Dzięki oryginalnemu brzmieniu Queen staje się jednym z najpopularniejszych zespołów w historii muzyki.
- Aktorzy: Rami Malek, Lucy Boynton, Gwilym Lee, Ben Hardy, Joseph Mazzello i 15 więcej
- Reżyser: Bryan Singer
- Scenarzysta: Anthony McCarten
- Premiera kinowa: 2 listopada 2018
- Premiera DVD: 18 marca 2019
- Premiera światowa: 23 października 2018
- Ostatnia aktywność: 14 lutego
- Dodany: 6 grudnia 2017
-
Mogę rozpisywać się na temat tego, co w tym filmie się nie udało. A nie udało się sporo. Lecz moje serce fanki Queen płonie - i chyba o to chodziło. To nie jest bardzo dobry film. Ale ma momenty wybitne. Rami Malek nie dostanie Oscara. Lecz to nie jego wina. Dał z siebie 200%. Pierwsza część filmu stanowi raczej karykaturalny skrótowiec. Wartość budują dopiero ostanie trzy kwadranse. A odtworzenie koncertu Live Aid to po prostu złoto!!!
-
Historii zespołu przed obejrzeniem filmu Bryana Singera nie znałem-zresztą tak samo jak całej dyskografii (no oprócz piosenek, które owiane są już legendą i znają je wszyscy). Freddiego Mercury też znam z tego, że był. Może dlatego trudno mi ocenić film pod względem treści i autentyczności w stosunku do historii życia.
Mniejsza z tym, dla mnie to było bardzo dobre przeżycie, zwłaszcza muzyczne i miłe odkrycie talentu aktorskiego pod postacią Remi Maleka. Osobiście nie mam się do czego przyczepić -
Laurka zespołu Queen, która nie zipie nie grzeje. Pierwsza połowa to po prostu zlepek koncertów i kulis powstawania utworów, a druga to banalny dramat o znaczeniu rodziny. Do wszelkich problemów podchodzi powierzchownie, nie zagłębia się w psychikę bohaterów, ich relacje istnieją tylko na papieże. Chociaż sceny koncertów ładnie zrealizowane, muzyka super (bo to Queen), a Rami Malek naprawdę dał radę w roli Freddiego Mercury.
-
Film rządzi się prawidłami gatunku i to widać, jako biografia wielkiego artysty jest raczej płasko. Sporo tu umowności, zauważy to nawet ktoś, kto z historią zespołu nie jest szczególnie zaznajomiony. Oferuje jednak coś znacznie więcej, ponieważ jako sentymentalna podróż wgłąb muzyki tamtych czasów sprawdza się kapitalnie. Do każdego kawałka tupiemy nogą w takt i najchętniej razem z Freddiem śpiewalibyśmy na głos wszystkie kawałki. Muzyka Queen jest więc wielka - broni się sama. Live Aid!
-
Chaotyczna i mocno poprawna laurka, która seksualne orgie Freddiego sprowadza do paru pocałunków, a imprezy z karłami noszącymi tace z kokainą na łbach do otwarcia małego szampanika. Miewa przebłyski (parę niezłych dialogów i mikro-etiudek o powstaniu niektórych kawałków Queenu), ale kiedy film pokazuje pazura dopiero pod koniec (świetne odtworzenie występu na Live Aid), to jest już za późno na wciągnięcie się widza. Queen i Rami Malek utrzymali mnie na siedzeniu.
-
Live Aid odwzorowany, Malik błyszczy od samego początku, przytłumiając przy tym resztę zespołu, historia strasznie spłycona, schematyczna, szczególnie ciekawe życie Freddie'ego ukazane zostało w wersji dla dzieci, dziwne prowadzona narracja, sprawia wrażenie jakby historia zespołu w ogóle zakończyła się na Live Aid, miejscami montaż jest zbyt bezpośredni i wręcz razi
-
Sam film w sobie jest miły do oglądania, ale jeśli zna się realną historię Freddiego to zauważysz na seansie masę nieścisłości. Mercury został tutaj ukazany w stylu Family Friendly. Nie porusza żadnych poważnych tematów (oprócz choroby). Produkcja może się pochwalić dobrymi scenami z udziałami muzyki (bo jakże), ale najlepsza scena to Live Aid przede wszystkim. Film zamiast ukazać jeden moment z życia to chce w skrócie polecieć całe jego życie. A to już jest trochę trudne do ukazania w 134 min.
-
Przeciętniak. Mogła wyjść z tego interesująca, elektryzująca historia, a dostaliśmy sztampową opowieść, w której osiągnięcie sukcesu zajmuje 15 minut i nie ma żadnej refleksji na tym, że płaci się za to nie tylko raz, ale wciąż od nowa. Poza Ramim Malekiem aktorzy są do bólu nijacy. Najlepiej ten film podsumowuje prosty fakt, że bohaterowie naśmiewają się z tych, którzy nie chcą puścić sześciominutowej Bohemian Rhapsody w radiu, a pełna wersja tej piosenki nie wybrzmiewa w filmie ani razu.
-
Scenarzysta Anthony McCarten, posiadający doświadczenie w filmach biograficznych, wraz z Singerem, wybrnęli obronną, mocno dźwiękową ręką. tworząc bardziej biografie muzyki Queen, niż ich lidera. Świetny Remi Malek, Ekranowi May, Taylor i Deacon również dostali dobre kopie. Prócz tego mamy sporo emocji, skomplikowane relacje i sporo wzruszeń. Wspaniała rekonstrukcja koncertu Live AID jest zwieńczeniem filmu, oraz muzyki zespołu. Czy to jest prawdziwa biografia, czy tylko fantazja ?
-
Queen dostali film, w którym wystarczyła ich muzyczna twórczość aby zaczarować widza. Rami Malek stworzył fantastyczną kreację Freddiego I z pewnością będzie się liczył w nadchodzącym sezonie nagród. Niestety sam film marnuje ogromny potencjał na pełne ukazanie tak znakomitej postaci jak Freddie, pewne aspekty nie wybrzmiewały w ogole bądź były stłamszone poprzez nadużycie patosu i komizmu.
-
Sztandarowa biografia zamknięta w ramy Live Aid. Kompromis między kontrowersyjnym życiem Mercury'ego, a grzecznym wtrąceniem o całym zespole. Zbudowana w ten sposób historia nie spełnia do końca oczekiwań. Jasne, dużo wątków polizanych, ale niewiele ma jakieś głębsze znaczenie. Jak na biografię muzyczną, brakuje w niej muzyki, która niemal nie wychodzi poza studia nagraniowe i sceny koncertów. Ta królowa rocka jest wierna dworskiej etykiecie. Nie mam zamiaru od nowa przesłuchiwać dyskografii.