- Aleksandra Starachowska
- Kobieta
Autorka bloga filmowego Wieczorny seans. Miłośniczka filmów z lat 30, 40 i 50. Mam zasadę, że żeby coś ocenić należy to obejrzeć od początku do końca (za wyjątkiem tych naprawdę złych filmów, których nie da się obejrzeć dłużej niż 20 minut). Z biegiem lat staram się unikać słabych produkcji bo zwyczajnie szkoda mi na to czasu. Oceniam regularnie tutaj, na Filmweb i IMDB. W kinie szukam emocji, wzruszeń, lubię być zaskakiwana, a męczy mnie kino jałowe i nijakie, pełne politycznej poprawności.
-
Po pierwsze zdjęcia Michała Dymka - klasa. Czasem przypomina Harmonie Werckmeistera, a momentami Lighthouse Eggersa. Film jako film jest dobry, ale jego siłą jest surowość, temat i sposób przedstawienia całej historii wielu nieszczęść i tragedii na wielu poziomach. Zostaje w głowie na długo po seansie.
-
Powrót do klasycznego musicalu choć po seansie ani jedna melodia nie jest do powtórzenia. Mając w pamięci choćby Deszczową piosenkę, Mary Poppins, Dźwięki muzyki czy nawet Gospodę świąteczną trudno nie mieć wrażenia, że nie powstają już ponadczasowe, świetne utwory na lata. Brawa za kostiumy i scenografię. Niestety relacja głównych bohaterek mało angażująca, a akt trzeci przeciągnięty. Fabuły starczyło tak na 1,5 godziny., zresztą jest po prostu generyczna, jakby napisana przez AI.
-
Nierówny, a jako musical bardzo słaby, momentami wręcz tragiczny. Sama historia odkupienia win ciekawa w drugim akcie, niestety w trzecim to już przewidywalne sceny rodem z Narcos i szybki zwrot akcji. Film na pewno spolaryzuje widzów. Teraz aktorzy w musicalu nie muszą nawet potrafić śpiewać. Idealnie skrojony pod dzisiejsze wymogi Akademii. Nie jest to film godny Oscara, a już na pewno nie w kategorii najlepszy film. Jest niezły z kilkoma lepszymi scenami.
-
Doceniam Kowalskiego za próbę wskrzeszenia kina grozy w polskim kinie. Nawet jeśli nie są to bardzo dobre filmy, zawierają zawsze kilka dobrych scen i świetną pracę charakteryzatorów. i scenografów. Widać czym się inspiruje, ale dobra inspiracja dobrze świadczy o twórcy. Rola Damięckiego o tyle znacząca i symboliczna, bo ostatnia w jego karierze przed odejściem.
-
Materiał idealny dla Eggersa, który znów udowadnia, że kocha mroczne baśnie. Drobne mankamenty nie wpływają na mój odbiór całości. Ogląda się z zachwytem. Hrabia Orlok ma tu dość ciekawy wygląd, który pozwala uwierzyć, że faktycznie był kiedyś człowiekiem. Do tego przekaz uniwersalnych wartości takich jak walka dobra ze złem wybrzmiewa w "Nosferatu" bardzo wyraźnie. Z niecierpliwością czekam więc na nowy film reżysera, którym ma być "Wilkołak" osadzony w XIII- wiecznej Anglii.
-
Dziwnie będzie jak dostanie Oscara, bardzo dziwnie. Najciekawszy jest wątek Igora i Anory, tu aż iskrzy. Film nierówny, kolorowa padaka, tiktokowa Cinderella na miarę naszych czasów, próba obśmiania elit. Kino się zmienia to pewne, ale czy to dobry kierunek? Główna bohaterka przytłacza językiem z rynsztoka i już po 20 minutach zamęcza widza. To niezły film i ma momenty, ale jest w stawce o Oscara w kategorii najlepszy film roku co daje do myślenia. Quo Vadis?
-
Bułgarski kandydat do Oscara. Lepszy niż wskazuje na to ocena na portalach filmowych. Końcówka jest idealnym dopełnieniem tego filmu. Świetna kreacja głównej aktorki.
-
Właściwie tak powinien wyglądać każdy dramat sądowy. Moralnie niejednoznaczny, zadający niewygodne pytania. Jestem pełna podziwu dla umysłu Clinta Eastwooda w wieku 94 lat. True Legend.
-
8.525 stycznia
- Skomentuj
-
-
To nie jest polski Alphaville tylko dlatego, że jest futurystyczny i czarno-biały. To zdecydowanie inny klimat. Lem i Wajda mają własną wizję, a w dodatku film zabarwiony jest humorem. Tutaj Marek Kobiela pokazuje cały wachlarz umiejętności.
-
Fiński hołd Akiego Kaurismäki dla starego Hollywood i film, który mógłby powstać w Polsce o Polakach. Inne spojrzenie na romans. No i to nawiązanie do Brief Encounter (1945). Reżyser puszcza oko do widza wiele razy. Na pewno oryginalny pomysł na film o miłości.