Za charyzmatycznym Jerzym Maksymiukiem - dyrygentem, pianistą i kompozytorem stoi jego żona Ewa, która organizuje jego codzienne życie, inspiruje do pracy i zapewnia psychiczne wsparcie.
- Aktorzy: Jerzy Maksymiuk, Ewa Maksymiuk
- Reżyser: Tomasz Drozdowicz
- Scenarzysta: Maria Nockowska
- Premiera kinowa: 12 kwietnia 2019
- Premiera światowa: 27 maja 2018
- Dodany: 30 maja 2018
-
Największym atutem dzieła Drozdowicza nie jest jego oryginalna konstrukcja, ale bohater - sam Jerzy Maksymiuk. Dowcipny, pełen charyzmy i energii, istny dokumentalny samograj.
-
Kiedy jak w "Bohemian Rhapsody" Drozdowicz kończy swój film koncertem, trudno się nie zachwycić. O ile przez całą produkcję nie widzieliśmy mistrza w ferworze wykonów na żywo przed publicznością, to epilog w pełni zaspokaja nasze pragnienia obcowania ze sztuką w jej najwyższej formie.
-
Jerzego Maksymiuka nie da się nie lubić, nie podziwiać. Jest legendą, i to legendą za życia. Mam wrażenie, że Maksymiuka znam od dziecka, że od dziecka mi towarzyszył - był zawsze.
-
Portret wielkiego wirtuoza, który poświęcił całe swe jestestwo muzyce - i to się po prostu czuje.
-
Podporządkowanie filmu niespożytemu temperamentowi, charyzmie i poczuciu humoru maestra okazało się trafną decyzją, nawet jeśli ma przez to epizodyczną, niezbyt wyszukaną strukturę. Maksymiuk nie traci nic ze swojej wyrazistości.
-
Brakuje tu dramaturgii, jakiegoś wyraźniejszego - nomen omen - dyrygowania materiałem. Maestro, przez Brytyjczyków nazywany podobno "Mad Maksem", jest oczywiście na tyle charyzmatyczną postacią, że samo patrzenie na niego daje zwykłą frajdę. "Maksymiuk..." za bardzo przypomina jednak samego Maksymiuka, który, kiedy przychodzi mu zwerbalizować jakąś myśl, plącze się w słowach, mamrocze, gubi wątek, kluczy.
-
Reżyser nie kombinuje z formą, pozwalając osobowości bohatera na swobodne wypełnienie ekranu. Jak się okazuje, tyle wystarczy, by zdobyć zainteresowanie widza. Teatr jednego aktora w wykonaniu Maksymiuka sprawdza się wyśmienicie, lecz - o czym nie sposób nawet na moment zapomnieć - bez pani Ewy nie miałby szans powodzenia.
-
Posiada strukturę epizodyczną - od jednej próby do drugiej, od jednej rozmowy do drugiej. Trudno wyczuć w nim solidniejszą, porządkującą strukturę, co ostatecznie przemienia film w sumę urywków z życia Maksymiuka. Szkoda, że nie udało się znaleźć jakiegoś bardziej wyrazistego pomysłu na ten film, być może ujarzmiający szaleńczy temperament dyrygenta.
-
Rzadko trafiam na dokument po brzegi wypełniony humorem, który jednocześnie wzbudza ogromny szacunek do przedstawianego bohatera. "Maksymiuk. Koncert na dwoje" obnaża słabości kompozytora i dyrygenta, ale też uświadamia nam wyjątkowy geniusz, jaki tkwi w tym nietuzinkowym człowieku.