Michalina Reda
Krytyk-
Typowy akcyjniak klasy B, który sprawdzi się jako film puszczony w tle - czy to podczas zagryzania popcornu, czy podczas porządków domowych. Produkcja dostarcza oczekiwanej rozrywki, jednocześnie nie wymaga od widza zupełnie nic. To typowy, napakowany akcją film na odmóżdżenie i jako taki sprawdza się dość dobrze.
-
Ciekawa odskocznia od amerykańskiego kina animowanego i jednocześnie dobra propozycja na seans z najmłodszymi. Można dopatrzeć się tu podobieństw do "Mulan", bo rzeczywiście opowieść bazuje na analogicznym schemacie.
-
Przyjemna, wdzięczna animacja familijna na wolny wieczór, która może okazać się dobrą propozycją dla całej rodziny. Przekaz animacji jest bardzo uniwersalny i przystępny. Można wynieść z niej dużo pozytywnego nastawienia, co dodaje opowieści uroku.
-
To trochę wymęczony i nienaturalny film. Historia szkolnego wyrzutka, który zmaga się z konsekwencjami samobójstwa kolegi, mogła być opowiedziana znacznie lepiej, bo temat rzeczywiście wydaje się ważny, wart opowiedzenia. Film Chbosky'ego to jednak cukierkowy, do bólu przewidywalny gniotek bez głębi, bez planu i duszy - zupełnie tak, jakby twórcom wydawało się, że ta historia obroni się sama, tylko dzięki temu, że była swego czasu kasowym przedstawieniem teatralnym.
-
To produkcja poprawna, która może umilić wieczór, jeżeli akurat szukacie czegoś na odreagowanie. Głowa nie musi przy tym zanadto pracować, a oczy mają na co patrzeć - na ekranie dużo się dzieje, napięcie jest umiejętnie podtrzymywane, a gra aktorska zadowala. Oczywiście, do ciągów przyczynowo-skutkowych czy logiki w działaniach bohaterów można mieć pewne zarzuty, ale ostatecznie film moim zdaniem się broni.
-
O filmie "Epoka lodowcowa: Przygody dzikiego Bucka" powiedzieć można tyle, że został stworzony na szybko, bez większej potrzeby i celu. Historia nie wzbudza żadnych emocji, dłuży się, nudzi - trudno to wszystko traktować na poważnie. Smutne jest również zauważalne obniżenie jakości animacji - zarówno świat, jak i bohaterowie są jakoś nienaturalnie uproszczeni.
-
Jest produkcją po prostu słabą. Scenariusz jest źle napisany, bohaterowie zupełnie odklejeni od rzeczywistości, a budowanie napięcia rozpada się gdzieś w połowie sezonu. Mimo prób wprowadzenia jakichś elementów zaskakujących fabuła jest bardzo przewidywalna - nie trzeba wiele wysiłku, by domyślić się, do czego to wszystko zmierza i jak rozegrają się kolejne wydarzenia.
-
Zmarnowany potencjał. Zamiast fajnego postapokaliptycznego serialu otrzymujemy krótki twór, który nie daje żadnego pola do manewru, jeśli chodzi o rozwijanie akcji i uzasadnianie wydarzeń. Wszystko jest na maksa poskracane. I choć twórcy starają się zbudować sceny wzruszające, przerażające czy pełne nadziei, zupełnie nie czuć w tym autentyczności.
-
Miał potencjał, ale finalnie okazuje się tylko ładną wydmuszką, rozpisaną według zaskakująco przewidywalnego, schematycznego scenariusza. Znakomita gra aktorska Garfielda i ciekawe zabiegi montażowe nieco podnoszą film w rankingach, ale wciąż nie na tyle, by zostało to w pamięci na dłużej.
-
To film bezpieczny, mocno trzymający się utartych standardów kina biograficznego, unikający kontrowersji. Gdyby zamiast Franklin wstawić tu inną znaną wokalistkę, formuła opowieści mogłaby toczyć się identycznie. Dużym plusem jest gra aktorska Jennifer Hudson, jednak nawet ona nie jest w stanie zapewnić filmowi wysokich not - seans ulatuje z głowy, nie proponując widzowi nic, co warto poddać głębszej refleksji.
-
To film przeciętny - na pewno nie zły, jednak nie jest też rewelacyjny. Twórcy skupili się przede wszystkim na obyczajowym wątku rodzinnym, co niestety zrobili trochę kosztem samego tematu uzależnienia od narkotyków. Jak na historię opisującą dramatyczną walkę o życie jest to dość pobieżne, jak na portret relacji rodzinnych - trochę zbyt powolne, monotonne i wtórne.
-
Jest produkcją naprawdę udaną - jeżeli lubicie musicale, warto dopisać ten tytuł do listy do obejrzenia. Choć historia jest prosta i nieskomplikowana, a twórcy stawiają przede wszystkim na dobrą energię, mamy tu także momenty smutne czy wzruszające, co dodaje całości realizmu i pewnej wagi.
-
Dobry, przyjemny w odbiorze serial - sprawa morderstwa nie wywołuje większych zwrotów akcji i w pewnym momencie można przewidzieć kierunek, w jakim wszystko zmierza. Widz mimo to jest w stanie dobrze bawić się podczas seansu i dać się porwać zagadce. Nie ma tu fajerwerków, a intryga poprowadzona jest raczej statycznie - mimo to całość wypada naprawdę ciekawie i oryginalnie.
-
Może dać frajdę, zwłaszcza jeśli nie macie wobec niego szczególnych oczekiwań. Potrzeba chwili, by wczuć się w to, co proponują twórcy, i odpuścić sobie logiczną analizę fabuły, bo zupełnie nie o to tu chodzi. To przede wszystkim strzelanka, cieszący oko cop movie, dobry tytuł do opróżnienia paczki chipsów czy pudełka popcornu - i w takich kategoriach należy go oceniać.
-
To trochę zmarnowany potencjał - temat pozwalał na dużo więcej, niż na końcu otrzymaliśmy. Film ma jednak swoje dobre momenty, dzięki którym nie oceniam go negatywnie - to po prostu zwykła komedia jakich wiele, nadająca się do wieczornego pochrupania przekąsek lub jako tło do prac domowych. Przez prawie cały czas trwania ekran należy do McCarthy, która - co widać - dobrze bawiła się podczas realizacji, wkładając w produkcję swoje serce.
-
To propozycja kierowana do młodszej części widowni, ale nawet z perspektywy osoby dorosłej nie widzę w niej nic, co mogłoby wyróżnić ją pośród innych filmów familijnych. Nie ma już tego samego humoru i udanych gagów co w części pierwszej, a cały wątek rywalizacji Piotrusia z Thomasem po prostu przestał istnieć.
-
Do obejrzenia na raz - niecałe dwie godziny seansu owocują przyzwoitą opowieścią, której faktycznie można dać szansę. Nie oczekujcie jednak fajerwerków, w gruncie rzeczy film nie wyróżnia się niczym nowatorskim czy oryginalnym. Warto obejrzeć choćby dla samych krajobrazów, ścieżki dźwiękowej oraz obsady, która daje z siebie wszystko. Po seansie jednak historia nie zostanie w głowie zbyt długo.
-
To opowieść, która rzeczywiście miała pewien potencjał - ostatecznie jednak okazała się raczej nudnym filmem klasy B. Fabuła nie angażuje emocjonalnie, losy postaci są raczej obojętne, logika co jakiś czas kuleje, gra aktorska niczym się nie wyróżnia, a efekty specjalne wołają o pomstę do nieba - wszystkie elementy składają się na przeciętny obrazek, który po seansie po prostu wylatuje z głowy. Szkoda, bo z takim punktem wyjścia mogło być dużo lepiej.
-
Nudny, źle rozpisany, zwyczajnie nijaki film, który rozkręca się dopiero w ¾ długości, ale wciąż nie na tyle, by odrobić początkowe straty. Opowieść poprowadzona jest byle jak - początkowe dłużyzny niczym nie zostają nam zrekompensowane i ani się obejrzymy, a już zastaje nas finał. Jak na kryminał czy thriller wypada po prostu bardzo źle - i nie ratuje jej ani obsada, ani gra aktorska.
-
To propozycja przeznaczona dla tych, którzy nie mają żadnej innej alternatywy na wolny wieczór. Film jest ewidentnie do zapomnienia. Choć władowano w niego niemałe pieniądze, nie pozostawia nawet satysfakcji wizualnej po seansie jak niektóre blockbustery. To przeciętna produkcja pełna sztampowych postaci, której jedynym plusem jest humor sytuacyjny serwowany od czasu do czasu. Nic specjalnego.
-
Dobra, choć trochę przekombinowana propozycja na wolny wieczór. Osiem odcinków serialu można łyknąć w krótkim czasie - pierwsza połowa mocno wciąga, więc nawet mimo późniejszych zawirowań całość ogląda się w zasadzie na jednym wdechu. Realizacyjnie i aktorsko wszystko jest na bardzo dobrym poziomie, a poruszone tematy wywołują autentyczne emocje - chce się je analizować, na długo zostają w głowie.
-
Historia ze zmarnowanym potencjałem, zupełnie przekombinowana i niebudząca większych emocji. Biednym astronautom nałożono na barki masę różnych problemów, jakby wychodząc z założenia, że im więcej dramatu, tym dla filmu lepiej.
-
To dla mnie naprawdę miłe zaskoczenie - niecałe dwie godziny seansu filmu, po którym nie spodziewałam się niczego, przerodziło się w fajną, optymistyczną przygodę. Choć nie należę do docelowej grupy trzynastolatków, dałam się porwać opowieści i zwyczajnie dobrze się na niej bawiłam.
-
Najlepsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy na określenie "Kłamstwa doskonałego", to "poprawna" - wszystko zbudowane jest tu logicznie, działania postaci są umotywowane, akcja należycie się klei, dialogi są poprowadzone umiejętnie i ze smakiem. Bez większych uniesień, ale i bez rażących uchybień - seans w prawidłowy sposób przebiega od początku do końca, proponując widzom konkretną, zamkniętą historię.
-
Jest niewypałem. Choć realizacyjnie i aktorsko jest naprawdę dobrze, scenariusz i samo rozpisanie postaci jest po prostu bardzo kiepskie. Seans trudny do przemęczenia, od połowy wręcz nużący. Za główną rolę, montaż i nieoczywiste zakończenie - naciągane 5/10.
-
Z niewytłumaczalnego powodu doznaje kompletnej przemiany i ostatecznie dowodzi swojej nijakości - w efekcie końcowym jest opowieścią o niczym. Monotonne nie-wiadomo-co, które pozostawia widza w lekkiej konsternacji i nieustannym zastanawianiu się, co właściwie ogląda.
-
Poprawny film biograficzny, ubarwiony ciekawymi zabiegami realizacyjnymi - całość jest jednak po prostu przeciętna i prawdopodobnie wyleci z głowy szybciej, niż przypuszczaliby twórcy. Skupiając się na czterech płaszczyznach czasowych jednocześnie, reżyserka straciła z pola widzenia główny cel tej historii - a było nim przecież przedstawienie widzom dobrze umotywowanej kobiecej bohaterki, która zmieniła świat.
-
Melancholijna, słodko-gorzka historia o poszukiwaniu siebie w dziwnym świecie i jednocześnie smutny dowód na to, że nie trzeba przemocy by zafundować komuś traumę na resztę życia. Przekaz filmu jest bardzo mocny, a wiele scen dosłownie łamie serce, nawet mimo tego, że są bardzo oszczędne w środkach.
-
Nudny, trochę smętny film o grze politycznej, którą można byłoby zobrazować zdecydowanie dynamiczniej. Carell i Byrne, choć wcielają się w prawdopodobnie najbardziej wyrazistych bohaterów, nie są w stanie udźwignąć produkcji na swoich barkach, a ich postaci nie wywołują w widzu żadnej sympatii.
-
Słabsza kontynuacja naprawdę dobrej pierwszej części. Na poprzedniej odsłonie tej serii bawiłam się świetnie - film był wyraźnie dedykowany całym rodzinom, twórcy nie szczędzili szalonych scen i żartów, które naprawdę bawiły, a przygoda, którą przeżywali główni bohaterowie, po prostu była ciekawa.
-
Niestety, mimo paru zalet technicznych, w ostatecznym rozrachunku SpongeBob Film: Na ratunek to bardzo przeciętna, nudna historia, której jedynym plusem są wdzięczne postacie i ciekawie wykreowany świat przedstawiony. Poza kilkoma momentami autentycznie zabawnymi, przez większą część seansu widzowi przyjdzie nadążać za absurdalnymi zwrotami akcji i przedziwnym humorem zaproponowanym przez twórców.
-
Nieciekawy i tak naprawdę niepotrzebny. Jeszcze na etapie produkcji mówiono o jego feministycznej sile, co mogło zwiastować jakiś powiew świeżości, ale niestety, całość po prostu nie spełnia oczekiwań.
-
Na pewno nie jest filmem dla wszystkich. To skromna produkcja, która opowiada o trudnych emocjach i która absolutnie nigdzie się nie spieszy - z miejsca możecie przygotować się na powolną akcję bez żadnych w zasadzie rozbłysków. Ma to jednak swój urok, który dostrzegalny jest zwłaszcza z perspektywy finału i oceny drogi, jaką w ciągu tych niecałych dwóch godzin seansu przebył główny bohater.
-
Wartościowa propozycja dla widzów w każdym wieku. Poza uroczą i pełną ciepła historią o przyjaźni i miłości, mamy tu także mądry uniwersalny przekaz, który prowokuje do myślenia. Całość podano w bardzo przystępnej, pełnej kolorów formie, w której ważną rolę pełni także ścieżka dźwiękowa.
-
Trudno mi ocenić, czym Jego ostatnie życzenie tak naprawdę miało być. Ani to thriller, dramat czy sensacja, ani tym bardziej film polityczny z konspiracją czy niebezpieczeństwem w tle. Miks i nagromadzenie różnych wątków sprawia, że całość zwyczajnie ciągnie się jak flaki z olejem - pierwsze uczucie senności przychodzi jeszcze przed połową seansu, a dalej jest już tylko walka z zamykającymi się oczami.
-
Wartościowa propozycja wśród filmów z ostatnich miesięcy, jednak moim zdaniem trochę zbyt skromna. Film nie nadaje się na absolutnie każdy moment i do zapoznania się z nim zdecydowanie potrzeba odpowiedniej atmosfery.
-
Ciekawa propozycja Netflixa, mogąca poszczycić się bardzo intrygującą warstwą techniczną, znakomitą grą aktorską Alison Brie i ciekawą, nieprzeciętną tematyką. Całość ogląda się szybko i mimo pewnych przestojów nie czuć, by historia się dłużyła - mało tego, wiele wątków pozostało w mojej głowie na długo po seansie, co oczywiście jest plusem produkcji.
-
Klimatyczny niszowy horror w reżyserii debiutującej Emmy Tammi. Choć snuta raczej niespiesznie, opowieść emanuje niezwykłym klimatem i właśnie on moim zdaniem jest najmocniejszym punktem całej produkcji.
-
Nie jest tu ani strasznie, ani śmiesznie, nie czuć troski o los głównej bohaterki ani emocji towarzyszących rozwijającemu się śledztwu. Film do samego końca nie wie, czym chce być i jedyne, w czym naprawdę się sprawdza, to wzbudzanie zażenowania.
-
Dla mnie to seans na jeden raz - film jest oszczędny i zbyt prosty, by rzeczywiście angażował.
-
Pełen uroczej i pokrzepiającej serca nostalgii film o tym, jak ważne jest niezatracenie siebie w nieustannie zmieniającym się świecie. To mały, acz dopięty na ostatni guzik spektakl o ludziach, który prowadzą nieustanną grę pozorów, dobierając kolejne maski w zależności od sytuacji.