Marta Kalarus
Krytyk-
Nie jest filmem, który stanowiłby zamkniętą, rzetelną historię życia Tonyi Harding - nie taki zresztą jest jego cel. Reżyser, odchodząc od schematyczności będącej główną wadą wielu dzieł biograficznych, stworzył obraz interesujący i angażujący widza.
-
Choć trudno nie zgodzić się z głosami, że nie jest to najmocniejsze i najlepsze dzieło w dorobku Hanekego, to trudno odmówić mu siły wyrazu i cech, które sprawiają, że jeszcze długo po zakończeniu seansu "Happy End" pozostaje w umyśle odbiorcy.
-
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że wymienione elementy to zbyt mało, aby utrzymać zaciekawienie i uwagę widza.
-
Tak jak poprzednie realizacje traktujące o Departamencie Q, "Wybawienie" jest też w gruncie rzeczy całkiem dobrym filmem, który powinien spodobać się wszystkim lubiącym emocjonujące historie kryminalne.
-
Wszystko to spójnie wpisuje się w twórczość hiszpańskiego reżysera, tworząc sieć odwołań do innych jego dzieł. Dzięki temu "Julieta" - choć opowiedziana inaczej i bardziej oszczędnie - jest kolejnym elementem pasującym do filmografii twórcy. I choć najnowszy film Almodóvara nie wysuwa się na czołówkę rankingu jego dzieł, z całą pewnością nie odstaje rażąco na ich tle.
-
Dzięki warstwie estetycznej w "Crimson Peak" zbudowany został niezwykle nastrojowy i tajemniczy, właściwy kinu grozy klimat. Tym bardziej szkoda, że został on zniweczony przez miałką fabułę i nie do końca trafione pomysły twórcy.
-
Pomimo iż film uważam za całkiem udany - trudno polemizować z krytycznymi głosami, uznającymi dzieło Amirpour za ładną wydmuszkę.
-
Mimo tego typu niedociągnięć "Zabójcy bażantów" są po prostu - a może aż - jednym z tych filmów, które nie nużą w czasie seansu i pozwalają przyjemnie spędzić dwie godziny bez poczucia zmarnowanego czasu. Atuty filmu przeważają nad drobnymi wadami, wynikającymi prawdopodobnie z chęci nadania akcji większego dynamizmu.
-
Najnowsze dzieło Burtona na pewno przerywa jego złą passę - jest solidnie zrobionym filmem biograficznym, który przedstawia interesującą historię w ciekawy i nieszablonowy sposób. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że z kina nie wyszłam rozczarowana i czułam, że spędzony tam czas został dobrze zainwestowany. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to biografia na miarę kultowego już "Eda Wooda", a całości nieco brakuje do najlepszych filmowych osiągnięć Burtona.
-
Oczywiście, niektórym może przeszkadzać pewna doza naiwności i patetyczność wybranych scen, ale należy pamiętać, że mimo wspomnianych przekształceń mamy wciąż do czynienia z konwencją baśni. Nawet osoby, których nie interesują reinterpretacje mitów, chcące otrzymać po prostu solidną dawkę rozrywki, będą na pewno zadowolone po seansie.
-
Z pewnością nie zawiedzie on ani wielbicieli kina w wydaniu Jarmuscha, ani osób interesujących się wątkami wampirycznymi.
-
Wykorzystując konwencjonalny schemat thrillera oraz znane motywy grozy, Chan-wook Park czyni ze swojego filmu nasyconą symboliką opowieść o dojrzewaniu. Dzięki temu, a także za sprawą wysmakowanych zdjęć oraz doskonałej gry aktorów - zwłaszcza świetnego i przekonującego Matthew Goode'a - "Stoker" jest czymś więcej niż zwykłą rozrywką.
-
Oglądając "Przelotnych kochanków", ma się wrażenie, że oto reżyser przedstawia nam zlepek motywów wyjętych z jego poprzednich filmów. Można więc uznać, że Almodóvar nakręcił coś w rodzaju pastiszu swojej własnej twórczości. I jeżeli widzowie będą jego najnowszy film rozpatrywali w tych kategoriach, zamiast skupiać się na odnajdywaniu w nim klimatu starego/nowego Almodóvara, nie wyjdą z kina rozczarowani.
-
Nie wydaje wyroków, nie znajdziemy w nim również natrętnego dydaktyzmu - twórca wskazuje po prostu na pewne zjawiska, pozostawiając je widzowi do rozważenia. Wielka w tym zasługa literackiego pierwowzoru, ale także samego Ralpha Fiennesa, którego reżyserski debiut okazał się nadzwyczaj udany.
-
Sprawia wrażenie, jakby jej autorzy postanowili pójść najłatwiejszą drogą, traktując wybiórczo wątki powieściowe i tworząc swego rodzaju filmowe streszczenie pierwowzoru. Niestety, jak to zazwyczaj bywa z wszelkiego rodzaju przedstawieniami danej fabuły "w pigułce", obraz ani nie oddaje historii stworzonej przez pisarza, ani nie tworzy odrębnego, oryginalnego dzieła.
-
Bez wątpienia dzieło Arnold jest interesującą próbą opowiedzenia na nowo wielokroć przetwarzanej przez kulturę historii Catherine i Heathcliffa. Czy udaną? Trudno jednoznacznie ocenić. Fani twórczości Emily Brontë rzeczywiście mogą poczuć się zawiedzeni. Dla innych widzów jednak propozycja Arnold będzie ciekawym przykładem reinterpretacji znanej powieści, z pewnością wartym uwagi.