Miłość dwojga młodych ludzi zostaje wystawiona na próbę, gdy 1 sierpnia 1944 wybucha Powstanie Warszawskie.
- Aktorzy: Józef Pawłowski, Zofia Wichłacz, Anna Próchniak, Antoni Królikowski, Maurycy Popiel i 15 więcej
- Reżyser: Jan Komasa
- Scenarzysta: Jan Komasa
- Premiera kinowa: 19 września 2014
- Premiera światowa: 30 lipca 2014
- Ostatnia aktywność: 14 lutego
- Dodany: 28 grudnia 2017
-
Trzeba zacząć mówić młodym ludziom o przeszłości. I to w sposób, do jakiego są przyzwyczajeni. Komasa moim zdaniem to zrobił. Ileż osób wychodziło z kina w milczeniu, wstrząśniętych tym, co zobaczyło...
-
Wyjątkowe dzieło - trzeba, po prostu trzeba iść do kina i je zobaczyć. Rodzimy przemysł filmowy bardzo widocznie rusza do przodu i mam nadzieję, ze będzie tylko lepiej i lepiej.
-
Sprawnie zrealizowany film, przedstawiający przede wszystkim portret zbiorowy anonimowych bohaterów i ofiar, których nie brakowało wśród mieszkańców Warszawy, a także zaprezentowanie zwykłych, ludzkich dramatów.
-
Czyste kino atrakcji. Tradycyjna, literacka dramaturgia scenariusza ustępuje tu miejsca "dramaturgii inscenizacji".
-
Porządnie, współcześnie zrealizowany dramat wojenny, o którym z pewnością jeszcze długo będzie się mówiło.
-
Kino pełną gębą. Dowód na to, że polski Hollywood nie musi być wcale ironiczną utopią.
-
Dawno żaden polski film nie dał mi poczucia, że Polacy potrafią zrobić kino na światowym poziomie.
-
Na pewno nie dorównuje "Kanałowi" Wajdy czy "Kolumbom" Morgensterna - chociażby dlatego, że jest słabsze artystycznie. Zdecydowanie też jestem przeciwna negowaniu takich filmów i porównywaniu ich do dzieła Komasy. Te obrazy wciąż uważane są za arcydzieła - a nie jestem przekonana, czy za pięćdziesiąt lat za taki film będzie uważane "Miasto 44".
-
Eksperyment z odświeżeniem spojrzenia na naszą historię został zatem zaliczony, frekwencja pewnie dopisze, przekonaliśmy się, że młodzi polscy reżyserzy też potrafią robić filmy za ciężkie pieniądze i wiedzą jak uderzyć zmysły obrazem. Na ponadczasowe dzieło samego Jana Komasy musimy jednak jeszcze poczekać.
-
Nie był zły, nie nudziłem się i nie żałuję, że wydałem na niego pieniądze, żeby obejrzeć go w kinie. Uważam jednak, że powinien być dużo lepszy mając na uwadze talent reżysera i wagę opowiadanej historii.
-
Trailer obiecywał groteskowe spiętrzenie wizualnych fajerwerków, kampu albo i kiczu, ale kamp i kicz są wciąż nie dość wyemancypowanymi sposobami wyrażania wojennego absurdu, Komasa swoją zachowawczością marnuje więc pewien bardzo interesujący potencjał. Bo w gruncie rzeczy tych "matrkisów", efektów "slow-mo" i "anachronicznych piosenek w dziwnych miejscach" jest w filmie niewiele.
-
W "Mieście 44" Komasa co rusz razi widza prądem i doprowadza do wstrząsów, ale robi to mechanicznie, dla samego efektu.
-
Popkultura w mariażu z handlem odmieniają obraz powstania. Komasa zrobił wielkie widowisko, w sam raz na stadion: emocje rosną, emocję opadają, gwizdek końcowy.
-
To nie zaproszenie do dyskusji. Ma wstrząsnąć i "boleć". I taki efekt na pewno udało się osiągnąć.
-
Emocje i raz jeszcze emocje ponad minusy.
-
Myślę, że dzieło polskiego twórcy nic nie odbiera z budowanego uczestnikom Powstania pomnika naszej pamięci, ale jednocześnie nic nie wnosi. Nietaktem byłaby nawet próba porównania go z "Kanałem" Wajdy czy "Kolumbami" Morgensterna.
-
W "Mieście 44" zabrakło ponadto tego, co stanowiło o sile "Sali samobójców", a mianowicie autentyzmu i intensywności przeżyć - efektem są marionetkowi bohaterowie, z którymi ciężko się utożsamić.
-
Z pewnością nie wywoła tak zażartych sporów, jak klasyk Andrzeja Wajdy w latach 50., jednak wzbudzić może pewne kontrowersje. Nie tyle z powodu historycznych refleksji na temat narodowego zrywu, ile przez konwencję, która bezpardonowo łączy wojenny naturalizm z chwytami kina hollywoodzkiego.
-
Po obejrzeniu filmu zaniemówiłem. Nie ze wzruszenia jednak, tylko dlatego, że nie wiedziałem co powiedzieć. Jak uporządkować sprzeczne myśli i nadać sens wrażeniom, które są tak silne, że na naszą psychikę mogą działać albo jak wstrząsy elektryczne, albo... znieczulająco.
-
Banalne postaci, miałkie dialogi, źle zagrany. "Masakra", jakby powiedział współczesny młody człowiek.
-
Komasa miał ambicje bycia drugim Wajdą. Plusem na pewno jest to, że stara się unikać patosu i pokazuje powstanie bez słodzenia i ogródek - jako okrutna walka, jak zresztą każda wojna. Problem w tym, że postacie były mi obojętne, a coraz mocniejsze i brutalniejsze sceny mogły działać odstraszająco.
-
Jan Komasa nieco przesadził, ale film ma zalety, które warto dostrzec.
-
Sięgając po tematykę już dobrze zakorzenioną w publicznym dyskursie, rzuca on na nią nieco inne światło, wyjmuje z bezpiecznego zakątka i prowokuje. Ten styl nie każdemu musi się podobać, jednak właśnie w tym tkwi przecież siła dobrej prowokacji.