Student na katowickiej Filmówce i absolwent dziennikarstwa. Nieostrożny eskapista. Uwielbia moment po wyjściu z kina, kiedy świat filmowych fantazji ciągnie go za jeden rękaw a drugi powiewa już na wietrze, stojąc w rozkroku pomiędzy fikcją a rzeczywistością. Stały w uczuciach do Coppolowskiej Marii Antoniny, mięsnej sukienki Lady Gagi i zaklęć niewybaczalnych.
amatuszkiewicz@kacikpopkultury.pl
-
-
Niezły blockbuster. Twórcy jak za rękę prowadzą nas przez historię, dbając o to, abyśmy wszystko dobrze zrozumieli. Serwują nam wszystko, czego publiczność kina rozrywkowego może oczekiwać.
-
Dzięki estetycznym, statycznym ujęciom, dobrze otulonym przez światło, film dosięga wrażenia dobrego kina. Nic dziwnego - zdobył nagrodę za najlepsze zdjęcia na festiwalu w San Sebastian. Nie jest to jednak kino dla każdego. Przez swoje naturalistyczne podejście może być zbyt mocne i dosłowne dla tych nieco bardziej delikatnych widzów.
-
To bolesne wejrzenie w niebiorącą jeńców naturę choroby, na którą razem z chorym zapadają także i bliscy. Beata Dzianowicz filmem "Strzępy" odsłania obraz człowieka trzymanego dotąd szczelnie za kotarą wstydu i bólu.
-
Obraz ma tendencje do romantyzowania sentymentalizmu. Nostalgia przybiera wówczas karykaturalną postać. Nie zmienia to faktu, że film zagrany jest dobrze. Uwierzyłem w bohaterów i zdobyli moją sympatię. Na jego zalety składa się na pewno podjęcie problemu zinternalizowanej homofobii czy ukazanie dojrzałego wyoutowanego geja. Film jest dobroduszny w swoim rdzeniu, przez, co sprawdza się jako comfort movie i to z gatunku tych lepszych.
-
To gejowski harlekin, który nawet nie sili się na to, żeby wyglądać bezpretensjonalnie.
-
Greta Gerwig umiejętnie wyważyła blockbusterową specyfikę, lekkostrawny humor i intelektualny manifest. Realizuje lekcję feminizmu w wersji pop, gdzie patriarchat jest odmieniany przez wszystkie przypadki w trakcie pląsów do piosenek Duy Lipy i Lizzo, a o rolach płciowych mówi się w cekinach i z brokatem na ustach.
-
Siłą "Black Mirror" od zawsze było snucie paraboli o ludzkich słabościach i przywarach. Co udaje się i tutaj. Każdy z pięciu odcinków szóstego sezonu to dobra realizatorska robota.
-
Intymna historia determinizmu. Gdzie nacjonalizm spotyka queerowość, religia niewiarę, oczekiwania niezależność, a strach - miłość. To także historia zdzierająca tak chętnie zakładane maski tożsamościowe dające złudne poczucie przynależności. To w końcu historia demaskująca podział na "my" i "oni".
-
"Solaris Mon Amour" trudno nazwać dokumentem, pomimo że premierę ma na festiwalu z filmami dokumentalnymi. Nieprzypadkowo odwołuje się do nowofalowego filmu "Hiroszima, moja miłość". To wysmakowana wizualna i foniczna mieszanka konceptualna mająca wartość dodaną.