-
Choć Portman i Moore dają tu prawdziwy popis, nie potrafią odwrócić uwagi od mankamentów tekstu. Nużące tempo i kiepska struktura dramaturgiczna dają o sobie znać, z drugiej strony dostajemy sceny, w których twórcy torpedują nas napastliwą kamerą i muzyką rodem z hiszpańskich telenoweli. Rażą również płytkie metafory.
-
W May December Haynes wykonuje doskonałą pracę, rozwijając historię ze znakomitą dynamiką, utrzymując widza w napięciu. Porusza też w kompleksowy sposób kilka poważnych pytań natury moralnej, szydząc złośliwie z kolegów po fachu, a może i samego siebie. Mimo wszystko ciężko mi traktować najnowszy film Amerykanina jako dzieło w pełni udane, czego powodów doszukiwałbym się we wspomnianej już, ocierającej się o kicz stylistyce małomiasteczkowego thrillera, godzącej w tym przypadku w spójność utworu
-
Niezależnie od gatunku, bo to sprawa drugorzędna, wyszedłem z tego filmu nieco rozczarowany, a przede wszystkim obojętny. Zatem w stanie, który w przypadku produkcji Haynesa był mi do tej pory obcy.
-
To z całą pewnością jedna z najbardziej zaskakujących i wyrazistych produkcji pokazywanych na tegorocznym festiwalu w Cannes. Toddowi Haynesowi udało się połączyć kampową, przerysowaną stylistykę z intrygującą, ludzką historią.