soniacz
Użytkownik- Olek Mich
- Mężczyzna
-
Ta seria... Co to była za podróż. Kompletnie niespójna, wiele razy głupiutka, ze słabym CGI, ale również sprawiająca tonę frajdy. Zaś Ostatni rozdział to moje ostateczne guilty pleasure. Na każdy dobry pomysł ma jakiś zły. To czyni zakończenie serii filmem, który wymyka się wszelkim ocenom. Jednocześnie najlepsza jak i najgorsza produkcja w historii. Zaś Anderson to potężny feminista sprawiając, że to kobiety są ostatecznymi ocalonymi i zbawicielkami świata. Dziękuję jemu i Milli za tę serię.
-
Niestety rozczarowanie. Wciąż potrafi nieźle bawić, a Milla ma najlepszy wygląd w serii (tak, to ważny plus do wymienienia), ale Anderson chyba za bardzo zachłysnął się pewnymi pomysłami, bo zapomniał zrobić z nimi coś ciekawego (córka). Ogólnie to zaskakująco nudna i stonowana część, w której bohaterowie po prostu chodzą od jednego do drugiego miejsca w symulacjach. Po Afterlife liczyłem na więcej.
-
-
Będzie długo siedział w głowie, bo przechodzi się przez niego ciężko, ale zdecydowanie warto pozostać do końca. Dawno nie miałem poczucia, że pomimo obrania tylu tematów, całość jest spójna. Ci co będą gotowi na ten film, powinni bez problemu znaleźć w historii jakiś motyw, który najbardziej ich zainteresuje.
-
Nie udaje mu się oddać uroku oryginału pod kątem wyglądu, humoru oraz samej historii, która jest ogromnie pretekstowa. Razem z Olimpiadą, jeden z tych słabych aktorskich filmów o Galach. Zaś polski dubbing od Kino Świat oczywiście przeklinam.
-
Za długi, męczący, żenujący, wulgarny, obraźliwy i absolutnie o niczym. Moralizowanie, że sukces i narkotyki niszczą człowieka to zostawcie na krótkie filmiki motywacyjne dla uczniów, a nie robicie 3h festiwal męczenia Leonardo DiCaprio.
-
Dobre, jak nic innego nie leci w TV. Można się pośmiać z głupoty :)
-
Niepotrzebna kontynuacja, która zaskakująco dużo rzeczy robi gorzej od poprzednika. Choć to przede wszystkim pretekstowy scenariusz nie pozbawiony głupot.
-
No fajne te siedem ocen 10/10. Takie bardzo wiarygodne. Dlatego ja pozwolę sobie powiedzieć, że to najgorsza odsłona serii, która przecież jeszcze te parę lat temu sprawiała mi tyle przyjemności. Ech, szkoda gadać.
-
Wydawałoby się, że Kaguya-sama to praktycznie samograj i z takim scenariuszem nie da się tego źle przełożyć, ale wystarczą dziwne zmiany, nie najlepsza reżyseria oraz słaby montaż, żeby z najlepszej komedii romantycznej w historii zrobić coś co nie sięga temu do pięt. Jestem ogromnie rozczarowany.
-
Niby fabuła deczko przewidywalna, ale, w mordę jeża - relacje rozpisane bezbłędnie, pokazanie patologicznej ksenofobii i zbędnego ostracyzmu dotkliwe, sceny Czkawki powoli oswajającego Szczerbatka przepiękne (Rysowanie w ziemi! Pierwszy lot! Pierwszy lot z Astrid!), a muzyka to takie sztosiwo, że głowa mała.