Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.
4 P

Poniżej 60 IQ

  • Dołączył: 18 lutego 2019
  • Lepiej zakończyć się tego chyba nie dało. Wszystko było na swoim miejscu. Nawiązania siedziały, żartów była masa (niektórzy powiedzą, że nawet za dużo), nie ma chwili, w której patrzy się nerwowo na zegarek i odczuwa się trzy godziny seansu. Oczywistością jest, że nie wszystko jest tu idealne, nawet momentami niektóre rzeczy są od ideału bardzo dalekie, jednak jest to bez wątpienia godne zamknięcie tego etapu nie tylko w MCU, ale i w całej popkulturze,

  • Sporo wad, sporo przepychu i nadmiernego epatowania fanserwisem przez bite trzy (!) godziny, ale cholera, nie można powiedzieć, że nie ma tu serca. Bo serducho bije jak szalone i ani myśli się zatrzymywać przez cały czas trwania. Godne, wzruszające, przezabawne, zapierające dech w piersiach i oszałamiające widowiskową akcją pożegnanie z naszymi ulubionymi bohaterami. Film, który zasłużył sobie na miano epickiego, jak żaden inny od dawien dawna.

  • Jeśli widziałeś zwiastun, widziałeś cały film. Tym bardziej, że "zwroty akcji", którymi raczą nas twórcy można przewidzieć bardzo szybko i do końca seansu pozostaje już tylko głośno wzdychać spoglądając na zegarek. Od paździerza dzieli go wyłącznie sprawna realizacja i brak warszawskich wieżowców na pierwszym planie, ale inscenizacja w kluczowych momentach leży, przez co w bohaterów trudno uwierzyć. A na koniec cały drugi plan dobierze się w pary. Bo tak. Handluj z tym.

  • "Tak jakby ciąg dalszy" - trafniejszego sloganu dawno nie uświadczyłem. Bo niby ciąg dalszy, ale mający starych bohaterów totalnie gdzieś. Niby zapoznanie z nowymi postaciami, ale traktujące ich po macoszemu. Niby komedia, ale wyjęta z Kabaretu Koń Polski. Niby podjęcie tematu "girl power", ale opierające się na lizaniu przez psa sztucznego dildosa. Niby-aaaaa, rozumiecie już.

  • Oczekiwałem, że Warszawa będzie iść na solo z Krakowem o prawa do bycia stolicą, a dostałem tylko papierowe postaci, okropny scenariusz, serwujące jedynie tanią ekspozycję dialogi i fatalną akcję z chaotycznym montażem na czele, ble.

  • Zbyt głupie, żeby traktować je na serio i zbyt poważne, żeby się na tym dobrze bawić. Realizacyjne ubóstwo, skutkujące tym, że wyścigi są nagrane chińskimi GoPro, które nie ogarniają zdjęć nocnych ani nawet dziennych, a film został zmontowany na kombajnie, żeby to zatuszować, i kiepściutki scenariusz, w którym Cezary Pazura udaje, że jest groźnym gangsterem. Uwaga, spojler: nie jest.

  • Niby fabuła deczko przewidywalna, ale, w mordę jeża - relacje rozpisane bezbłędnie, pokazanie patologicznej ksenofobii i zbędnego ostracyzmu dotkliwe, sceny Czkawki powoli oswajającego Szczerbatka przepiękne (Rysowanie w ziemi! Pierwszy lot! Pierwszy lot z Astrid!), a muzyka to takie sztosiwo, że głowa mała.

  • Szaleńcza i mistrzowsko wciągająca jazda bez trzymanki. Najlepszy Peter Parker, najlepsza Gwen Stacy, najlepszy Spider-Man. Kreatywna i przepiękna perełka.