Renomowany niegdyś chirurg, który stracił rodzinę i pamięć, dostaje szansę na nowe życie, gdy po latach spotyka swoją córkę.
- Aktorzy: Leszek Lichota, Maria Kowalska, Ignacy Liss, Anna Szymańczyk, Mirosław Haniszewski i 15 więcej
- Reżyser: Michał Gazda
- Scenarzyści: Marcin Baczyński, Mariusz Kuczewski
- Premiera VOD: 27 września 2023
- Premiera światowa: 27 września 2023
- Ostatnia aktywność: 21 kwietnia
- Dodany: 2 września 2023
-
Jest przykładem jak zrobić nową wersję znanej opowieści, zachowując także ducha oryginału. Świetnie wykonany technicznie, bardzo dobrze zagrany i napisany. To zdecydowanie jeden z najlepszych polskich filmów zrobionych przez Netflixa oraz przykładem udanego remake'u.
-
86 stycznia
- 5
- Skomentuj
-
-
Także pomimo częściowych problemów związanych z prostotą czy także nierównego tempa, byłem zadowolony po seansie. Jeżeli twórcy chcieli dotrzeć do nowego pokolenia, do którego zaliczam się, to udało im się to. Jednocześnie to bezpieczny film, który nie wzbudzi raczej żadnej dyskusji jak to niektórzy oczekiwali tego po ogłoszeniu produkcji.
-
Czy film Gazdy sprawi, że widzowie zapomną o wersji Hoffmana i w Wielkanoc zamiast telewizji będą odpalać Netflixa? Nie sądzę. Ale myślę, że w wielu domach może nastać nowa tradycja. Podwójnego seansu.
-
Choć powieść Dołęgi-Mostowicza to nie najwyższych lotów melodramat, są nawet w tym kiczowatym uniwersum jakieś granice. Zostały one przekroczone w momencie, gdy Marysia z prostej sprzedawczyni nici i tabaki, stała się mówiącą po francusku wirtuozką fortepianu studiującą medycynę.
-
Szacunek do oryginału i powiew świeżości. Netflix zrobił nowego "Znachora" i dobrze mu to wyszło.
-
Niestety, nie wszystkie rozwiązania są na plus, a sam finał na poziomie poprowadzenia wyszedł nieco pokracznie. Jednak w ogólnym rozrachunku Michał Gazda dał nam produkcję, która w jakimś stopniu spełnia oczekiwania i daje te emocje, których widzowie będą szukać. I to już jest spore, pozytywne zaskoczenie.
-
"Znachora" ogląda się generalnie nieźle, ale nie brakuje zgrzytów.
-
Bo niestety ale "Znachor" Gazdy to mniej emocji więcej "podróży" dorożką po płaskich ulicach. Ulice podobne, miejsca obok których się przejeżdża także przypominają te które już widzieliśmy, ale wiemy już, że to nie to samo.
-
Chcemy, żeby dobrzy ludzie odnajdywali miłość i szczęście. I o tym właśnie jest "Znachor".
-
Wciągająca gra aktorska, wyraziste postaci i mistrzowskie dialogi sprawiają, że nawet znając tę historię na pamięć, film ogląda się z niesłabnącą ciekawością. Znachor w reżyserii Michała Gazdy to świadectwo tego, że klasyka może zostać odnowiona bez utraty swojej duszy. Ostatecznie, niezależnie od epoki, historie o ludzkiej sile, miłości i poświęceniu zawsze znajdą drogę do serca widzów.
-
Znachor to melodramat, który posiada zarówno autentyczne emocje, jak i solidny kontekst społeczny. To historia dobrych ludzi, którzy starają się przeciwstawiać okrutnemu światu. Twórcy Znachora co prawda dokonują zmian, ale nie są to rozwiązania twórcze, które w jakiś sposób uwspółcześniłyby obraz. Produkcja Netflixa to nowe podejście do książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, ale nie jest to podejście nowoczesne.
-
Na niekorzyść niniejszej ekranizacji ewidentnie działać będzie jedynie fakt, że nie miała ona szans zostać pokazana bez automatycznej i odruchowej konfrontacji z dziełem Hoffmana.
-
Nie ukrywam, że irytuje mnie przedstawianie osób historycznych w taki sposób, jakby różniły nas od nich jedynie stroje i poziom higieny jamy ustnej. W licznych filmach kostiumowych, ekranizacjach czy też nie spotkać możemy współczesnych bohaterów przebranych tylko w stroje z epoki.
-
Mimo wszystko netfliksowy Znachor pozostaje porządną produkcją, chociaż traci na braku autorskiego sznytu obecnego u poprzedników. Co prawda nie radzi sobie z egzekwowaniem narracyjnego napięcia, a po drodze pojawiają się potknięcia scenariuszowe, jednak większość z nich kamufluje świetny casting.
-
Skutecznie odpierając zarzuty o tym, że świętości nie wolno szargać, jednocześnie nie potrafi wzbudzić takich emocji, co ukochany przez wszystkich oryginał. Chłodna kalkulacja wzięła górę nad gorącym sercem.
-
Miał wszystko, aby stać się produkcją kultową. Jednak twórcy nie skorzystali z tych atutów. To produkcja, która ma sporo plusów, ale również kilka dużych minusów. Ostatecznie Netflixowi wyszła poprawnie zrobiona historia, ale tylko poprawnie.
-
Jeśli macie mniej niż 40 lat, poprzedniej wersji nie oglądaliście i lubicie melodramaty, to nowy "Znachor" zapewne się wam spodoba. Świetne zdjęcia i kreacje aktorskie oraz angażujący scenariusz tworzą z niego solidnego przedstawiciela polskiego kina. Bodaj pierwszy taki przypadek w historii produkcji made in Netflix.
-
Legenda melodramatu Hoffmana jest prawdopodobnie większa niż on sam i tegoroczny "Znachor" jej nie przyćmi. Nie chodzi nawet o to, że u Gazdy nie wszystko zagrało. Że zabrakło werwy i indywidualnego stylu. Że ekspozycja niepotrzebnie pęcznieje, a ostatni akt wydaje się zbyt pośpiesznie rozegrany. Dla sporej części publiczności klasyk może być jednak tylko jeden.
-
Nawet pomimo momentami swojej teatralno-telewizyjnej formy, radzi sobie zarówno z ekranizacją literackiego oryginału, jak i próbą dostosowania tego w zasadzie uniwersalnego melodramatu do potrzeb współczesnej widowni. To sprawnie nakręcone, świetnie zagrane i zgrabnie operujące emocjami kameralne kino skupione na relacji ojca z córką i opowiadające o odzyskiwaniu własnej przeszłości.
-
Udany, choć nie bez wad, powrót kultowego filmu. Bezpieczny i odważny jednocześnie.
-
Byłam jedną z tych osób, które krzyczały: ręce precz od "Znachora"! Teraz będę musiała to odszczekać.
-
Każdy twórca ma prawo do swojej interpretacji dzieła literackiego. Do mnie jednak produkcja w reżyserii Michała Gazdy kompletnie nie trafia. Ma parę dobrych scen, kilka świetnie dobranych i zagranych ról, ale główny wątek jest poprowadzony bez emocji. Do tego finał w sądzie potraktowano po macoszemu brak w nim dramaturgii, nie ma tego ciężaru co w książce czy wersji Hoffmana.
-
To nie tylko lekki humor i łzy wzruszenia, ale także świetna muzyka, piękne kadry i w końcu godna uznania dbałość o szczegóły - jeśli opowiadać od nowa kultową historię, to właśnie w ten sposób.
-
"Znachor" nas uzdrowi. To świetne kino popularne ze społecznym nerwem.
-
Operacja się udała, widz przeżył. Obejrzałem "Znachora" Netfliksa i ta wersja jest lepsza.
-
Doceńmy na koniec jeszcze i przepiękne zdjęcia - szczególnie podradomskich Radoliszek, i elementy mazowieckiej muzyki ludowej wplecionej w tę filmową, i kostiumy, i... mogłybyśmy wymieniać długo. Ale wolimy, żebyście skończyli już czytać ten tekst i wykorzystali czas na obejrzenie "Znachora". Warto, bardzo warto.
-
Jest jak ciepły kocyk, którym można się otulić, gdy nam będzie źle. Już teraz wiem, że to taka produkcja, do której będę z przyjemnością wracać wiele, wiele razy.
-
Być może nie jest to produkcja, którą chciałabym oglądać wielokrotnie, ale na ten jeden raz na pewno zasługuje.
-
Ostatecznie Netflix ma "Znachora", którego warto sprawdzić. Jakości jest tu wiele, ale nie uniknięto zauważalnych potknięć.
-
W "Znachorze" Netflixa więcej jest powietrza, poczucia humoru, scen komicznych, luzu. Mniej tu patosu, bólu, choć pewnie wrażliwi chusteczki będą musieli mieć w pobliżu.To mocne, bardzo mocne 8/10. I rzecz, którą koniecznie trzeba zobaczyć. Najlepiej rodzinnie.
-
Jeśli nie będziecie do niego negatywnie nastawieni jeszcze przed usłyszeniem charakterystycznego tudum, to dostaniecie zwyczajnie poprawny melodramat, który łez z was może nie wyciśnie, ale nie pozostawi też całkowicie obojętnych.
-
Znachor powrócił w nowym wydaniu i wypadło to znakomicie.
-
Nie zaskakuje, bo nie musi. Film działa na zasadzie: "Znacie? Znamy. To posłuchajcie". A skoro "najbadziej lubimy piosenki, które już znamy", netflixowa ekipa z wprawą i wdziękiem powtarza znajome nam tropy.
-
Nie zagwarantuję wam, że nowy "Znachor" zachwyci was w równym stopniu, co mnie. Zapewniam jednak, że to naprawdę solidne rzemiosło i rewelacyjnie zrealizowana produkcja, od scenariusza, przez grę aktorską, po scenografie, kostiumy i muzykę - tutaj ukłony dla zespołu Svahy z Bydgoszczy, bo artystki wykonały kawał dobrej roboty.