-
Liczyłem na solidny wstrząs, a otrzymałem twórczy miszmasz, na który składają się, komedia romantyczna, film obyczajowy i dramat.
-
To nie niesiony płytkimi emocjami film o śmierci, ale skończone dzieło o wyborach, dzielących dniach, pożegnaniach, gdy słowa nie są potrzebne do wyrażenia bólu.
-
Cieszy jednak, że wreszcie ktoś chciał opowiedzieć na ważne tematy w nieco inny sposób niż znany z filmów obyczajowych puszczanych w niedzielne wieczory. Nie jest to próba w pełni udana, ale należy się uznanie za odwagę.
-
To mógł być ważny film, ba, żeby chociaż był wzruszający, ale tu brakuje nawet tego emocjonalnego szantażu. Wyszedł produkt skalkulowany na zimno, nonszalancki, a w efekcie doskonale obojętny, ani do łez, ani do śmiechu, za to do szybkiego zapomnienia.
-
Mimo najlepszych chęci nie jestem w stanie dostrzec w Chemii lekkości, to kino stworzone z ciężkich filmowych pierwiastków. Silnie radioaktywne.
-
"Chemia" nie jest filmem ani wybitnym, ani skomplikowanym. I wcale do tego nie dąży. Jest jeden powód dla którego przyciąga, to: prawda. Oglądając, niemożliwym jest pozbycie się świadomości, że to prawdziwa historia, że reżyser włożył w ten film całe swoje serce i na naszych oczach żegna się z żoną.
-
Choć film Prokopowicza jest bardzo nierówny, można mu wiele wybaczyć za kilka doskonałych, przepełnionych reżyserską wrażliwością momentów.
-
Chciałbym powiedzieć coś dobrego, ale "Chemia" jest tak słaba i interesująca niczym obrady Sejmu. Wiele krzyku, treść skąpa, a satysfakcja znikoma. Niech pan Prokopowicz zostanie przy zdjęciach, gdyż to mu lepiej wychodzi.
-
Na pewno "Chemia" nie jest tytułem, którym można by wygrywać największe festiwale, ma za to duży potencjał sentymentalno-empatyczny. Śmieszy i wzrusza.