Łukasz Jefimow
Krytyk-
Zacne nazwiska w obsadzie nie wystarczyły, aby kolejny film o losach tytułowych "Psów" grał na innych nutach, jak tylko nostalgii. Nowe pokolenie bohaterów nie dostarcza nam równie wyrazistych postaci, a ich poczynania i relacje ze starą gwardią nie powodują większego zaangażowania u widzów. Tym razem "Psy" mają mocno upiłowane kły, są ospałe i przez większość czasu ekranowego snują się po stronach nijakiego scenariusza.
-
Jedno jest pewne - seans nie pozostawia widza obojętnym, a za te wszystkie mrugnięcia okiem do wiernych fanów marki, mam ochotę J.J. Abramsa przytulić - w końcu nie na darmo straciłem tyle godzin swojego życia na śledzenie tych wszystkich dodatkowych źródeł w postaci komiksów, książek i seriali.
-
Umówmy się - trudno ocenić produkcję w klasycznych kategoriach kina. Uczciwiej jest potraktować obraz jak wiele rewelacyjnych produkcji fanowskich, które rozszerzają historię z danego uniwersum, aby zaspokoić głód nienasyconych fanów. Nawet jeśli momentami scenariusz jest lekko toporny a dialogi czerstwe, mamy gdzieś z tyłu głowy świadomość, aby nie podchodzić do tematu zbyt surowo.
-
Warto zaznaczyć, że Terminator - Mroczne Przeznaczenie nie jest filmem złym - zdjęcia cieszą, fabuła w miarę sensownie prowadzi akcję do przodu. Jednak od czasu dwójki widziałem już wiele innych filmów, które znacznie lepiej prowadzą historię, a a kreacje aktorskie bardziej angażują widza w seans.
-
Jeden z braci Wachowskich stwierdził nawet, że ludzie zrozumieją Matrix za dziesięć - dwadzieścia lat. Wiecie co? Miał absolutną rację - jednak nie gwarantuje to pełnego rozgrzeszenia wszystkich wad filmu i jego świata.
-
Mimo nieco przesadzonego hejtu jaki wylewa się pod adresem obrazu muszę uczciwe przyznać, że ogląda się go z bardzo lekko i przyjemnie. Jednak oczekiwania miałem znaczenie wyższe, a ta chwilowa radość wyparuje z umysłu jak za pstryknięciem Thanosa.
-
Nie przesadzajmy z hurraoptymizmem. Obraz ucieszył, rozbawił i za jakiś czas niestety zapomnimy o jego istnieniu. To wszystko już było, a największym plusem produkcji jest fakt, że odstaje od niezadowalającego poziomu większości dotychczasowych filmów DCU.
-
O ile pierwsza połowa filmu jest celną i dobrze poprowadzoną satyrą, o tyle w akcie drugim coś przestało grać. Dramaturgia przeobraża się w tani melodramat, napięcie jest symboliczne, a wątki następują po sobie kropka w kropkę za informacjami znanymi z biografii muzyków na Wikipedii.
-
Jestem o tyle rozczarowany, że jest to kolejna pełnometrażowa produkcja Netflix'a, która utwierdza mnie w przekonaniu, że zdecydowanie nie jest to ich dyscyplina.