Tajemnicza siła wybija Księżyc z orbity i posyła go na kurs kolizyjny z Ziemią. Grupa astronautów wyrusza w kosmos, by zapobiec katastrofie.
- Aktorzy: Halle Berry, Patrick Wilson, John Bradley, Michael Peña, Charlie Plummer i 15 więcej
- Reżyser: Roland Emmerich
- Scenarzyści: Roland Emmerich, Spenser Cohen
- Premiera kinowa: 4 lutego 2022
- Premiera DVD: 27 kwietnia 2022
- Premiera światowa: 2 lutego 2022
- Ostatnia aktywność: 14 stycznia
- Dodany: 12 listopada 2021
-
Wizyta w kinie wskazana jedynie dla ortodoksyjnych fanów niemieckiego kreatora tudzież wielbicieli słabego science fiction. Moonfall to rozrywka co najwyżej chłodna.
-
Jeśli lubicie tępą rozwałkę w stylu "2012" czy innych tego typu produkcji, to jest to idealny film na wieczór z popcornem. Obejrzeć, pośmiać się, zapomnieć. Jeśli szukacie filmu katastroficznego, w którym istnieją jakiekolwiek relacje między postaciami, a bohaterowie nie są apatycznymi robotami, to zdecydowanie bardziej polecam wam "Wandering Earth" czy bardziej luźny "Dont Look Up" z iście gwiazdorską obsadą.
-
Zdecydowanie najgorszy film w karierze Rolanda Emmericha. Fabułą jest koszmarnie głupia, a film wygląda jak teledysk.
-
Miejscami nie jest taki zły. Z drugiej jednak strony, w innych momentach jest jeszcze gorszy niż argumentacje Doktora Inżyniera Zięby o jego lewoskrętnej witaminie C.
-
Moonfall to film udowadniający, że każdy ma czasem gorszy okres w życiu czy też w swej twórczości. Zdecydowanie miał go Roland Emmerich podczas realizowania tego projektu. To bardziej nieudana, drętwa i pełna absurdów karykatura gatunku i jego poprzednich produkcji, aniżeli film katastroficzny sci-fi.
-
Jest filmem głupim, przesadzonym, słabym. Słabszym od takiego Geostorm. Koneserom gatunku może się spodoba, ale komu jeszcze?
-
Nie jest najgorszym przykładem najprostszej z możliwych rozrywek, ale nudzi wtórnością, rozczarowuje pochwałą drwienia z nauki i żenuje łagodnymi zakrętami fabularnymi, na których reżyser za każdym razem wpada w grożący dachowaniem poślizg. Wnętrze prawdziwego Księżyca nie jest puste, wnętrze tego filmu zdecydowanie tak.
-
Jeśli nie macie innej propozycji na totalny, bezmyślny relaks, to możecie zobaczyć "Moonfall", ale chyba powtórny seans "Pojutrza" lub "Dnia niepodległości" będzie lepszym pomysłem.
-
Pod wieloma względami, "Moonfall" jest więc poniekąd nieplanowaną karykaturą znakomitej większości portfolio Emmericha - niby uszytą z tych samych łat, ale na tyle niedbale, by wywołać uczucie znużenia nawet u najbardziej wyrozumiałych widzów. Nie znaczy to, że nie znajdą się tacy, którzy w "Moonfall" odkryją na tyle grzesznej przyjemności, by niezobowiązująco się na nim bawić - ale po prawdzie nawet oni lepiej zrobią, oglądając kolejny raz "Dzień Niepodległości".
-
Nie chcę zabrzmieć jak typowy Janusz z gadaniem a bo kiedyś to było, ale kiedyś rzeczywiście było. Filmy czy to katastroficzne czy science-fiction, jasne, były osadzone w gatunku, a więc miały często ten nierealistyczny element, ale świat przedstawiony był rzeczywiście pomyślany, zaś sceny zachowywały jakiś sens i nie były tylko po to, bo efekty specjalne pozwalały na ich zrobienie i bo to cool. Moonfall to popłuczyny po innych filmach Emmericha, i to jeszcze w sosie z M. Night Shyamalana...