Filip Jalowski
Krytyk-
Hitmana nie mam zamiaru oceniać jednoznacznie. Przywilej ten pozostawiam osobom, które na jego temat wiedzą nieco więcej niż ja, czyli tym, którzy wiedzą nieco więcej niż nic. Pod kątem translacji języka wirtualnego na filmowy - zmilczę, pod kątem autonomicznej produkcji raczej odradzam, a może inaczej - polecam jedynie entuzjastom serii.
-
Jest Jumper kolejną pigułką wyprodukowaną z efektów specjalnych i, jak to pigułka, jest do przełknięcia, ale niekoniecznie smakuje.
-
Potężna kampania reklamowa przerasta Projekt: Monster dając nam fałszywą próbkę tego, co faktycznie zostanie pokazane. Film znacznie słabszy od swoich tematycznych poprzedników, zawodzi niemalże w każdym aspekcie. Jedynym pozytywem jest zakończenie, którego oczywiście nie zdradzę - z jego znajomością sens, na szczęście dość krótkiego seansu, byłby mocno wątpliwy.
-
Kiepski film o pajacach w kolorowych ciuchach.
-
-
Nie pozostaje nam więc nic innego, jak podziękować Francuzom za to, że w czasie wakacyjnego sezonu ogórkowego zafundowali nam dziewięćdziesiąt minut porządnego kina akcji. Uprowadzona momentami balansuje na krawędzi bajek o Jamesie Bondzie. Ale kto nie lubi popatrzeć na kopanie przestępczych tyłków, i to w słusznej sprawie?
-
Mimo swoich niezaprzeczalnych wad i braków względem filmowego protoplasty, w dalszym ciągu jest obrazem godnym obejrzenia. Jego wartość znacząco wzrasta, gdy spojrzymy na niego pamiętając, że jest sequelem, który to - jak uczy historia - niemalże zawsze upada na kolana przed pierwowzorem. Dzieło Fresnadilla łamie ogólnie przyjętą regułę dzielnie trzymając się na nogach, składając poprzednikowi jedynie delikatny ukłon.
-
Obok absurdalnej historii i zatrważająco niskiego poziomu żartu, załamywać mogą nieudolne próby utworzenia czegoś, co w przekonaniu twórców miało być zapewne drugim dnem.
-
W równym stopniu małe dzieło sztuki, hołd złożony jednemu z najbardziej rewolucyjnych zespołów w historii popkultury i pacyfistyczny manifest przeciwko polityce Stanów Zjednoczonych.
-
Nie należy jednak do najgorszych adaptacji. Zupełnie poprawnie zagrał John Cusack, klika scen pozytywnie wpływa na klimat opowieści, w niezwykle profesjonalny sposób przedstawiono kolejne transformacje przeklętego pokoju. Ale zabrakło mu tego 'czegoś', co otacza nas w trakcie czytania literackiego pierwowzoru.
-
Frank Darabont bezbłędnie czuje klimat prozy Stephena Kinga.
-
Nieprzeciętny klimat, zaskakujące rozwiązania fabularne i nietypowi bohaterowie są emblematami hiszpańskiego kina grozy. Znudzeni szpetnymi twarzami azjatyckich niewiast plądrujących połączenia elektroniczne, zmęczeni kiepskimi lekcjami anatomii w wykonaniu Rotha i jego naśladowców, zmęczeni kolejnymi wcieleniami horrorowych herosów z przyjemnością przenosimy się do miejsca, w którym świat duchowy i świat doczesny przenikają się w sposób przemyślany, subtelny.
-
-
Wciąż ogląda się z uznaniem w czasach, kiedy teledyskowy montaż, muzyka Queena w tle, pojedynki na miecze oraz archaiczne efekty specjalne nie robią na widzu takiego wrażenia.
-
Raczej performance mający na celu igranie z naszą percepcją, a nie płacz nad kondycją nowoczesnego człowieka.
-
Prosta, ale i poruszająca historia o sile ludzkiej pasji i wyobraźni, która doprowadziła do tego, że wzbiliśmy się w powietrze, a dzięki technologii fulldome będziemy mogli polecieć nie odrywając się od ziemi.
-
Solidny i świetnie sfotografowany kawałek kina.
-
Nie jest zatem dramatem historycznym, to dramat ludzkiego umysłu.
-
W przypadku "Głowy do wycierania" nie ma uniwersalnego klucza, który otworzy wszystkie drzwi, odsłoni wszystkie tajemnice. Część zamków da się rozbroić. Niektóre drzwi może jednak otworzyć jedynie sam Lynch, który niejednokrotnie podkreślał, że opowieść o Henrym Spencerze jest jego najbardziej osobistym filmem.
-
Nietypowy dokument o umieraniu.
-
Tim Burton ogromnie mnie zawiódł. Przegrał z "Alicją w Krainie Czarów", ale i z samym sobą.
-
Typowe kino środka. Powinno zadowolić większość widzów, ale jedynie w nielicznych wywoła gwałtowniejsze emocje, czy to pozytywne, czy wręcz przeciwnie.
-
Smarzowski pozostaje uczciwy zarówno w stosunku do siebie, jak i widza. Ksiądz, mimo zdecydowanie komercyjnego charakteru, wciąż pozostaje interesującą wycieczką do wypełnionego całą rzeszą wykolejeńców świata twórcy, a może i zapowiedzią jednego z jego kolejnych filmów.
-
Obrzydliwie, ekscentrycznie, zabawnie, interesująco, a przede wszystkim tłusto.
-
Zdecydowanie kawał świetnej, filmowej roboty.
-
Doskonałe na wieczór w trakcie ciężkiego tygodnia.
-
Nawet najbardziej kolorowa i pełna atrakcji karuzela przestaje być przecież dobrą zabawą, gdy nie możemy z niej wysiąść. Trainspotting doskonale ten fakt rozumie.
-
Z całą pewnością "Valhalla Rising" inspiruje i otwiera wiele ścieżek, którymi mogą podążyć myśli widzów. To film zdecydowanie hipnotyzujący, zawierający w sobie podobną niewiadomą, która cechowała zonę Stalkera, czy herzogowskie dżungle. Z drugiej strony, właśnie ta niewiadoma zdaje się być niepokojąca, odrobinę czuć od niej plagiatem.
-
Aby zareklamować produkcję wystarczy w zasadzie powiedzieć: Patrick Stewart i neonaziści stłoczeni w obskurnym klubie dla skinheadów.
-
Hipnotyczna podróż w głąb umęczonego umysłu bohatera.
-
Abrams stworzył przyjemnego dla oka przeciętniaka, którego siła tkwi głównie w tym, że gra na naszej nostalgii.