Szymon Pajdak
Krytyk-
Niewygodny, ciężki i przygnębiający kawałek science fiction.
-
Tak inteligentnych, błyskotliwych i lekkich filmów już się niestety nie kręci. Arcydzieło.
-
-
Obok "Kapuśniaczka" zdecydowanie najlepszy film Louisa de Funesa.
-
Doskonały dramat. Film, który w swej wymowie, mimo iż nie "rzuca" banałami, jest wybitnie antywojenny. Pokazuje, w jaki sposób ludzie dają porwać się szaleństwu i jak wielki wpływ na ich psychikę potrafi wywołać wojenna zawierucha.
-
Okres świąt to czas magiczny, w którym dzieją się różne cuda. Dałem się przekonać na seans polskiej komedii romantycznej, która okazała się być świetnym filmem.
-
Klisza pogania kliszę, dialogi są momentalnie czerstwe niczym kilkudniowy chleb, ale to nic, bo to ten rodzaj kina, który zwyczajnie zasysa i nie pozwala się oderwać od ekranu.
-
Jeśli jednak przymkniemy oko na wszystko, co niedorzeczne, dostaniemy praktycznie ten sam produkt co przy poprzednich dwóch częściach i ponownie nie będziemy mogli oderwać wzroku od tego, co dzieje się na ekranie.
-
Film ogląda się naprawdę dobrze i potrafi poprawić humor na wiele godzin po seansie, jednak mimo wszystko wolę krótsze przygody naszej paczki.
-
Są w najnowszym filmie Nolana momenty, które sprawią, że przez wasze ciało przebiegnie przyjemny dreszcz, a chwilami obraz w połączeniu z muzyką da Wam niemal sakralne odczucia. Niestety to wszystko za mało.
-
Mimo że "Wielka ucieczka" ma ponad 50 lat na karku, to ogląda się ją znakomicie. Mimo wspomnianej już wcześniej lekkości, która gryzie się nieco z tematyką, to kawał solidnego kina, które nadal robi wrażenie.
-
W tym przypadku dostaliśmy produkcję wtórną i przewidywalną, która wylatuje z głowy w kilka minut po seansie, a której jedynym plusem są bohaterowie.
-
Scenariusz, który nawet jak na tego typu produkcję razi głupotą i nielogicznością, montaż rodem z MTV, wszechobecny chaos, orgia efektów specjalnych i nuda, która pomimo całej parady atrakcji jaką serwuje nam Bay pod koniec daje się mocno we znaki.
-
Posiada wszystko to, co idealny blockbuster mieć powinien. Niegłupią fabułę, świetną i wartką akcję oraz dwójkę głównych bohaterów, świetnie zagranych przez Cruise'a i Blunt.
-
Prowokujący, szokujący, obnażający głupotę i naiwność - dokładnie taki jakiego oczekiwałem.
-
Doskonałe studium ówczesnego systemu, które idealnie wpasowuje się w obecne realia.
-
Idealny portret zagubionego dwudziestokilkulatka, który nie potrafi przystosować się do otaczającej go rzeczywistości.
-
Świetnie zapowiadający się film, który tak na dobrą sprawę mógłby się skończyć po 30 minutach, kiedy twórcom zabrakło pomysłu jak to dalej pociągnąć.
-
Mimo tego, że mamy dopiero końcówkę sierpnia, mają szansę zostać najlepszą komedią tego roku. W uroczy sposób łączą tęsknotę za minionymi czasami z dojrzalszym podejściem do tematu.
-
Totalnie przewidywalny, nudny i nie angażuje ani przez chwilę. Postacie są płaskie, a ich relacje pozbawione jakiejkolwiek chemii, humor jest wymuszony, a efekty specjalne słabe.
-
Del Toro umiejętnie robi to, co potrafił zrobić Spielberg w swoich najlepszych produkcjach - wydobywa dziecko z dorosłego, szanując przy tym jego inteligencję.
-
Odejście od oryginalnej formuły serii wyszło filmowi na dobre. Nie jest to poziom pierwszego "Kac Vegas", ale ogląda się go zaskakująco dobrze.
-
Seans "szóstki" jest jak spotkanie ze starą ekipą. Dobrze wiesz, jaki będzie miało przebieg, ale mimo wszystko dajesz się porwać, a na drugi dzień żałujesz, że już po wszystkim.
-
Luhrmann co prawda początkowo kłuje w oczy szaleństwem, jednak później, jakby wyczuwając to, z czym obcuje, tonuje nastrój, a parada barwnych fajerwerków zostaje zastąpiona przez obrazowanie relacji między bohaterami i spokojną narrację.
-
Zlepek kilku niezłych dowcipów i gagów oraz całej reszty, która wydaje się zbędna.
-
Archetypy, przyjemne klisze, sympatyczni bohaterowie grani przez znanych i lubianych aktorów, rozmach i fantazja. Wystarczy, żeby uznać seans za udany.
-
Kolaż nielogiczności. Obraz pełen scen nie mających ze sobą nic wspólnego. Brak mu lekkości "Klubu Winowajców" oraz wniosków, które moglibyśmy - razem z bohaterami - wyciągnąć.
-
Do "Konopielki" trzeba dorosnąć. Nie jest to pierwsza lepsza komedia w stylu "Samych swoich", choć śmiać się można praktycznie przez cały seans - śmieszność wszystkich sytuacji wynika raczej z prostoty życia mieszkańców Taplar, pokazuje ich zaściankowość i zacofanie. "Konopielka" to jednak dramat obyczajowy z elementami komediowymi, które skłaniają do refleksji nad kondycją wsi z tamtego okresu.
-
Świetnie zrealizowany film z wciągającą historią i dobrym aktorstwem, okraszony kilkoma znakomitymi dialogami.
-
To zadziwiające, jak John Hughes, przy pomocy piątki młodych ludzi i jednego pomieszczenia, potrafił stworzyć film wciągający od początku do końca, kompletnie inny od dzisiejszych "teen movies".
-
Obraz bezkompromisowy, brutalny i wulgarny, skąpany w kalifornijskim słońcu oraz oparach dymu marihuany.
-
Kino po prostu słabe: nie pozbawione uroku, ale nie wywołujące żadnych emocji.
-
Dobrze jest zobaczyć film o podróżach w czasie bez wymyślnych wehikułów, gadżetów, kostiumów czy wszechobecnego CGI.
-
Obraz jest po prostu słaby. Źle nakręcony, źle napisany i źle zagrany.
-
Muszę przyznać, że po seansie, kiedy emocje nieco już opadły poczułem smutek, bo to chyba ostatnie spotkanie z tą ekipą. Wszystkie wątki zostały idealnie zamknięte, a bohaterowie wyszli na prostą i nie wiem co jeszcze mogliby wymyślić producenci tak żeby nie zatrzeć dobrego wrażenia jakie pozostawia po sobie Zjazd Absolwentów.
-
Tortury, przemoc fizyczna i psychiczna, próby manipulacji i wywierania presji, brutalny ocierający się o gwałt sex - to wszystko zagrane jest tak dobrze, że autentycznie niepokoi i zmusza do zadania sobie kilku ważnych pytań.