Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

Lubię filmy z sercem. Nieważne czy dobre, czy złe.

  • Ostatnia aktywność: 25 lutego
  • Dołączył: 16 grudnia 2017
  • Typowy film superhero z początku tego wieku, ale poprowadzony tak autorską ręką, że wybija się ponad przeciętność z gracją Dawida Kubackiego. Ron Perlman to jeden z najlepszych castingów w historii kina, a oprawa wizualna nie zestarzała się ani trochę. Prawie.

  • Jeden wielki cringefest, którego scenariusz nie ma żadnego sensu, a żarty i wszędzie pojawiająca się krew sprawiają, że mam ochotę zacząć wymiotować krwią. Nie ma w tym żadnego wyczucia, a do tego Harbour nie jest w stanie nic sprawić, abym choć trochę mógł polubić Hellboya. Jedyne co się broni to warstwa techniczna, bo efekty praktyczne, scenografia oraz kostiumy są całkiem w porządku. Resztę najlepiej pogrzebać.

  • Jeżeli nie przeszkadza Wam jechanie na mięsie wymawianym i wyrywanym w praktycznie takich ilościach jak u Vegi, tylko że razy dziesięć, to lećcie spokojnie na "Hellboya". Cieszcie się komputerowo wygenerowaną krwią, którą żywcem wymponowano z pierwszej ekranizacji "Mortal Kombat", i scenami walk, które w najlepszym wypadku wyglądają jak cutscenki z tych gorszych gier na PS4. Reszta niech lepiej nie. Po prostu nie. Nie. Nie, nie, N I E.

  • Nie oczekiwałem zbyt wiele, a i tak nie dostałem nic. Tak głupie, niedorzeczne i naiwne, że ciężko się to traktuje nawet jako "guilty pleasure".

  • Po raz kolejny Sony skutecznie spierniczyło swój własny projekt w obawie przed spierniczeniem go. Obsada robi co może, żeby to wszystko utrzymać w ryzach, a reżyser w zamian za produkcyjny i fabularny chaos serwuje nam parę niezłych żartów i naprawdę dobre sceny akcji, ale co z tego, skoro po wyjściu z kina czuje się jedynie pustkę w duszy oraz we własnym portfelu. Poczekać na premierę na krążkach, na razie trzymać się od tego z daleka.

  • Film, w którym każdy znajdzie coś dla siebie - negatywnie nastawieni do Kościoła znajdą tu swoją znienawidzoną "mafię katolicką", pozytywnie nastawieni będą tu mieli dowód, że księża to też ludzie, a neutralnie nastawieni do tej całej medialnej i społecznej szopki otrzymają porządnie wykonany film - zgrabna intryga, fenomenalne aktorstwo i częste walenie widza obuchem siekiery po łbie. Typowy Smarzowski. Nie najlepiej, ale i nie najgorzej.

  • Denis Villeneuve pokazał, że jest w tym momencie jednym z najlepszych reżyserów. Dostarczył nam sequel idealny, pozbawiony praktycznie wad, a jeśli się nawet znajdą to nie są jakieś kujące w oczy. Jeden z najlepiej zrealizowanych filmów pod kątem technicznym, szczególnie zdjęcia, które są majstersztykiem. Film z pewnością będzie doceniony za kilka lat, jak swój poprzednik, jednak już teraz jest to subiektywnie jeden z najważniejszych filmów w moim życiu.