Po ogromnym trzęsieniu ziemi w Kalifornii, pilot-ratownik próbuje odnaleźć i uratować córkę.
- Aktorzy: Dwayne Johnson, Carla Gugino, Alexandra Daddario, Ioan Gruffudd, Archie Panjabi i 15 więcej
- Reżyser: Brad Peyton
- Scenarzysta: Carlton Cuse
- Premiera kinowa: 4 czerwca 2015
- Premiera światowa: 21 maja 2015
- Ostatnia aktywność: 20 listopada 2023
- Dodany: 28 grudnia 2017
-
Typowy katastroficzny, choć nie katastrofalny, blockbuster. Ot, kolejny obraz typu: "ratujmy ludzi przed zagładą".
-
W gatunku katastroficznym od lat nie było lepszego filmu.
-
Trtrtrrtrrr, brzdęk, dziab, bum bum, uuuuu rruuuumm, wuu, y-oo y-oo y-oo, plussssk, auć, uff. Ameryka, rozwija się sztandar, napisy! Tak w skrócie można opisać katastrofalny amerykański film katastroficzny "San Andreas" o trzęsieniu ziemi demolującym Kalifornię i San Francisco. Jeżeli jednak dla kogoś taki opis nie jest wystarczający, niech się męczy prawie dwie godziny.
-
Fabularna katastrofa, ale fajne widowisko.
-
Niestety, nie znajdziemy w produkcji Peytona nic oryginalnego, nawet ilość absurdu nie śmieszy dostatecznie, a widowiskowości na próżno szukać.
-
Totalna porażka wśród letnich blockbusterów. Film posiadający kretyński scenariusz, debilne sceny i omijających wszystkie niebezpieczeństwa kartonowych bohaterów.
-
Odradzam ten film, bo nic się z niego nie wynosi. Nie jest ani wciągający, ani emocjonujący, ani nie pada tam nawet jedno mądre zdanie, które zapadłoby w pamięci.
-
Jeśli pragniecie zrelaksować się, podziwiając rozpadające się jak domki z kart wieżowce i kontenerowce wdzierające się na ulice miasta, "San Andreas" spełni wasze oczekiwania.
-
Zadowoleni z kina powinni wyjść nie tylko fani gatunku.
-
Nie jest filmem wybitnym. Spełnia jednak wszelkie oczekiwania jako obraz katastroficzny. Umiejętnie operuje napięciem, prezentuje sceny zagłady z rozmachem i daje widzowi ogromną porcję dobrej rozrywki.
-
Zabrakło świeżości, nowatorskich pomysłów i rozwiązań. Choć przede wszystkim zabrakło mi fabuły, która zginęła zupełnie pod gruzami efektów specjalnych i nakręcającej się akcji samej w sobie. Pozostało mi wyłączyć myślenie i cieszyć oko efekciarską historią, która materializuje na moich oczach a którą - tak po prawdzie - mam gdzieś.
-
Kotlecik. Ciut czerstwy, ale widowiskowy. Z puentą, od której boli serce, zęby, rozum i stopy.
-
Zgodnie z radą Hitchcocka napięcie nie siada nawet na chwilę. Oczywiście pod warunkiem, że widz jest w stanie kupić to, co dzieje się na ekranie: komputerowe efekty, nieskomplikowane postacie, naciąganą fabułę.