Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

Scenarzysta, bloger i miłośnik tego, do czego kino jest zdolne.

  • Ostatnia aktywność: 28 maja
  • Dołączył: 29 listopada 2018
  • Natura jest piękna, mężczyźni biegają z gołą klatą, kobiety są boso, a finał ma miejsce nad morzem.

  • Świetny wehikuł czasu do 2008 roku.

  • Ciężko się żyje, jak raz w tygodniu przychodzi wojsko i rozwala ci kibel.

  • Prezent dla ludzi bez rodziny, domu i nadziei na własne Święta.

  • Z serii: lepiej jest dać coś pięknego i smutnego, niż nie dać tego w ogóle.

  • Ten film naprawdę idzie w małe rzeczy. I potrafi o nich opowiadać.

  • Ten obraz jest wyrazem miłości do ludzi tworzących ten program, ale również pochwały tego aktu odwagi, głupoty i niewiedzy, że dostali szansę i ją wykorzystali.

  • Uwielbiałem wszelkie „wspinaczki” wewnątrz i na zewnątrz pojazdów w „Fury Road”, tutaj mam tego jeszcze więcej, na długich ujęciach – wszystko jest tutaj dotykane, przełażą, wchodzą na obiekty.

  • Mamy bardzo dużo rzeczy, które będziemy wspominać. Chyba o to właśnie chodzi.

  • „Memoir of a Snail” jest podobnym doświadczeniem, co wcześniejsza twórczość tego reżysera. Również wspaniałym.

  • Polska wieś, jak to u Kondratiuka. Ludzie głupi, ale tego świadomi. Mówią dziwnie i po swojemu, ale świetnie się ich słucha. Tym razem, że niby UFO wylądowało, i kilku chłopów po nocy nad butelką wódki się zastanawia, co teraz zrobić. Przywitać ich trzeba. Ale odpowiednio, w końcu będą oni teraz, tego, no, przedstawicielami całej ludzkości. Trzeba zacząć szukać reprezentanta jakiegoś. Cały żart polega na tym, że oni nawet z chałupy nie wyjdą.

  • Bardzo naturalny film. Wszystko sprawiało wrażenie nagranego za pierwszym podejściem, a przez to prawdziwego. Dzięki temu cały obraz buzuje od emocji i punku. Nancy dzwoni do matki, po czym jest tak wkur…zona, że rozwala szybę w budce. Sid z Johnem wbijają na chatę kogoś tam i pierwsze co robią, to malują jakieś głupoty sprayem po ścianach. Podczas koncertu ktoś tam łapie wokalistę, Sid sprzedaje mu kopa na ryj, wściekły tłum go porywa, a on krzyczy z angielskim akcentem.

  • Artysta chciał opowiedzieć o moralności, o ludzkich, wątpliwych historiach, które powinny doczekać się komentarza, moralnego kompasu i klarownego podziału na dobre i złe… Tego jednak nie ma. Pewne rzeczy zostają w cieniu, zamiast wyjść na światło dzienne. Nikt nie dowiaduje się o tym, co miało miejsce i życie toczy się dalej, jakby nic się nie stało.

  • Historia chłopaka wkraczającego w dorosłość. Zatrudnia się jako kurier. Będzie znajdowanie miłości życia, będzie stawianie sobie trudnych pytań* i poszukiwanie samego siebie. I wszystko to z zaskakująco dużą dozą humoru oraz sympatycznym bohaterem, który co chwila przed każdą nową postacią potrafiłby wyczarować sobie nową osobowość. To intryguje i bawi. Jest tu nawet miejsce na komentarz odnośnie poprzedniego pokolenia, które narzeka na obecne, i wytyka im się prawdę: wy ich wychowaliście.

  • To film o starciu pokoleń, o starzeniu się, o walce: psychologicznej, fizycznej, z innymi i samym sobą, a nawet trzeba tutaj pokonać kobiecy magnetyzm. Finalnie jest to nawet opowieść wyrażająca strach o upadek wartości – tak długo oszukujemy, że oszustwo zaczyna się mieszać z prawdziwą rywalizacją. Starcie, w którym powinno chodzić o pokazanie, kto jest lepszy od kogo i kto jest najlepszy, stają się spotkaniem oszustów, którym chodzi wyłącznie o pieniądze.

  • Jak zwykły dzień uczynić niezwykłym? Oczywiście poprzez nie pójście do szkoły. Luźny ton, mnóstwo żartów, zabójczy punkt kulminacyjny, a pod spodem jest opowieść o pokoleniu nastolatków, które nie ma pomysłu na swoją dorosłość. Dorośli nie są żadnymi autorytetami, w zasadzie są tylko chodzącymi żartami. A młodzi tak bardzo nie myślą o przyszłości, że odwalają takie rzeczy, jak Ferris, beztrosko oddając się szaleństwu bez brania na poważnie idei, że z tego mogą być jakieś konsekwencje.

  • Nikt z nas po seansie nie zapyta, dlaczego bohaterowie tego filmu nie dostrzegają siebie nawzajem, czemu są ślepi na prawdziwe problemy innych? W zasadzie większość widzów będzie równie ślepa. Edward Yang opowiada o tej ślepocie, ale z wyrozumiałością. Pokazuje ją tak, jakby mówił równocześnie: „Widzisz? To niestety bardzo łatwe”. Jeden z bohaterów w pewnym momencie mówi, że kariera jest najważniejsza w życiu mężczyzny. Yang swoim filmem wydaje się mówić, że ludzie wokół nas są najważniejsi.

  • Każdy film wojenny skupia się tylko na jakimś aspekcie wojny. Pluton skupia się na wywoływaniu cierpienia oraz cierpieniu. Pokazuje bohaterów dokonujących bestialskich czynów, robiących to, o co w wojnie chodzi. Żadnych reguł, żadnych zasad, żadnego celu. Tylko strach, paranoja i kwestia tego, jak daleko żołnierz posunie się, by robić, co do niego należy. Bez dramatyzowania, bez zasłaniania, bez kręcenia. Wojna jako miejsce, gdzie nie ma sensu pytać „dlaczego”.

  • Przyjaźń, przeszłość, małe przygody i poświęcenie w imię czegoś, co mało kto z nich rozumie. Słuchamy opowieści człowieka wspominającego mały fragment swojego życia, tylko kilka nieistotnych dni, ale które zapamiętał do końca życia. Bo był wtedy z nimi, oni z nim, a okoliczności im to utrudniały – ale wyszli z tego cało, ich przyjaźń oraz niewinność.

  • Technologia umożliwia niezwykłe rzeczy, płaci się za nią ile tylko trzeba i dopiero potem przychodzi refleksja: czy było warto? - a to tylko jedna z możliwych interpretacji. Nikt po seansie nie powie, że to jest monster movie o człowieku, który zamienia się w muchę i trzeba go zabić. Bardziej prawdopodobne, że każdy... Powie co innego. Włączcie ten film po północy, po ciemku. Ostatnie 10 minut nadal robi wrażenie jak nic innego w tego typu kinie. Long Live The New Flesh...

  • Wzorowe kino przygodowe. Tajemnica, wyzwanie, postaci, światy, ale przede wszystkim dużo magii, miłości i piękna. Wszystko, co odkrywamy, zachwyca bohaterów, a tym samym nas. Dużo ludzkich momentów, każdy ma tu jakąś osobowość: od przezabawnych piratów z sercem po właściwej stronie, od wojska, które pragnie skarbów, poprzez antagonistę, który chce władzy. A bohater robi to, bo uważa to za słuszne. Jest aż tak niewinny, że nie podejrzewamy, by miłość była jego motywacją. Byczo!

  • Między nimi będzie mnóstwo nienawiści, pasji, śliny i krwi. Jeden wypełnia umysł drugiego, jeden staje się dla drugiego całym życiem. To film pełen napięcia, pomysłowej historii, masy genialnych momentów, doskonały aktorsko i jeden z nielicznych, który zyskuje na tym, że w każdej chwili możemy zobaczyć, ile jeszcze przed nami. Gdy myślimy, że już po wszystkim, ale nie, jeszcze nie. Jeszcze nie jesteśmy wolni. My, widzowie.

  • Ona nie jest stąd. On jest. Ona podróżuje. On chce, żeby została z nim. Spotykają się, spędzają ze sobą czas. W tym filmie język rzadko jest istotny, bo bohaterowie rzadko rozumieją się nawzajem. On coś mówi, ona wyłapie z tego słowo lub dwa. On przez jej akcent nie może się przebić. My tak samo. Jeśli nie możemy zrozumieć zachowania bohaterów, to nie musimy – reżyser rozumie za nas. To film, w którym zakochani potraktowani są na poważnie. I o to w tym chodzi.

  • Urokliwe kino zawierające ból życiowy, powojenny, inny. Bohater spotyka kobietę, która w niego wierzy. On sam jest przekonany, że nie jest lepszy od innych – ciągnie się za nim przeszłość i ludzie chcący jego krzywdy – ale ona widzi w nim coś więcej. I on też w to uwierzy. Opisy mówią, że to film o mężczyźnie uciekającym przed „konsekwencjami wojny, chcąc rozpocząć nowe życie”, ale w mojej pamięci to bardzo ładny film o znajomości dwojga ludzi, którzy pomagają sobie w trudnych czasach.

  • To nie jest horror, którego oglądanie zmusza do krzyku i wyjścia na papierosa. Bardziej wywołuje wewnętrzny wstręt i ból, który udziela się widzowi z czasem, im więcej ten go spędza z główną bohaterką. Ale twarz bohaterki będzie się śnić po nocach. Mimo tego, że nawet jej nie zobaczycie.

  • Komedia romantyczna tak niepodobna do dzisiejszych standardów tego gatunku, jak współczesne postrzeganie swastyki wobec jej pierwotnego znaczenia. Całą opowieść wypełnia romantyzm w nowoczesnym – moim! – rozumieniu tego słowa, a główny bohater jest wszystkim, czego ta historia od niego potrzebowała. Bohater, który nie uważał, że jego miłość do kogoś oznacza, że posiada tę osobę na własność. Człowiek, który zrozumiał miłość.

  • Ważny film. I mądry. Ludzie podejmują delikatny temat, traktując drugą stronę z szacunkiem. Film po prostu mówi to, co trzeba było powiedzieć. Film ma formę kameralną, opiera się na rewelacyjnym scenariuszu, dialogach, dramaturgii, aktorstwie. Pełno w nim surowego sarkazmu, który słyszymy z ust postaci, którym po prostu brak słów na daną sytuację. Oczywiście, film operuje na wielu innych poziomach. Naprawdę nie jestem w stanie przewidzieć, gdzie was zaprowadzi.

  • To nie tylko rewelacyjne kino gatunkowe, ale i autorskie, a do tego idealne przełożenie historii na język filmowy jakby tu było jej pierwotne miejsce. Ten film potrafi przestraszyć, a napięcie momentami skacze pod sufit, ale najważniejsze sceny oparto na złożonej psychologii, którą wykorzystano do stworzenia niebanalnej intrygi z zagadkami pozornie niedającymi się wytłumaczyć oraz strasznym, mrocznym klimatem. Takiego szacunku dla człowieczeństwa mi brakuje.

  • Fellini nie góruje nad nikim, nie potępia, zamiast tego przygląda się i sam bierze udział w przygodzie, szukając w niej uciech i przyjemności, razem z nami znajduje pustkę, by w ostatnich sekundach filmu przyłożyć widzom obuchem w łeb. I to nie morałem, przypowieścią lub nauką, ale goryczą, smutkiem, żalem.

  • Kobieta o pseudonimie „Mama”, luksusowa hostessa pierwszej klasy, zbliża się do wieku, kiedy to będzie musiała zdecydować się na zamążpójście… Albo otworzenie własnego baru. Co wybrać? Kierować swój biznes i narazić się na całe ryzyko, jakie z tym przychodzi, czy może zaakceptować propozycję pierwszego, który się oświadczy? Znakomity dramat o narodzinach kobiety nowoczesnej w Japonii i o tym, czego wymagało tak naprawdę wejście choć jeden stopień wyżej w tytułowych schodach.

  • O ucieczce z więzienia, ale postawiono na naturalizm. Wszystko przeprowadzone co do szczegółu, tu nie ma kogoś, kto popełni błąd. Wszyscy perfekcyjnie zrobią, co trzeba. Całość trzyma w napięciu dzięki położeniu na realizm. Czuć bardzo mocno, że oni w każdej chwili dużo ryzykowali i mogli naprawdę być złapani. I to wszystko na faktach…

  • Yasujiro Ozu stwierdził na stare lata, że dla odmiany nakręci komedię romantyczną. Są tu obecne motywy nie tylko swatania swoich dzieci i kłopotów, które z tego wynikają; film Ozu to przede wszystkim strach przed zmianą – oddaleniem między członkami rodziny, które nastąpi, gdy pociecha zacznie budować własne gniazdo. Obawa przed opuszczeniem swojej samotnej matki, bo jak ona sobie jako wdowa sama poradzi na starość? A to tylko niektóre z nich.

  • Jak na horror, jest to film oryginalny nawet dziś – pokazana zostaje jedynie reakcja. Gdy kobieta ogląda filmy bohatera – kluczowych momentów nie widać, są tylko opowiedziane przez bohatera, a wszystko, co widzimy, to wstręt na twarzy kobiety. Jak na dramat, jest bardzo dobrze. Widz poznaje motywację mordercy, rozumie go, ale też potępia, jednocześnie współczując. Finał jest świetny. Ten film budzi fascynację.

  • Obraz dorastającej młodzieży w pewnym okresie. Zbiór barwnych postaci, których losy i relacje stanowią fundament całej produkcji. Jest tu humor i zabawne sytuacje, ale całość naznacza marazm otaczającego świata, jest tu pewien nihilizm – on musiał przyciągnąć Hasa do tej książki. Odkrył w tym utworze uczucie, które towarzyszyło mu podczas dorastanie w kraju powojennym.

  • Małe brytyjskie miasteczko nagle zostaje odcięte od reszty świata. Nikt nie może tam wejść, bo traci przytomność. Po paru godzinach problem znika. Co się stało? Odpowiedzi są niejasne, trudne w uzyskaniu i często będą opierać się na domysłach. Wioska przeklętych to tak jakby pełnometrażowy odcinek Twilight Zone, w którym największe obawy wywołuje niepewność oraz nieznane.

  • Idealny klasyczny gothic horror. Dyliżanse, kominki, stare klątwy, tajne przejścia, absolutna powaga i czarno-białe zdjęcia. Miodzio, miodzio! Maska szatana to kino oparte na złu rosnącym w siłę, czającym się wokół i nieuniknionym, ciągle się zbliżającym.

  • Młody mężczyzna musi nauczyć się być mężczyzną, żeby potem móc wybrać, czy chce taki być – tak pokrótce mogę opisać sposób, w jaki zaczyna się ta opowieść. Obraz swoich czasów, można to zaakceptować albo nie; typowy klasyczny amerykański dramat wyrośnięty z tradycji westernu. Krzepiący, z bohaterami reprezentującymi sobą wiele pozytywnych postaw. Przejmująca opowieść, w której każdy robi to, co uważa za słuszne, mimo to doprowadzając do tragedii.

  • Bohaterowie przez wiele lat wpadają na siebie, odchodzą, wracają, rozmawiają. Cała fabuła to tocząca się swoim tempem opowieść o życiu w kłamstwie, coraz gorszym i coraz bardziej toksycznym. Relacja między Tonym i siostrą oraz rodzicami, jakie życie sobie wybrali po szkole, gdzie chcą wyjechać. Przyjęcia i zaborczy ojciec Salome. Wszystko to składa się na całkiem dojrzały i prawdziwy obraz.

  • Problematyka filmu skupia się na gwieździe, której czas przeminął. Na pierwszy plan wysuwa się konfrontacja kultury amerykańskiej z włoską, młodości z doświadczeniem, marzeń z rzeczywistością. Pani Stone nie może uwierzyć w krążące opinie na swój temat. Z drugiej strony jest zagubiony młodzieniec, który do końca nie daje widzowi odpowiedzi na temat swych przekonań, nie zdradza tego, co wie, nie sugeruje, co może być prawdą.

  • Balet na usługach języka filmowego. Mistrzostwo montażu, reżyserii, zgrania obrazu z rytmem i muzyką. Dosłownie każdy kadr jest tak pięknie skonstruowany, wypełniony kolorami i postaciami w wymownych pozach, dynamicznych konfiguracjach, niczym nowoczesne malarstwo wielkich mistrzów. Oczu nie można oderwać i wprost nie idzie uwierzyć w niektóre sceny, że udało się je zrealizować tak idealnie. Fabuła za bardzo nie ma sensu, zachowanie bohaterów nie ma sensu, ale i tak nie mogę przestać się ślinić.

  • Prosty, wyraźny wizerunek Ameryki początku zeszłego wieku – wiarygodny i uzasadniony, ale służący tylko jako środek do opowiedzenia historii o miłości, tym razem dwojga nastolatków. Warren Beatty i Natalie Wood zakochanych w sobie po uszy, a rodzice robią wszystko by pozbawić ich szczęścia. Fenomenalna pani Wood oraz muzyka jazzowa.

  • W życiu bym się nie spodziewał tak lekkiego filmu w neorealizmie. Niby to wszystko poważne, podszyte grubo nicią religii i polityki – ale jednocześnie jakie fajne! Jest tu kilka postaci przeplatających się w iście Altmanowski sposób – im wszystkim nad głową drze się Bóg i ogłasza Sąd Ostateczny. Widz obserwuje jak ci wszyscy ludzie się zachowują w obliczu zbliżającego się zbawienia. A scena samego sądu? Oczywiście nie zdradzę, ale powiem jedno: tak wyluzowanego Boga w kinie jeszcze nie było!