
Richard Williams nie miał w życiu łatwo - dorastał w świecie, w którym czarny kolor skóry oznaczał z założenia bycie gorszym, niezależnie od pasji czy talentu. Trudno zatem się dziwić, że desperacko chce, żeby jego dzieci stały się kimś i zyskały posłuch na świecie. W przeciwieństwie do wielu myślących podobnie do niego rodziców, którzy po latach starań muszą zadowolić się wyłącznie świadomością, że wychowali dzieci na dobrych ludzi.
- Aktorzy: Will Smith, Aunjanue Ellis, Saniyya Sidney, Demi Singleton, Tony Goldwyn i 15 więcej
- Reżyser: Reinaldo Marcus Green
- Scenarzysta: Zach Baylin
- Premiera kinowa: 3 grudnia 2021
- Premiera DVD: 25 marca 2022
- Premiera światowa: 2 września 2021
- Ostatnia aktywność: 3 października 2024
- Dodany: 11 maja 2021
-
Umówmy się.King Richard jest stworzony ze schematów oskarowych biografii filmowych pisanych algorytmem do tego stworzonym.I to w filmie Grenna wszystko pięknie współgra.Czuć w tym sportowy pazur który okraszony jest dyscypliną,dobrocią,skromnością.Nie ma się tu do czego czepiać.Ja czuje się wizualnie,scenariuszowo dopieszczony a każdą sekwencje gry w tenisa odczuwałem i kibicowałem tak,jakbym był na trybunach.Aktorsko super, zaś Smith jest irytująco uroczy i zasługuje na top 5 ról tegorocznych.
-
Bardzo przyzwoity ,rodzinny dramat sportowy,zrealizowany według szablonu" Od pucybuta ,do milionera",o walce z przeciwnościami losu i determinacji w dążeniu do życiowego celu i sukcesu.
To taki" Rocky" z Afroamerykańskiej perspektywy ale na tenisowym korcie.Will Smith w szczytowej formie z niezwykle silną charyzmą ,jest tu postacią dominującą przez większość czasu..Finalnie zaskakuje,jednak ostatecznie pozostaje hołdem i celebracją triumfu,pokrzepiającą serce i podnoszącą na duchu opowieścią . -
Nie do końca wszystko w dechę, ale za to w dechę poprawnie, bo i kciuki trzymasz, emocjonujesz się i może nawet wzruszasz, ale masz też świadomość używanych metod. Gdzieś tam ten płaszczyk hollywoodzkiej opowieści "from zero to hero" wygładza całość, nie ma zagrożenia i co za tym idzie ogląda się może trochę bez większego namysłu. Historia jest jednak na tyle samograjem, że Marcus Green może w zasadzie tylko inscenizować i już ma coś ciekawego. Inspirujący, lecz mocno hollywoodzki biopic. Fajny.