-
Bez cienia wątpliwości "Zabójca" to obok "The Social Network" najbardziej rozrywkowy i stylowy film w dorobku Finchera. Pozornie idzie znajomymi ścieżkami, by za każdym razem pójść w innym kierunku, grając z naszymi oczekiwaniami oraz schematami związanymi z kinem zemsty. Bardzo zimny i wyrafinowany w formie, ale z bardzo fascynującym, nieoczywistym bohaterem, który zostanie ze mną na długo po seansie.
-
Kino gatunkowe - w trybie spartańskim. Fincher wraz ze scenarzystą Andrew Kevinem Walkerem po prostu nakręca sprężynę napięcia: klarownie określa cele, prowadzi nas sprawnie po drabince komplikacji - i już. To kino "czyste" w takim sensie, że zrodzone z czystej ciekawości świata, z obserwacji, jak człowiek zmaga się z przeciwnościami.
-
Na pewno znajdzie swoich większych sympatyków. Dla mnie to film po prostu dobry, lecz poniżej pewnego standardu, do którego przyzwyczaił nas Fincher.
-
Wciągająca opowieść, choć nie wzbudzająca większych emocji i nieangażująca widza w takim stopniu, jak poprzednie produkcje Finchera. Mogło być o wiele lepiej.
-
Tu każda scena wydaje się skrupulatnie zaplanowana, zaprojektowana i nakręcona, po czym do granic możliwości wymuskana w montażu i post-produkcji. Dzięki temu niecałe dwie godziny spędzamy nie tylko na wchłanianiu każdego słowa, ale także pojedynczych kadrów.
-
Niezwykle błyskotliwy zlepek jego wcześniejszych obrazów. Strukturą przypomina bowiem kultowe "Siedem", tempem akcji "Zodiaka", natomiast fabuła wygląda tak, jakby była podrasowaną, dostosowaną do dzisiejszych czasów wersją "Gry".
-
W otwierającym "Zabójcę" monologu, bohater głosem Michaela Fassbendera przekonuje, że jeżeli chce się wykonywać tytułową profesję, niezbędne jest to, by umieć się nudzić. Z bólem serca, ale muszę przyznać, że niestety tak czułem się na nowym filmie Davida Finchera. Ocena surowa, może nawet nazbyt, ale już od wielu lat to dla mnie twórca, który podłogę ma tam, gdzie wielu innych sufit. Zatem tym razem - "jest ok i nic więcej".
-
Cała fabuła, chociaż zrealizowana z wielką klasą, została pociągnięta wzdłuż nielogicznego zwrotu akcji. Gdyby nie gwałtowny przeskok z historii ucieczki w historię o zemście, byłbym skłonny bardziej docenić wszystko, co później pokazał mi Fincher. Ostatecznie, jego film nie mogę nazwać niewypałem, ale nie był też strzałem w dziesiątkę.
-
Zabójca był prezentowany podczas 80. festiwalu filmowego w Wenecji w sekcji konkursowej, którą opuścił bez żadnej nagrody. Szkoda, bowiem Fassbender dźwigając ciężar opowieści na swoich barkach powrócił na ekran w bardzo dobrej formie. Gdybym mógł, to wręczyłbym w jego ręcę Puchar Volpi dla Najlepszego Aktora, odbierając go Peterowi Sargaardowi za występ w Memory.
-
Za największą wadę produkcji Netflixa, z pewnością niesprzyjającą oglądaniu jej na małym ekranie, można uznać iście mordercze tempo oraz męczące tak bohatera, jak i widzów liczne zmiany lokacji. Na tle pozostałych czterech filmów mainstreamowego giganta, które startują w weneckim konkursie The Killer prawdopodobnie wypada jednak najlepiej.
-
Zabójca pozostaje w moich oczach ciekawym seansem, zgrabnie operującymi wieloma elementami, zachwycającym realizacyjnie, ale niestety końcowo niesatysfakcjonującym.
-
Filmowy voyeryzm połączony z intensyfikacją przeżycia, jakim jest zabójstwo, a przy tym suspens w oczekiwaniu, kto komu zada końcowe coup de grâce. A przy okazji to jeden z lepszych filmów tego sezonu.