Aleksander Kmak
Krytyk-
Choć film australijskich debiutantów, braci Philippou, stanowczo czerpie z wzorców pełnokrwistego horroru - mamy tu duchy, seanse spirytystyczne, opętanie - to jednak oś tej opowieści stanowi konwencjonalny dramat.
-
Te przymilne, schlebiające, w istocie trudne do zniesienia próby można by jeszcze twórcom filmu wybaczyć, gdyby nie to, że wszystkie wypadają jednak niezręcznie, sztampowo, a nawet - nudno, co w naładowanym akcją, przeróżnymi lokacjami, błyskawicznie zmontowanym filmie jest osiągnięciem doprawdy osobliwym. Powstały w efekcie zlepek sentymentalnej bajeczki, pozornego zaangażowania w tworzenie świata bardziej inkluzywnego i przeraźliwego drżenia producentów, żeby film dobrze poszedł w box office.
-
Najgorsze jest jednak to, że ten film jest tak piękny - nie tylko wizualnie, lecz także na poziomie uwiedzenia fantazją o sukcesie.
-
Mimo że twarze chłopców wyrażają tyle emocji, chłód kompozycji skutecznie wygasza to, co chyba było stawką całego filmu - możliwość empatycznej reakcji w obliczu brutalnego nieraz rytuału przejścia.
-
Choć tego świata nie uratuje już żadna porządkująca mitologia, nie pozostaje nic innego niż ciągle na nowo próbować go przedstawić - a o kompulsywnym charakterze tych prób świadczy najlepiej wykrzyknik postawiony na końcu oryginalnego tytułu. Pod warstwą komediowego krążenia głównego bohatera Big Night! desperacko krzyczy bowiem o jakiekolwiek resztki sprawiedliwości w świecie samozwańczych szeryfów à rebours, w którym wyczerpał się cały racjonalny sens.