Łukasz Muniowski
Krytyk-
Być może reżysera filmu przerosła skala wyzwania - niełatwo jest zrobić dobrą fabularną opowieść o wyjątkowej postaci, podobnie jak trudno jest w ramie filmowej pokazać efektowny spektakl.
-
Samemu serialowi do syntetycznych, przetworzonych produktów bardzo daleko, mimo że nie stanowi nowego komentarza ani nie przedstawia nowej perspektywy na celebrytów czy fandom - wątku eksplorowanego przecież w popkulturze od kilku dekad. Nie odbiera to przyjemności z oglądania, ale też nie zaspokaja apetytu na długo.
-
Jest przede wszystkim dobrą zabawą, raczej nie ma ambicji obrazowania i analizowania palących problemów czarnoskórej społeczności. Choć nierówności ekonomiczne i społeczne są w Miami szczególnie widoczne, serial jedynie ślizga się po trudnych tematach, bo ważniejsze jest tu naruszanie przez kobiety stref zarezerwowanych dla mężczyzn.
-
Jedynie dokłada nowe elementy do legendy gwiazdy, nie starając się wyjaśnić jej fenomenu. Możliwe, że 60 lat po jej śmierci wciąż brakuje słów, w które można go ubrać.
-
Składniki połączono w sposób iście mistrzowski, godny serwowania w najlepszych lokalach i zaspokajający nawet najbardziej wyrafinowane gusta widzów.
-
Wątki biograficzne mogłyby stanowić o sile "Zepsutej krwi" i pozwoliłyby zobaczyć, jak daleko od problemów prawdziwego świata znajdują się pracownicy Doliny Krzemowej. Stałoby się tak, gdyby serialowa Holmes nie była od początku dość mocno odklejona.
-
"Miasto jest nasze", podobnie jak "Prawo ulicy", nie jest tak naprawdę opowieścią o konkretnym czasie, miejscu i konkretnych ludziach, ale bardzo przekonującym obrazem wadliwego systemu.
-
Z niesamowitą czułością i wyrozumiałością podchodzi do tytułowych bohaterów. Nie traktuje ich życia jak memów, jako które funkcjonują w masowej wyobraźni, ale portretuje jako wrażliwych, kochających się ludzi.
-
Przewidywalny, momentami frustrujący, ale jednocześnie wciągający, przyjemny i podnoszący na duchu.
-
Nie jest krytyką powierzchowności, zamiast tego natomiast dokonuje szkodliwego wytłuszczenia różnic między bogatymi i biednymi.
-
To ciąg paciorków połączonych nicią cierpienia. I choć na świeżo po seansie w pamięci pozostaje przede wszystkim genialna, bardzo fizyczna rola Kathryn Hunter jako trzech wiedźm, dzieje się tak tylko dlatego, że sam dramat jest dobrze znany, jego wielowymiarowość natomiast stała się czymś oczywistym.
-
W "Get Back" Jackson streszcza to zjawisko w pięć minut, co może wydawać się zaskakujące ze względu na długość dokumentu. Ale właśnie wzięcie popularności muzyków za pewnik pozwala na głębszą eksplorację nie tylko konsekwencji ich sławy, ale także jej przyczyn.
-
Chociaż opisana tu historia jest prawdziwa, pierwowzorowi filmowego Richarda daleko do królewskiej szlachetności ekranowego bohatera. Jak niemal każdy portret władcy, ten też przesadnie uwydatnia pozytywy: byle tylko nie naruszyć wizerunku króla, którego biografia i wizerunek jeszcze za życia muszą nabrać cech legendarnych.
-
Przeciętny western z czarną obsadą, co dość przewrotnie jest jedyną rzeczą czyniącą go postwesternem lub westernem rewizjonistycznym. Brak natomiast innych przesłanek, pozwalających traktować ten film jako coś więcej niż ekranową reprezentację mniejszości etnicznej.
-
Rzuca śmiałe wyzwanie sitcomowym normom.
-
Przez selekcję materiału "Biggie" nie spełnia swojej obietnicy i jedynie dokłada cegiełki do legendarnego statusu rapera. Próżno tu szukać choćby prawdziwej historii stojącej za tekstem do piosenki "I Got a Story to Tell".
-
Umiejscowione między latami 60. i 80. indywidualne historie przedstawione są za pomocą różnych środków, bo różni są też ich bohaterowie. Łączy ich natomiast to, że nieustannie mierzą się z systemową opresją i rasizmem. Nieustannie w sensie zupełnie dosłownym, bo samo akcentowanie przez nich własnej tożsamości jest już aktem oporu.
-
Szkodliwość płynącą ze zbytniej identyfikacji z graczem i drużyną możemy zobaczyć w pięcioodcinkowym miniserialu HBO "Miasto niedźwiedzia", opartym na powieści Fredrika Bartmana. Szwedzka produkcja pokazuje toksyczne środowisko męskiego sportu w mikroskali.
-
Osoby oczekujące kina gatunkowego albo przerażająco realnego obrazu wojny w Wietnamie będą "Pięcioma braćmi" rozczarowane. Zamiast zwyczajnych rozmów bohaterowie toczą dialogi głównie o historii i wybitnych Afroamerykanach, w encyklopedyczny sposób rzucając faktami.
-
Wyreżyserowane przez Jonze'a, Horowitza i Diamonda gagi czasem trafiają, czasem nie, jednak udaje się uniknąć patosu czy żenady. Miejscami wręcz zadziwiający jest spokój, z jakim dwaj ostatni opowiadają o swojej przeszłości, odbiega on od obrazu, do jakiego Beastie Boys przyzwyczaili swoich fanów.
-
Dlatego tak bardzo szkoda, że twórcy biorą jego prezencję i urok osobisty za pewnik, nie pozwalając widzowi samemu ocenić, jak charyzmatyczną był postacią. To jednak jedyna wada tego świetnie zrealizowanego i napisanego serialu. Simon i Burns operują materiałem źródłowym z niezwykłą precyzją, stawiając na powolne tempo, pozwalające na lepszą eksplorację postaci, ale też dokładniejsze obserwowanie zmian nastrojów społecznych.
-
Serialowi Fellowesa daleko do doskonałości, ale skutecznie przybliża fenomen piłki nożnej osobom, które patrzą z pogardą na ten pozornie nieskomplikowany sport.
-
Na dobrą sprawę właśnie tej prostoty i naiwności potrzeba debacie publicznej o imigrantach i uchodźcach - bowiem ukrywanie ich za tak zdepersonalizowanymi wyrazami jak "kwoty", "kryzys" i "problem" być może sprawia, że niektórym coraz trudniej zobaczyć w nich drugiego człowieka.
-
W rezultacie otrzymujemy obraz wielopoziomowej korupcji i wzajemnych zależności, zrzucający odpowiedzialność za zepsucie amerykańskiego społeczeństwa na jego wszystkie warstwy. Żadna ze śmierci nie jest tu efektowna, nie ma tu zwolnionego tempa i ostatnich słów, co tylko wzmacnia obecny w filmie deterministyczny nastrój. W pewnym sensie "Irlandczyk" jest więc opowieścią o akceptacji przeznaczenia i konsekwencjach poddania się losowi.
-
Próżno szukać w obecnej ofercie serialowej produkcji tak bogatej w wyraziste postacie jak "Sukcesja".
-
Zamiast wnosić coś nowego do tematu, pozostaje jego prostą ilustracją.
-
Filmu Asifa Kapadii o Diego Maradonie nie należy traktować jak typowego dokumentu. To raczej próba uchwycenia esencji osobowości jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, do czego twórca przyzwyczaił widzów poprzednimi, nagradzanymi, chwalonymi kolażami o Ayrtonie Sennie i Amy Winehouse. Próba bardzo udana, chociaż pozostawiająca pewien niedosyt dotyczący późniejszych losów piłkarza.
-
Serial pokazuje na konkretnym przypadku, jak w praktyce działa instytucjonalny rasizm.