Dominik Dudek
Krytyk-
Zaczyna się z wysokiego C i przez cały swój czas ani na moment nie spuszcza z tonu, trzymając zaciekawionego widza w niepewności. Oczywiście nie uświadczymy tutaj wybitnych zwrotów akcji, ale nie da się ukryć, że Guy Ritchie spuszczony ze smyczy wielkich wytwórni wciąż posiada ten swój charakterystyczny pazur, który dał nam poznać za czasów Porachunków, czy Przekrętu.
-
Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw są dokładnie tym filmem, jakiego każdy sie pewnie spodziewał - dającym masę funu, łamiącym kolejne granice kuriozum blockbusterem wprost idealnym na okres wakacji.
-
Jest idealnym przykładem na to, że można stworzyć film o seryjnym mordercy, nie skupiając się jednocześnie na bezpośrednim ukazaniu jego brutalnych czynów.
-
W zasadzie ciężko mi tutaj wskazać jakikolwiek aspekt filmu, który mógłbym zaliczyć na korzyść produkcji Robin Hood: Początek, poza tym, że niektóre sceny są tak absurdalne, że aż niezamierzenie śmieszne.
-
Najbardziej przerażające i powodujące przyspieszone bicie serca w tym filmie nie są te rzeczy, które widzimy na ekranie, ale obrazy, które w trakcie seansu kreują się w naszej głowie. Więcej takich thrillerów poproszę.
-
Kolejny po zeszłorocznym Pierwszym Śniegu przykład zmarnowanego potencjału. Skandynawskie thrillery i kryminały bez cienia wątpliwości można nazwać samograjami, jednak tu efekt finalny wyszedł niestety strasznie przeciętnie. Film Fede'a Alvareza ogląda się bez większego bólu, ale o jego pozostaniu w naszej pamięci przez dłuższy czas nie może być mowy.
-
Potrafi najzwyczajniej w świecie sprawić, że w tej spowitej ciemnością sali kinowej, chce się śpiewać, klaskać i tupać nogą do ich najsławniejszych utworów.
-
Wciąga od samego początku i nie sposób się na nim nudzić, gdyż jest po prostu świetną rozrywką. Jeśli lubujecie się w filmach osadzonych w dużej mierze w jednej lokalizacji, w której do czynienia mają ze sobą intrygujący bohaterowie, a także tak jak ja jesteście fanami Quentina Tarantino, to z całą pewnością jest to produkcja dla Was.
-
Przed seansem nie sądziłem, że to powiem, ale Berek ku mojemu zaskoczeniu jest naprawdę udaną komedią. Pomysł na film z miejsca wydaje się absurdalny i na dawkę takiego humoru powinniście się przygotować.
-
Strażnicy cnoty nie zapowiadali się na nie wiadomo jak zabawną komedię, ale podczas seansu można było liczyć na jakiekolwiek zabawne momenty, których nie doświadczyliśmy w zwiastunie. Tak niestety nie jest, a jedyna scena, która próbuje bawić to John Cena przyjmujący doodbytniczo strumienie piwa.
-
Czerwona Jaskółka mogła być całkiem interesującym thrillerem szpiegowskim. W zestawieniu ze Szpiegiem, czy też wspomnianym wcześniej Atomic Blonde wypada niestety mizernie pod wieloma względami. Twórcom zdecydowanie zabrakło odwagi w paru scenach, żeby był to seans godny zapamiętania.
-
Jest niczym herbata z miodem i cytryną, mająca przede wszystkim dostarczyć nam ciepła. I jest przy tym bardzo skuteczny.
-
Jest więc kolejną żałosną próbą wytargania jak największej ilości pieniędzy z portfeli widzów w halloweenowy okres, będącą przy tym zwykłymi popłuczynami i najbardziej niepotrzebnym filmem ostatnich lat. Oby ci, którzy wykładali pieniądze na jej powstanie, powiedzieli sobie ostateczne game over.
-
Wypada naprawdę słabo, zestawiając go z innymi polskimi kryminałami ostatnich lat. Piękny Władzio wydaje się postacią naprawdę interesującą, lecz jej potencjał w filmie Langa nie został dostatecznie wykorzystany.
-
Nocne życie ciężko nazwać przyzwoitym filmem gangsterskim. W porównaniu do innych dzieł z tego gatunku, traktujących o czasach prohibicji, m.in. Nietykalnych Briana De Palmy oraz serialu HBO Zakazane Imperium, dzieło Afflecka prezentuje mizerny poziom.
-
Całościowo Tajemnice Manhattanu wypadają słabo. Od jakiejś 40 minuty modliłem się o jak najszybsze nadejście finału.