Do więziennej celi trafia ojciec Anton, ksiądz, skazany za zabójstwo opętanej zakonnicy, nad którą sprawował egzorcyzmy.
- Aktorzy: Sophie Cookson, Corneliu Ulici, Ada Lupu, Brittany Ashworth, Catalin Babliuc i 15 więcej
- Reżyser: Xavier Gens
- Scenarzyści: Carey Hayes, Chad Hayes
- Premiera kinowa: 13 października 2017
- Premiera światowa: 1 lipca 2017
- Dodany: 9 września 2017
-
"Krucyfiks" ostatecznie ląduje więc do szufladki z serią średnio udanych straszaków, które po doszlifowaniu scenariusza mogłyby posłużyć za solidny i poważny horror. Szkoda zmarnowanego potencjału.
-
Śmiało można nazwać go wtórnym i sztampowym, przez co trudno go jednoznacznie polecić. Zapewne przypadnie do gustu jedynie absolutnym fanom ekranowych egzorcyzmów, bo oprócz ciekawej, głównej bohaterki, ma niewiele do zaoferowania.
-
Sceny grozy są, owszem, całkiem efektowne i czasem nawet pomysłowe, szczególnie ta z pielęgniarką wpuszczającą diabelski roztwór do kroplówki, do której podłączona jest nieszczęsna zakonnica. Są jednak zbyt zdawkowe, aby naprawdę zadziałać.
-
Nie straszy, a nudzi niemiłosiernie.
-
Seans można porównać do oglądania powtórki sylwestrowego koncertu - powtórka z rozrywki budzącej tylko zażenowanie.
-
Nawet najbardziej ograne historie i motywy można wykorzystać jako podstawę świetnego i trzymającego w napięciu filmu. Niestety, jeśli w arsenale posiada się wyłącznie przewidywalne klisze i jazgotliwe jumpscary, to cały plan spali na panewce.
-
Oparty, według producenta, na prawdziwych wydarzeniach stara się połączyć to, co widzialne z tym co niewidzialne. Skutek nie wykracza jednak ponad percepcję przeciętnego fana horroru.
-
Jawi się jako przydługa, pozbawiona wyobraźni gra wstępna, która jedynie testuje cierpliwość pasjonatów gatunku. Na szczęście dla twórców, większość widzów będzie tak znudzona filmem, że nie starczy im już sił, by czuć irytację na reżysera i scenarzystów za złożenie obietnic bez pokrycia.
-
Da się obejrzeć, ale tylko raz. Wyłącznie dla ludzi mocno zafiksowanych na punkcie opętań.
-
Typowy straszak, który poza intrygującym tytułem, jak i dwoma, trzema scenami na krzyż wartymi uwagi nie gwarantuje żadnych wrażeń, a wręcz przeciwnie, jest przeraźliwie nudny.
-
Broni się malowniczymi plenerami rumuńskimi, górzystymi krajobrazami, zrujnowanymi klasztorami, zapyziałymi miasteczkami czy drogą transfogaraską znaną chociażby z filmów o Jamesie Bondzie. Fabularnie jest jednak całkowicie przewidywalny, składa się z samych klisz wepchniętych w nowe, zgrabne kadry.
-
Jeden z tych filmów, które zapomina się już w trakcie trwania projekcji.
-
Choć ma zdecydowanie proreligijną wymowę, jest pozycją pełną grzechów i grzeszków. Grzech ciężki to szablonowość scenariusza, który co rusz idzie na skróty i bazuje na wyświechtanych do granic możliwości chwytach.