-
Głupkowata quasi-komedia akcji z miałką i przewidywalną fabułą, słabymi efektami specjalnymi i bohaterami płaskimi jak kartka papieru.
-
Niestety Rebel Moon pełen jest uproszczeń, dróg na skróty i traktowania widza jak dziecko, a w połączeniu z nadmiernym opieraniu się na utartych motywach oraz braku więzi z bladymi i niewyrazistymi bohaterami sprawia to, że otrzymujemy totalnego przeciętniaka, który z karty hollywodzkiego pamiętnika zostanie wymazany bardzo szybko.
-
Rozczarowanie to chyba najlepsze podsumowanie Planu wycieczki. Wspomniana na początku przeciętność rodziny Morganów przesiąknęła też na całą produkcję. Nie można tu wyróżnić nic, co szczególnie zapadłoby w pamięć, więc szkoda Waszego czasu.
-
Jeśli miałbym się przyczepić do czegoś na siłę po dwóch pierwszych odcinkach, to postawiłbym na emocje głównej bohaterki, które momentami wyglądają jak żywcem wyjęte ze szkolnego przedstawienia czwartoklasistów. Poza tym Monarch: dziedzictwo potworów ma na razie wszystko to, czego oczekujemy po luźnym serialu przygodowym.
-
Ta powolność może odrzucać osoby, które spodziewały się dynamicznego akcyjniaka i fakt - niektóre sceny obserwacji, śledzenia ofiar oraz przydługich rozmyślań bohatera mogą nużyć, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że film trwa niespełna dwie godziny. Jednak jeśli otworzymy się na tą koncepcję, to otrzymamy może nie kawał wybitnego kina, ale porządnie skrojony, gęsty thriller w typowo Fincherowskim stylu.
-
W obliczu przeciętnych adaptacji gier to prawdziwa perełka.
-
Niestety Klub miłośników kryminałów nie robi tego ironicznie, a jest po prostu filmem złym do szpiku kości, który swoją irracjonalnością kpi z oglądającego. Zalecam szanować swój czas i unikać jak ognia.
-
Tak uroczego serialu po twórcach Ricka i Mortiego się nie spodziewałem.
-
Udowadnia, że ekranizacja gry może być dobrą rozrywką nie tylko dla fanów serii, ale także dla postronnych widzów.
-
To trochę tak jakby ktoś obejrzał Tylera Rake'a i zapragnął stworzenia polskiej wersji. Operacja: Soulcatcher to film dla masochistów i fanów produkcji kategorii B. Oglądacie na własne ryzyko.
-
Bawiłem się naprawdę nieźle i bez wątpienia warto wybrać się do kina, poświęcając mu niespełna dwie godziny życia. To jednak z tych produkcji, o której będzie się dyskutować jeszcze długo po premierze, bo film celowo uderzył w tematykę, odbieraną przez widzów na swój własny, indywidualny sposób.
-
Jest więc przez to filmem bardzo nierównym. Z jednej strony bazuje na oryginalnym pomyśle i przez połowę czasu ekranowego konsekwentnie się go trzyma, ale z drugiej kuleje przez techniczne niedociągnięcia, ucinanie scen w niefortunnych momentach i absolutnie absurdalne zakończenie, które niczym deus ex machina kończy akcje, pozostawiając widza bez odpowiedzi. To trochę tak, jakby twórcy zaplanowali połowę filmu, a dalej stwierdzili, że jakoś to będzie.