-
To film przerażająco smutny i przerażająco piękny. Wprowadza w nostalgiczny, przygnębiający nastrój i miażdży dobry humor, który miało się przed seansem. Jest jak góra smutku, który spada, ale spada za długo.
-
W przeciwieństwie do wielu świątecznych filmów Netflixa produkcja HBO w reżyserii Shauna Paula Piccinino naprawdę nie jest zła. Jak na tytuł utrzymany w bożonarodzeniowym klimacie prezentuje się całkiem przyjemnie i zdecydowanie warto wybrać ją na lekki, grudniowy seans.
-
Na plus zaliczyć można nawet przyjemną momentami muzykę i sam pomysł, który, gdyby lepiej zrealizowany, mógłby okazać się całkiem ciekawy. Niestety zamiast świątecznego sukcesu wyszła ruina, której oglądania serdecznie nie polecam.
-
To nie tylko święta, choinka i gorące uczucia, ale też intrygi, nieco akcji i przyjemna muzyka. Myślę, że po kiepskiej drugiej części ten tytuł zadowoli zawiedzionych przed rokiem widzów. Nie ma jednak co oczekiwać wybitnej produkcji, ponieważ to wciąż świąteczny film Netflixa, a tego typu obrazy powinny już chyba stanowić osobny gatunek.
-
Pomijając to, że film jest zbyt wyidealizowany, a Natalie we własnym domu siedzi na kanapie w botkach na obcasie, naprawdę miło się na to patrzy. Produkcja Hernána Jiméneza wyróżnia się na tle innych tytułów świątecznych Netflixa zdecydowanie mniejszą niż zwykle ilością żenady, a co dziwniejsze - niektóre żarty są całkiem udane.
-
Czasami bywa tak, że nie mamy ochoty na ambitne, wymagające skupienia produkcje. Można wtedy sięgnąć po nowy horror Marshalla i na własne oczy przekonać się, jakich filmów nie powinno się robić.
-
Sama historia nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jedyne, dla czego warto obejrzeć ten film to właśnie jego dziwna, niesprecyzowana gatunkowość.
-
Samej trudno mi stwierdzić, czy ten seans mi się podobał czy nie. Z jednej strony miejscami wzbudzał on moje zaciekawienie, z drugiej jednak chyba częściej czułam się nieco przytłoczona i znudzona jednym miejscem akcji. Zaliczam więc ten film do ogromnego zbioru typowych, netfliksowych średniaków.
-
W filmie podobało mi się właśnie to, że to nie tylko horror, ale też opowieść o relacjach. Typowe horrory, kiedy skupiają się jedynie na "strasznej" warstwie fabuły, są zwykle po prostu dość płytkie i nudne. "Co widać i słychać" nie jest może porywające, ale ciekawie obserwuje się historię dziwnego małżeństwa zaplątanego w sidła różnych tajemnic.
-
Zbyt niejednorodny, by można było go sensownie ocenić. Po obejrzeniu całości nadal nie wiem, co miał mi on przekazać. Czy miał mnie wzruszyć czy rozśmieszyć? W sumie nie jest to ważne, bo ani jedno, ani drugie się nie udało.
-
Obejrzałam to za Was, możecie sobie odpuścić.
-
To dzieło złożone ze zmysłowych detali i zbliżeń, które tworzą pełną, magiczną historię nie tylko o miłości, ale również o samotności. To opowieść o zagubieniu, trosce i cierpieniu, pełna poetyckości i piękna.
-
Choć fabuła jest dość przewidywalna i pozbawiona zaskoczeń, myślę, że można czerpać radość z oglądania tej produkcji. To kolejna historia o przyjaźni, miłości i przemianie, która do historii kina nie wnosi nic nowego, ale może wywołać uśmiech na twarzach widzów.
-
Mimo wizualnych możliwości tego filmu jest on po prostu nudny. Zdjęcia powstawały w niesamowitych miejscach, ale nie zostało to do końca wykorzystane.
-
Nie mogę jednak powiedzieć, że ten seans to zmarnowany czas. To po prostu kolejny, nic niewnoszący przeciętniak. Film, który ma większe szanse na znudzenie widza, niż na skłonienie go do refleksji.
-
Odpowiednio skonstruowany, dość przewidywalny film dla młodej widowni. Porusza istotne kwestie, takie jak np. gwałt i pokazuje, że nikt nie jest sam. To opowieść o sile wspólnoty i o tym, że każdy jest tak samo ważny i wartościowy.
-
Uważam, że pewne granice dobrego smaku zostały w tym filmie przekroczone, a całość wydaje się być przedstawieniem taniej seksualności na tle drogich samochodów.
-
Ten film ogląda się trochę jak spektakl. Jest niezwykle intymny, kameralny. Uczucia są maksymalnie wyeksponowane, a widz ma wrażenie, że uczestniczy w czymś naprawdę istotnym.
-
Mocne, ciężkie i przytłaczające kino, na które trzeba się przygotować. I mieć w zanadrzu chusteczki.
-
Mimo że Święta, święta i... znowu święta to komedia, nie brakuje w niej uniwersalnych prawd o życiu, rodzinie czy wartościach. Mówi o relacjach, bliskości, chorobie i prawdziwych problemach. Z tego filmu naprawdę można wyciągnąć coś dla siebie.