosi o wiele więcej świeżości niż się można było spodziewać. Wracamy do rodzinnej opowieści, która potrafi zaskakująco trzymać w napięciu, oszołomić wizualnie i nawet wzruszyć. Czego takiego u tego reżysera nie czułem od czasu "Grand Budapest Hotel", pokazując jak wiele mogą zmienić drobiazgi.
-
7.515 czerwca
- Skomentuj
-
Czy "Ballerina" to najlepsza część z uniwersum Johna Wicka? Zdecydowanie nie, ale jest w stanie dostarczyć sporej rozrywki. Może nie zostanie w pamięci na długo po seansie, lecz jest o wiele lepiej wykonane niż miało to prawo się udać. Jest też nawet pozostawiona furtka na ciąg dalszy, na który chętnie się wybiorę.
-
Takiego filmu po Agnieszce Holland nie spodziewałem. Jedna z najbardziej poruszających, ciepłych i olśniewających wizualnie produkcji dla młodego widza, skrywającego o wiele więcej niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Rewelacyjna perła w dorobku polskiej reżyserki.
-
8.511 czerwca
- Skomentuj
-
Pierwsza "Vaiana" to kolejna z zaskakujących pereł w filmografii Disneya ostatnich lat. Bardziej przygodowe kino w starym stylu, z chwytliwymi numerami, wyrazistą parą pozytywnych bohaterów. Do tego osadzenie w mniej znanej kulturze i mitologii dodaje pewnej unikatowości. Czuję, że jeszcze wrócę do tego świata.
-
7.510 czerwca
- Skomentuj
-
Po tym filmie nie dziwię się, że reżyser Dean Fleischer-Camp zrobił swoje wrażenie na Disneyu. "Marcel Muszelka" jest imponującym połączeniem animacji poklatkowej z dokumentem, pięknie sfotografowanych, a jednocześnie zaskakująco poruszający, ciepły i mądry. Kolejny dowód na kreatywność animacji poklatkowej.
-
Bardzo mnie zaskoczyła "Utrata równowagi". Jest zaskakująco drapieżna, intensywna i precyzyjna w swojej realizacji, z absolutnie cudownym aktorstwem. Nie uniknie porównań z innymi produkcjami w kwestii mobbingu w świecie artystycznym oraz sprowokuje do dyskusji, ale to także dramat, trzymający w napięciu niczym rasowy thriller.
-
Chyba sam jestem zaskoczony, ale "Lilo i Stitch" to najlepsza aktorska wersja animacji Disneya od czasu "Księgi dżungli". Choć nie jest aż tak mocna wizualnie, nadal jest silną emocjonalnie historią o sile rodziny, z mądrym, nienachalnym morałem oraz bardziej "wakacyjnym" klimatem. Mocno bije tu serce aż do ostatnich kadrów, czego raczej się nie spodziewałem.
-
"Prawdziwe życie aniołów" to powrót reżysera Więcka do formy po długiej przerwie. Nie będzie to aż tak kultowe dzieło jak filmy o aniele Giordano, jednak Globisz absolutnie magnetyzuje na ekranie. Pozostaje mieć nadzieję, że uda mu się odzyskać zdrowie i będziemy mogli częściej go oglądać.
-
Sam film okazuje się niepozbawioną wad bardzo kompetentną produkcją z niegłupim morałem, intrygującym klimatem oraz solidnym aktorstwem. Gdyby bardziej dopracować efekty specjalne albo inaczej rozegrać finał, byłby to film kultowy.
-
"Diva Futura" dla wielu może budzić skojarzenia z "Boogie Nights" Paula Thomasa Andersona, pokazując branżę porno w bardziej niewinny i - jakkolwiek to zabrzmi - uroczy. Co nie oznacza, że nie ma tutaj ciemniejsze strony tego biznesu. Bywa trochę chaotyczny i pozbawiony skupienia, niemniej potrafi parę razy uderzyć emocjonalnie. Jedna z większych niespodzianek tego roku.
-
Choć wielu zachwala "Thunderbolts*" pod niebiosa, ja nie nazwałbym filmu Schreiera najlepszym filmem Marvela od... Bóg wie kiedy. Zdecydowanie jednak jest to zwyżka formy po ostatnim "Kapitanie Ameryce". Dobrze napisany, świetnie zagrany, skupiający się na postaciach oraz interakcjach niż pierdylardach eksplozji i monumentalnych destrukcjach. Jestem ciekaw, co wydarzy się dalej z tą paczką, a to mówi chyba wiele.
-
Czy "The Final Reckoning" to naprawdę ostatnia część tej serii? Zważywszy na to, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak zrobić lepsze, groźniejsze zagrożenie od Bytu oraz fakt, że Tomek "Kaskader" Cruise nie robi się coraz młodszy, wydaje się to całkiem realne. Nie jest to najlepsza część serii, lecz jest to godne zakończenie tej prawie 30-letniej franczyzy. Lepszego blockbustera na początek letniego sezonu nie zobaczycie.
-
Szanuję Chajdas za wyjście poza swoją strefę komfortu, niemniej "Dziadku, wiejemy!" to przykład zmarnowanego potencjału. Nie wiem, co się stało na etapie przenoszenia scenariusza na taśmę, ale coś zostało zgubione i wyszło niedogotowane, pozbawione błysku dzieło. Nie koniecznie należy przed tym wiać, lecz zostawać nie trzeba.
-
"Szpiedzy" to trzeci wspólny duetu Steven Soderbergh/David Koepp i ta kolaboracja jest bardzo udana. Inteligentnie napisany, stylowo wyreżyserowany, cudownie zagrany oraz ładnie wyglądający. Jak najbardziej warto się wybrać i dać się złapać w tą szpiegowską układankę.
-
"Ukryty motyw" nie jest aż tak gęsty i intensywny jak poprzedni film Mollera "Winni". Niemniej pozostaje ciekawym thrillerem psychologicznym o tym, jak łatwo można zarazić się złem. Zdarzają się pewne drobne niewiarygodności i naciągane momenty, ale broni się mocnym aktorstwem oraz bardzo chłodną atmosferą.
-
Broni się tak naprawdę tutaj porządna scenografia Joanny Machy, zdjęcia Arka Tomiaka oraz całkiem niezłe aktorstwo. Jednak cała reszta "Raportu Pileckiego" jest mdła, bardzo zachowawcza, jednowymiarowa laurka, które już dawno powinniśmy zostawić za sobą. Lepiej obejrzeć już spektakl Teatru TV "Śmierć rotmistrza Pileckiego", jeśli chcecie bliżej poznać postać tego bohatera.
-
"Dom zły" nie jest typowym kryminałem, ale podróżą w świat skażony złem, przed którym nie ma ucieczki. Smarzowski buduje kino pełne fatalistycznej atmosfery, ciężkiego klimatu oraz precyzyjnej realizacji. Mimo lat, nie zanosi się na to, by miał stracić cokolwiek ze swojej siły rażenia.
-
Dzisiaj nie trzeba się wstydzić bycia fanem Nicolasa Cage'a, a "Surfer" to kolejny dowód dobrej dyspozycji aktora. Bardzo kreatywny formalnie thriller, z bardzo gęstą atmosferą, przepiękną warstwą audio-wizualną oraz niepokojącym klimatem. Grzechem byłoby przegapić to dzieło.
-
Ze wczesnych filmów Wesa Andersona, to "Genialny klan" uważany jest za jego największe osiągnięcie i nie dziwi mnie to. Łapie wizualnie, ma swój styl, który jeszcze nie wywołuje zmęczenia, jest kapitalnie zagrany oraz... porusza, bawi, angażuje. Niesamowite doświadczenie, nawet dla nie-fanów Amerykanina.
-
Problem jednak dla mnie był jeden: "Niesamowite przygody skarpetek" są skierowane dla najmłodszego widza. Takiego w wieku 6-7 lat, który zaczyna swoją przygodę z dużym ekranem. Ich rodzice albo dużo starci widzowie nie będą pod wielkim wrażeniem. Widziałem lepsze i ładniejsze animacje, nawet w formie ręcznie rysowanej. Niemniej to nadal sympatyczna produkcja, niepozbawiona uroku oraz zgrabnych morałów.
-
Jakbym miał podsumować "Rambo II", jest to destylat lat 80. - pełen patriotyzmu, z superherosem w głównej roli, przerysowaną akcją oraz odrobiną dawki kiczu. O wiele bardziej uproszczony portret człowieka, który z udręczonego PTSD żołnierzem staje się jednoosobową armią, co fanów oryginału mocno wkurzy.
-
"Rambo: Pierwsza krew" pozostaje najlepszą częścią tej franczyzy i pokazuje jak cholernie uzdolnionym aktorem potrafił być Sylvester Stallone. Zadziwiający poruszający, trzymający w napięciu film, ze świetnymi dialogi, fantastycznym aktorstwem oraz kapitalną muzyką mistrza Jerry'ego Goldsmitha. Po ponad 40 latach nadal stoi na własnych nogach.
-
Gatunkowa hybryda zaserwowana przez Cooglera opowiadająca o tańcu z diabłem wielu może skonsternować, ale działa. "Grzesznicy" elektryzują, trzymają w napięciu i maja absolutnie cudowną muzykę oraz aktorstwo. Mocny przykład, że jeszcze jest miejsce na świeże, szalone, mniej konwencjonalne kino za dużą kasę.
-
Sam jestem zdziwiony jak tym razem rezonowało ze mną "Mulholland Drive". Wreszcie Lynch łączy sen z jawą w tak nieprawdopodobny sposób, że nie można oderwać oczu. Z ogromną ilością niezapomnianych kadrów, doznań i połączeń, pozostające w głowie na długo po seansie. A o czym to jest? O Hollywood, będącym jednocześnie fabryką snów i niszczycielem marzeń? Koszmarze niespełnienia? Drodze ku szaleństwu? O sile iluzji? To kilka kluczy do interpretacji, ale jednoznaczną odpowiedź musicie znaleźć sami.
-
8.523 kwietnia
- Skomentuj
-
Był uznawany za powrót Frankenheimera do formy po wielu, wielu latach posuchy oraz renesansie reżysera dzięki współpracy z telewizją. Bardzo dynamiczny, choć stonowany wizualnie thriller akcji w czasie post-zimnowojennym, ze świetną obsadą, dialogami oraz tempem. Staroświecki w formie, ze sporą ilością praktycznych efektów, jaki nie mógłby dzisiaj powstać. Tak jak bohaterowie film Frankenheimera jest reliktem swoich czasów, które już nie powrócą.