Rodzinna saga rozgrywająca się na przestrzeni trzech dekad chińskiej transformacji.
- Aktorzy: Jingchun Wang, Xi Qi, Liya Ai, Jiang Du, Zhao-Yan Guo-Zhang i 15 więcej
- Reżyser: Xiaoshuai Wang
- Scenarzyści: Xiaoshuai Wang, Mei Ah
- Premiera kinowa: 26 czerwca 2020
- Premiera światowa: 14 lutego 2019
- Dodany: 17 lutego 2019
-
Uderzająca antologia cierpienia. Wnikliwie o sztuce zrozumienia nieprzewidywalności rzeczywistości i nieprzerwana lekcja pokory w praktyce.
-
Jest więc "Żegnaj, mój synu" filmem miarowo, ale przy tym silnie uderzającym w ton bezpośredniej politycznej krytyki, przepracowania pewnych emocji, stanów i rozliczenia z przeszłością. Xiaoshuai opowiada o jednostkowych losach, by pokazać, jak cele władzy Denga kształtowały życie i przetrącały kręgosłupy milionów niewinnych ludzi.
-
Złożony obraz społeczeństwa chińskiego. Niczym epopeja przeprowadza nas przez różne okresy, w których obserwujemy kolejne wichury społeczno-polityczne, targające życiem bohaterów po cichu, ale zostawiające po sobie dalekosiężne echo.
-
Są takie filmy, które, choć wydają się niepozorne z początku, zostawiają w nas jakiś ślad po sobie. Takim przypadkiem jest właśnie chiński dramat "Żegnaj mój synu", który zachwyca precyzją i emocjonalnie kładzie na łopatki.
-
Wang po mistrzowsku skonstruował długą, rozpisaną na wiele lat opowieść. Odpowiednio wyważył rytm. Odnalazł właściwe nastrój i tempo.
-
W poruszającej historii rodzinnej objawia się wielowymiarowy dramat społeczeństwa uwikłanego w tryby opresyjnego systemu.
-
Wang Xiaoshuai stworzył dzieło, które jest jednym z tych najtrudniejszych w odbiorze, ponieważ pozostawia wiele pustych przestrzeni, które wypełnić musimy we własnym zakresie i to tak naprawdę od nas zależy, jak wiele wyniesiemy z tej historii.
-
To kino wymagające. Trzygodzinna epicka wędrówka po meandrach ludzkiej duszy, która często łamie serce. Raz przepiękna odyseja po różnych wymiarach żalu, chwilę później swoisty palimpsest o pamięci. Z jednej strony traktat o przyjaźni i rodzicielskiej miłości, z drugiej - anatomia bólu, cierpienia i wyrzutów sumienia. Warto!
-
Mam wrażenie, że historia nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału - jeśli ta sama fabuła zostałaby opowiedziana w klasyczny sposób, mogłaby wzbudzić o wiele więcej emocji spowodowanych nawiązaniem z bohaterami więzi, która nie byłaby niepotrzebnie zakłócana zabiegami reżyserskimi.
-
Chiński film jest przede wszystkim nostalgiczną mozaiką trudnej rzeczywistości. Dominuje w nim aura straty, deficytów i cierpienia. Reżyser rozciąga ten teatr smutku do granic możliwości, przez co w pewnym momencie niejeden widz może poczuć się wpędzony jak do otwartej klatki, z której pewnie chciałby już wyjść, ale coś go jednak w niej trzyma. Obraz czuły, pełen empatii i liryki, idealny do indywidualnego przeżywania i współodczuwania.
-
Trzy godziny spędzone nad opowieścią o życiu Yaojuna i Liyun zdecydowanie nie są czasem zmarnowanym. Warto zobaczyć!
-
Pod wieloma względami seans Żegnaj, mój synu przypomina lekturę powieści Orhana Pamuka. Mieszanie wątków i płaszczyzn czasowych, wybór centralnego zdarzenia, które rezonuje na całe życie bohaterów, uważność na konkretne przestrzenie i ich przemiany na przestrzeni lat, precyzja w oddaniu realiów i ukazaniu ich przez pryzmat doświadczeń uwikłanych w nie bohaterów.
-
Wracając do uporczywie narzucającego się mi obecnego kontekstu: Wang Xiaoshuai analizuje system, co dziś wydaje się tak potrzebne. Oglądając film na ekranie laptopa, myślałam o tym, jak bardzo jest on kinowy, w tych zróżnicowanych, raz długich, raz szarpanych ujęciach, w ukazywaniu wnętrz i krajobrazu.
-
Kino dość wymagające, potrzebujące uwagi widza, co pomoże połączyć filmowe puzzle w poruszającą całość, ale też zrozumieć odwagę Wanga w tak bezceremonialnym wystawieniu tego rachunku dla procesów i państwowej polityki, które za często zapominały o zwyczajnym człowieku.
-
Na pewno w kręgu bywalców festiwali i zwolenników radykalnego arthouse'u film znajdzie swoich miłośników. Pokazał to jego pozytywny odbiór po światowej premierze na Berlinale, gdzie reżysera nagrodzono wcześniej już dwukrotnie. Mi jednak przyjęcie przez Xiaoshuaia wizji życia jako nieustannej męczarni wydaje się zbyt łatwe. I co gorsze, mało wynagradzające odbiorczo.
-
Żegnaj, mój synu wcale nie jest filmem o żalu, bezradności, czy splocie tragedii formujących nasze życia, lecz opowieścią o miłości. Uczuciu, które łączy dwie osoby, pomaga im przetrwać najcięższe dni i ostatecznie wraca - wtedy, gdy najmniej się go spodziewają.
-
Wang Xiaoshuai zdeklasował całą konkurencję i przybył do Berlina z arcydziełem. To był nieszczęśliwy festiwal dla chińskiego kina, ale mógłby skończyć się dla niego na bardziej pozytywnej nucie.